piątek, 5 sierpnia 2022

Od Antaresa cd. Salomei - Misja

Rycerz, gdy przeciwnik nie był uzbrojonym po zęby obwiesiem albo groźnym, plującm kwasem potworem, czuł się – co tu dużo mówić – mało przydatny. Niestety, wbrew temu, co opisywały baśnie, rycerz nie był obdarzonym gładkim słowem młodzieńcem, któremu do stóp padały damy, jeśli tylko spoczęło na nich jego spojrzenie. W sumie to wręcz przeciwnie, bo na Antaresa patrzono z obojętnością i powątpiewaniem, widząc jego niegroźną, młodzieńczą twarz oraz smukłą, niewyględną sylwetkę. I choć sam Antares nie do końca sobie to uświadamiał, właśnie ten brak wojowniczej aury sprawiał, że początek ich negocjacji z Basią jakoś wyglądał.
Basia zacisnęła lekko usta, patrząc to na mówiącą do niej Salomeę, to na niegroźnego Antaresa, to na jeszcze bardziej niegroźnego Isidoro. Cała trójka emanowała aurą kompletnego braku zagrożenia i złych intencji. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie, uciekła spojrzeniem, ale nie cofnęła się, nie rozpłakała, nie wpadła w histerię. Było… nienajgorzej.
— Basiu, nikt tutaj nie chce twojej krzywdy — mówiła dalej Salomea, a jej łagodny, cichy głos, zdawał się powoli docierać do biednej dziewczyny. — Chcemy tylko wiedzieć. Nic więcej. Nic nie musisz robić. Nikt cię nie obwinia i niczego nie wymaga. Tylko… Chcielibyśmy, żebyś z nami porozmawiała.
Basia poruszyła się na swoim skrawku podłogi, jej wzrok przemknął w stronę Salomei, ale zaraz uciekł ku podłodze.
„Zbyt dziwnie wygląda."
„Kto?"
„No Salomea, kto inny" burknął mag. „Ładna, ale nie wygląda tak, jak laski tutaj."
„To… nieuprzejme spostrzeżenie."
„Chuj z tym, czy uprzejme czy nie – prawdziwe. Weź wesprzyj niewiastę! Przydaj się na coś i nie stój jak kołek w płocie."
„Nie wiem, co miałbym jej powiedzieć."
„Jak zwykle trzeba myśleć za ciebie." Mag westchnął przeciągle. „A co by Lea powiedziała?"
Antares zamyślił się. Tak, Lea naprawdę by się teraz przydała – miała w sobie to coś, co sprawiało, że ludzie dobrze się przy niej czuli, że nie bali się mówić o tym, co im leży na sercu. Lea była ciepła i empatyczna, po prostu wiadomo było, że ma dobre i czułe serce.
Gdy myśli rycerza zogniskowały się wokół Lei, jego sylwetka nieco się rozluźniła, w spojrzeniu pojawiła się jakaś miękkość i łagodność. Ale zaraz pojawiła się też tęsknota i poczucie braku, jakiejś pustki, które nadało owemu uśmiechowi nieco smutnych tonów.
— Przykro nam z powodu twojej straty — odezwał się rycerz. — I wszystkiego tego, przez co przeszłaś. Wiemy, że to musiało być koszmarne.
Usta Basi zadrżały, dziewczyna mocniej zacisnęła drobne, szczupłe dłonie na materiale ubrania. Ale gdy powędrowała wzrokiem w stronę Antaresa, nie odwróciła go ponownie, nie opuściła tak szybko.
„Małymi kroczkami, chłopie."
— Jesteśmy z Gildii Kissan Viikset — kontynuował, wskazał na swych towarzyszy. — To jest Salomea i Isidoro. Ja nazywam się Antares.
Basia pokiwała głową.
— Z Gildii — powtórzyła, pierwszy raz pozwalając im usłyszeć swój głos.
Pani Stasia wciąż stała w progu, zaniepokojonym spojrzeniem obejmując całą scenę, gotowa w każdej chwili pogonić trójkę intruzów miotłą.
— Tak, z Gildii — włączyła się na powrót Salomea. — Sołtys posłał do nas po pomoc.
— Nie idźcie — wypaliła nagle Basia, jej oczy zaczęły się robić podejrzanie okrągłe ze strachu. — Nie idźcie do niej, nie idźcie na pola.
Salomea splotła dłonie, zerknęła w stronę Antaresa i Isidoro, ale nie mieli dla niej żadnych genialnych odpowiedzi. Astrolożka wróciła uwagą do dziewczyny.
— Dlaczego sądzisz, że nie powinniśmy iść na pola?
Basia potrząsnęła głową, pojedyncze siwe pasemko spadło jej na oczy.
— Nie idźcie, proszę…
„Powiedz jej, że nic się wam nie stanie. Zrób to."
— Nic nam nie będzie — odezwał się Antares. — Możesz być o nas spokojna.
Dziewczyna zerknęła na niego, na jej twarzy odmalowało się lekkie zdziwienie, jakby Antares wtrącił właśnie coś kompletnie niezwiązanego z tematem.
„No i wszystko jasne."
„Co jest jasne?"
„Potem ci powiem. Teraz trzeba ją lekko podpytać."
„Sugestie?"
Mag nie zdążył odpowiedzieć, stery konwersacji przejęła ponownie Salomea.
— Basiu, wiemy że to, co się wydarzyło, jest dla ciebie bardzo ciężkie i na pewno nie chcesz, żeby się powtórzyło. Ale żeby temu zapobiec, naprawdę musimy wiedzieć, co się stało. Przepraszam, że aż tak naciskam na to, byś opowiadała o bolesnych rzeczach, ale problemy, które pozostają nierozwiązane, tylko rosną — Salomea zamilkła na chwilę. — Zaogniają się i jątrzą, jak niezaleczona rana. I inna osoba może ucierpieć.
— Nie chcę, żeby cierpiała.
„Hm, interesujące…"
Salomea ze współczuciem pokiwała głową.
— Więc… czy możesz nam powiedzieć, co widziałaś? Co tam się stało?
— A obiecacie mi, że tam nie pójdziecie?
Zapadła krótka cisza. To była ostatnia rzecz, którą mogli komukolwiek obiecać.
— Nie możemy ci tego teraz obiecać — odezwał się nagle Isidoro, Antares zerknął na niego, zaskoczony dźwiękiem jego głosu. Astrolog naprawdę mało mówił. — Ale może po wysłuchaniu twoich słów zmienimy zdanie.
Basia uciekła wzrokiem ku podłodze, w oczach znów zalśniły łzy. Zmięła w dłoniach rąbek sukienki, przygryzła wargi. I zaczęła opowiadać.
To był długi dzień – Antares miał dziwne wrażenie, jakby ciągnął się w nieskończoność, a czas zwyczajnie nie płynął, zamykając całą trójkę w jakiejś abstrakcyjnej bańce koszmaru. A potem nagle zrobił się wieczór, zapadł mrok, oni zaś ledwie znaleźli miejsce na nocleg.
Podgrzybek był niewielką wioską, o karczmie z prawdziwego zdarzenia można było zapomnieć. Ale gdy Isidoro wyjął nieco monet z sakiewki, okazało się, że złoto otwiera każde drzwi i zapewnia całkiem wygodny (jak na wiejskie standardy) nocleg. Antares czuł się dziwnie ociężały i obolały po całym dniu, chociaż przecież spędził go głównie siedząc i rozmawiając. A może to właśnie o to chodziło.
Zatrzymali się w chałupie młynarza – jeden z bogatszych członków społeczności Podgrzybka nie pogardził dodatkowym dochodem, miał też w swym domostwie niewielką izbę z zadowalającą liczbą miejsc do spania, którą mógł udostępnić gildyjczykom. Antares czuł się nieswojo, dzieląc izbę z niewiastą, ale w tym przypadku musiał postawić dobro misji ponad własnym komfortem. Mężczyzna westchnął, przysiadł na swoim sienniku, zerknął na siedzącego po turecku Isidoro, a potem na Salomeę. Ta wpatrywała się w Isidoro z wyczekiwaniem.
— Nie będziesz dziś stawiał tarota?
— Dzisiaj nie.
„Chłopie, problemy. Szykuj się."
Antares zmarszczył brwi, wstał płynnie, ściągając na siebie zaniepokojone spojrzenie Salomei, ale odpowiedział jej krótkim potrząśnięciem głową.
„Jakie problemy?"
„Jakieś miękkie faje kręcą się wokół chałupy."
Rycerz zerknął w stronę okna, ale okiennica była starannie zamknięta.
„Daleko?"
„Jeszcze daleko, ale wygląda to w chuj podejrzanie."
Mężczyzna zastanowił się chwilę, w myślach szybko opracował plan działania.
„Wyjdę im na spotkanie."
Antares podniósł miecz, do tej pory spokojnie oparty o ścianę i...
— Nie wychodź — odezwał się Isidoro.
— Co się dzieje? — spytała z niepokojem Salomea, jej wzrok momentalnie uciekł do trzymanej przez rycerza broni. A potem przeniósł się na Isidoro. — Coś nam grozi?
— Nie — odparł astrolog, wciąż siedząc spokojnie i nie wykonując żadnego ruchu, by zrobić… cokolwiek. — Teraz – będziemy słuchać piosenki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz