piątek, 22 lipca 2022

Od Kukume cd. Mattii

Nagła wizyta wytrąciła Kukume z równowagi.
Tutaj, w pokoju, mogła przyjrzeć się bliżej kobiecie. Być bliżej nie tylko przez to, że byli w pokoju, znacznie mniejszym od arystokratycznych salonów, ale też w przestrzeni nieskrępowanej wymuszonym dystansem, z dala od ciekawskich oczu. Bliżej tu jej było do Clarice niż do panienki. Włosy spływały miękkimi, lśniącymi falami po ramionach, były jednak zmierzwione, a końcówki – postrzępione, nosiły ślady zbyt częstego przeczesywania i targania. Biała jak mleko skóra szlachcianki była nienaturalnie blada: tylko policzki rozgrzewała żywa czerwień, świadectwo wzburzenia i zbyt wielkiego wysiłku; Kukume przypuszczała, że pokonała drogę w wielkim pośpiechu, zapewne bez wiedzy ojca. Nie miała teraz na sobie zieleni ani szyfonów, w których gildyjczycy ujrzeli ją wcześniej na balu. Codzienna, błękitna suknia uwydatniała szczupłość ramion, które teraz drżały tłumionym szlochem. Duże, ładne oczy były podkrążone zbyt głęboko, by można to było uznać za owoc jednej nieprzespanej nocy. Cienie kładły się czernią zmęczenia i smutku, dłonie nie mogły znaleźć sobie miejsca. Kukume powstrzymała odruch, by nakryć je własnymi, bała się, że spłoszyłaby tym szlachciankę.
Żałowała, że nie zdecydowali się porozmawiać z nią wcześniej. Że nie wyciągnęła ręki, gdy byli jeszcze w posiadłości Merriweatherów. Miała ochotę wręczyć jej kubek zielonej herbaty i ukołysać do snu, jak Maję wiele lat temu, ale siedziała wciąż na miejscu, zasłuchana.
— Clarice, zrobimy, co w naszej mocy, jeśli możemy ci pomóc — Mattia nalał wciąż roztrzęsionej kobiecie nieco już wystygłej herbaty. — Możesz nam opowiedzieć, co się stało?
Clarice westchnęła głęboko, mechanicznie ujęła uszko filiżanki.
— Nie zorientowałam się — pochyliła się w przód, skuliła, jakby chciała się przed czymś ukryć. — A potem było już zbyt późno.
Nietknięta herbata zakołysała się, niebezpiecznie blisko krawędzi naczynia. Mattia, widząc stan dziewczyny, napełnił je wcześniej tylko do połowy, dłonie Clarice drżały jednak coraz mocniej, grożąc rozlaniem nawet takiej ilości.
— Może odłożę to na moment? — Kukume zainterweniowała, skoro zaś nie usłyszała protestu, możliwie delikatnie odebrała przedmiot.
— Mówił, że pomogą.
— Kto mówił? — Mattia zaplótł dłonie na kolanach, wziął głęboki wdech. Lepiej sprawdzały się precyzyjne pytania, stopniowo tworzące obraz sytuacji. — Pan Trinket?
Clarice tylko skinęła głową, zaraz jednak opuściła ją w dół, ciałem wzdrygnął dreszcz. Otworzyła usta, zaraz jednak zacisnęła je z powrotem. Dopiero po kilku sekundach opanowała się na tyle, by zaufać swojemu głosowi?
— Ojciec jest przekonany, że amulety pojawiły się w domu dopiero po kradzieżach — zaczęła. Kukume przymknęła na chwilę oczy, kiedy wiedziała już, jaka będzie kolejna część zdania — ale jeden był tam już wcześniej.
Blada, obleczona siatką jasnobłękitnych żyłek dłoń sięgnęła ku szyi. Kukume pamiętała, że podczas przyjęcia u Rochestera nosiła na niej topornie wykonany amulet zamiast pereł, które należały do bogactwa rodziny jej narzeczonego.
Słowa płynęły teraz wartko, jakby były rzeką, która wezbrała i zerwała tamę:
— Kupiłam jeden — ciągnęła — dla siebie i Brunona.
Kukume przechyliła lekko głowę, ale nie chciała przerywać; zerknęła zamiast tego na Mattię, ten zaś ułożył bezgłośnie wargi w słowo "narzeczony".
— …chciałam, żebyśmy byli szczęśliwi. Ostatnio dużo wyjeżdżał, na wybrzeżu pojawiły się problemy z dostawcami. Czułam, że się oddalamy, ale nie umiałam nic na to poradzić.
— Dlatego zdecydowałaś się kupić amulet? — spytała Kukume.
Jej głos zabrzmiał bardziej sucho niż chciała. Clarice jeszcze bardziej zgarbiła ramiona, podróżniczka poczuła zaś, że wypowiedziała te słowa zbyt pochopnie. Czuła jednak pulsujące zdenerwowanie w skroniach, od dawna była napięta jak struna. Zakochanie było niełatwym stanem, a panienka Merriweather nie przypominała osoby, której z łatwością przychodzi mówienie o swoich lękach i obawach. Być może amulety miały w jakiś sposób zabiec temu, czego się obawiała, a skoro nie była w stanie wyartykułować swoich uczuć, postanowiła zawierzyć ich ochronę drewnianej figurce.
Kukume musnęła odruchowo jeden z kolczyków wiszących u jej ucha, pomyślała o osobie, która ją nimi obdarowała i o tym, ile dla niej znaczyły. Nie powinna była oceniać Clarice i jej zachowania; nieśmiało do niej podeszła, ostrożnie pogładziła po wierzchu dłoni, jakby obawiała się, że dziewczyna zaraz się cofnie, ona jednak tylko uśmiechnęła się blado.
— Czy Brono wie o amulecie? — dopytała miękko.
— Nie! — pokręciła gwałtownie głową. — Nie mówcie mu, proszę.
Kukume wymieniła zaniepokojone spojrzenia z Mattią.
— Nie musisz się obawiać — astrolog uśmiechnął się pokrzepiająco. — Jeśli sobie tego nie życzysz, nie zrobimy tego. Niemniej, jeśli…
Jego wypowiedź przerwało krótkie pukanie do drzwi. W progu ukazał się jeden z pracowników karczmy; skłonił krótko głowę.
— Pan Trinket przyszedł — zawiesił wzrok na Mattii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz