sobota, 2 lipca 2022

Od Kukume do Reginalda


Misja nie trwała zbyt długo — pozwoliła jednak Kukume rozruszać nieco kości, przypomnieć skórze o blasku słońca i muśnięciach wiatru, które na trakcie były zupełnie odmienne od tych, których można było doświadczyć we wszystkich okolicznościach. Podróż, nawet jeśli krótka, pozwalała jej odpocząć, wziąć głęboki wdech. Nie podlegać bezruchowi, którego perspektywa wciąż ją przerażała, od której uciekała, pokonując kolejne dystanse, raźno chłonąć świat.
Wprawdzie odkąd była w gildii, jej poczucie stagnacji uległo pewnym zmianom; zaczęła postrzegać ją nie tylko jako widmo bezruchu fizycznego, ale bardziej mentalnego. Kiedy przebywała w Tirie razem z tyloma osobami, z których przyjaciółmi mogła nazywać więcej osób, niż mogłaby się kiedykolwiek spodziewać — właśnie wtedy czuła, że nawet jeśli przebywa w kuchni, dzięki rozmowom rozwija się i poznaje nowe perspektywy. 
Wreszcie — było to miłe. Po prostu. Podobnie miłe było to, że skoro misję, mogła pozwolić sobie na przerwę. Pączek, pulchny i ciepły, wypełniony owocowym, nieco kwaśnym nadzieniem początku lata, szybko stał się tylko przyjemnym wspomnieniem. Zastanawiała się, czy nie zabrać kilku dla Sophie, szybko jednak doszła do wniosku, że zanim przysmaki dotarłyby do alchemiczki, ciasto zdążyłoby stwardnieć, a skoro miały być dodatkiem do jej wybornej kawy, Kukume zawsze dokładała wszelkich starań, by słodkości były pierwszorzędne. To było jednak coraz trudniejsze, skoro poznawała tyle nowych smaków; w pamięci wciąż było żywe Vallmory, pączki z dżemem cytrynowym i buraczana kawa. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie, palce powędrowały odruchowo w stronę szyi, na której kołysał się rzemyk z zawieszoną na nim błyskawicą w żywicy; sama obecność przypomniała jej, że ma gdzie i do kogo wracać.
— Pani przejazdem? — kupiec zagrzał dłonie, uśmiechnął się chytrze, zapewne licząc, że ugra coś na podróżniczce, która zapewne tylko chciała kupić coś szybko, niekoniecznie tanio. — Tylko w naszym mieście robione są podobne bransoletki. To czapla Axu, przynosi szczęście tym, którzy noszą ją na nadgarstku.
— Ach, tak? — lekkim ruchem musnęła drewniany paciorek. Owszem, całkiem ładny, wykonany wprawną ręką, była jednak niemal całkowicie pewna, że już to kiedyś widziała; właściwie to dwa dni temu, w sąsiednim mieście. Z tą różnicą, że wtedy był tu żuraw.
Mężczyzna jednak nie zraził się lekko uniesionymi brwiami, zaczął opowiadać legendę o dziewczynie, która dowiedziała się, że jej bracia zostali porwani i oddała swoje ludzkie ciało, by w zamian móc stać się ptakiem, który mógł przemierzyć cały świat i odnaleźć swoich bliskich.
— Każdy z nas czegoś szuka, prawda? — kupiec uśmiechnął się, Kukume zaś nie mogła powstrzymać myśli, że w jego przypadku chodzi o naiwnych klientów. — Widzi pani… a, to taka gadanina starucha, ale ojcu mojemu kiedyś zginęła obrączka. I szukał jej cały dzień, aż w końcu zobaczył, jak czapla drobi dziobem w ziemi, a to daleko od rzeki było. A jak go zobaczyła, to tak mądrze popatrzyła, i poleciała. I gdzie była, to znalazł obrączkę, i tak też ja ich pamięć chciałem uhonorować. Te ptaki sobie szczególnie ukochał Asaim…
Kobieta była absolutnie przekonana, że nigdy dotąd nie słyszała, by bóg miał podobne upodobania gatunkowe, a zdążyła dowiedzieć się całkiem sporo o iferyjskiej religii. Krótko później zaś doszła do wniosku, że kupiec w równym stopniu ukochał pieniądze: za prostą ozdobę zażądał równowartości całkiem porządnej biżuterii, nie potrzebowała zbyt dużo czasu, by zniechęcić się i odejść, by pooglądać inne części miasta.
Ulice były szerokie i jasne; miasto, choć stare i dość spore, tylko czasami groziło połknięciem przechodnia w wąskie zaułki. Tam jednak właśnie ciągnęło Kukume, szła zatem szybko, rozglądała się dookoła. Miejsce leżało na styku dwóch dość często uczęszczanych traktów, więc nie brakowało w nim ludzi. Nie zdziwiłaby się właściwie, gdyby spotkała znajomą twarz; może któregoś z braci astrologów? Albo Leę i Antaresa, Gosię?
Kolejne kilka minut później nawet bez pomocy czapli trafiła na kogoś, kogo istotnie kojarzyła; mężczyzna przechodził niedaleko, Kukume zajęło jednak dłuższą chwilę, by go zidentyfikować, należał do gildii od niedawna. Pamiętała jednak, że również był posłańcem.
Jeszcze niedawno zapewne tylko skinęłaby mu głową, by zaraz zniknąć w gąszczu wozów i ludzi. Teraz jednak podeszła, zaczekała chwilę, aż Reginald ją zauważy:
— Cześć. Nie mieliśmy jeszcze okazji się sobie przedstawić, jestem Kukume, również należę do gildii — skinęła głową, przedstawiła się na wypadek, gdyby jej nie kojarzył. — Wracasz może z misji?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz