środa, 31 sierpnia 2022

Od Lei cd. Sophie

Baron nie mógł ufać własnej rodzinie.
Więzy krwi nie były najważniejsze. Zdarzali się tacy ludzie jak Harwellowie, dla których miłość była czymś równie naturalnym, co oddychanie. Nigdy przecież nie czułam się przy nich kimś z zewnątrz, ledwo pamiętałam świat bez nich, pozbawiony tej troski i czułości; był zbudowany na trwałych fundamentach przekonania, że są moją rodziną, nawet jeśli nie łączy nas pokrewieństwo. Bywały dni, kiedy niemal o tym zapominałam, i nawet jeśli czułam się wtedy źle wobec ludzi, z którymi spędziłam pierwsze lata i którzy dali mi życie, to przecież "matka i ojciec" kojarzyli mi się niezmiennie z Annette i Danielem. To ich kochałam. Choć opuściłam Brittlebury wiele miesięcy temu, wciąż właśnie o tamtej skrytej za brzozami chatce myślałam jak o domu, mojej bezpiecznej przystani.
Jak musiał czuć się człowiek, który spodziewał się najgorszego z rąk własnej rodziny? Nawet jeśli znałyśmy tylko jedną wersję tej historii, przecież takie podejrzenia nie mogły być bezpodstawne. Nieważne, czy ktoś ma pięć lat, dwadzieścia czy sześćdziesiąt, nigdy nie powinien czuć się w ten sposób. Kątem oka dostrzegłam, jak Sophie poprawia fałdę sukni i marszczy brwi; nie musiałam jednak rozmawiać z alchemiczką, by wiedzieć, że nawet jeśli wezwano nas w niekonwencjonalny sposób i wciąż brakuje wielu informacji, żadna z nas nie chce ot tak zostawić sprawy.
Mężczyzna odetchnął głęboko, długo, zapadł się głębiej w fotel. Zmarszczki zmartwienia pogłębiły się, wyżłobiły na twarzy meandry zmęczenia i smutku.
— Tak — pochylił się w fotelu, potarł knykciem o nadgarstek drugiej dłoni. — Tak, oczywiście. Szczerość jest ważna.
Jego palce zabębniły o podłokietnik, wybiły szybki, regularny rytm.
— Na balu będzie obecny baron von Rohenshon. Niemniej — kolejny głęboki wdech — mnie tam nie będzie.
Sophie uniosła wysoko brwi.
— To znaczy?
— To dość… skomplikowane.
Baron wyglądał, jakby walczył sam ze sobą, nagle niepewny, czy zaproszenie nas tutaj było dobrym pomysłem. Siedział daleko, ale nawet w zduszonym świetle świec mogłam dostrzec pełną nerwów mowę ciała; podkulone, zgięte nogi, wczepione w oparcie fotela palce. Szlachcice byli uczeni odpowiedniej postawy, ale bardzo podobnie siadała moja mała kuzynka, kiedy wizyta gości, za którymi nie przepadała, przeciągała się zbyt długo.
— Jesteśmy tu, żeby panu pomóc — dodałam miękko.
— Nie miały panie wcześniej kontaktu z moją rodziną?
— Jesteśmy w mieście przejazdem — przypomniała cierpliwie Sophie. — Otrzymałyśmy od pana zaproszenie na bal. Wcześniej ani ja, ani Lea nie miałyśmy styczności z pańskim rodem.
Potarł dłonią czoło, wymruczał do siebie kilka niezrozumiałych słów.
— Jako osoba na wysokim stanowisku — zaczął znów oględnie — muszę mieć na uwadze własne bezpieczeństwo.
— Oczywiście.
— Dlatego też — ciągnął — jestem gotów sięgnąć po środki, które na pierwszy rzut oka mogą zdawać się... nieoczywiste. Zdarzają się jednak sytuacje, w których jestem wystawiony jak na dłoni, choćby przy okazji balu. Trucizna w jedzeniu, strzelec wyborowy — urwał na chwilę, ale tylko po to, by wziąć wdech i kontynuować wyliczanie — sztylet w sercu, zapadnia w podłodze, śliskie schody. Nigdy nie wiadomo, gdzie Annuszka rozleje olej…
Pokiwałam głową, zacisnęłam mocno wargi.
— Jak same panie widzą, trudno wszystko przewidzieć. Dlatego też nie zdecydowałem się na wynajęcie całej armii ochroniarzy, a jedynie — zawiesił dramatycznie głos — dublera.
Byłam przekonana, że się przesłyszałam.
— Dublera? — powtórzyłam.
— Zgadza się.
Przyjrzałam się uważniej szlachcicowi. Nie był zbyt wysoki, miał dość szczupłą budowę ciała, ale ramiona były znacznie szersze od tych Sophie lub moich. Podobnie jak odmienne były kędzierzawe, szpakowate włosy. Odruchowo musnęłam palcami kosmyk, znacznie dłuższy od tych należących do mężczyzny. Czy będzie chciał, bym ścięła swoje? Inaczej trudno byłoby je ukryć; włosy przecież w końcu odrosną, były i tak niczym w porównaniu do ludzkiego życia. Gdyby był tu Antares, nie wahałby się na pewno ani przez moment. Jeśli będzie taka potrzeba, też nie mogę pozwolić sobie na taką próżność. Z całą resztą sobie poradzimy. Tak, damy radę.
Sophie miała zapewne wciąż przy sobie swoje alchemiczne przyrządy, ale zastanawiałam się, czy zdołają sprawić, że któraś z nas będzie wyglądała jak baron w średnim wieku. No i wreszcie, jak podrobić zachowanie? Które sztućce są do czego? Co, jeśli będzie kilka kompletów?
— Przepraszam bardzo — poczułam, jak głos lekko mi się łamie — ale wydaje mi się, że zbyt łatwo byłoby nas odróżnić. Bo mężczyźni i kobiety...
Uniósł dłoń, przerywając moją wypowiedź, parsknął nieco wymuszonym śmiechem.
— Źle się wyraziłem. Proszę o wybaczenie. Nie tego dotyczy moja prośba, dobrze zdaję sobie sprawę z nazbyt widocznych — uniósł kącik warg w górę — różnic anatomicznych.
— Dubler weźmie udział w dzisiejszym przyjęciu — odgadła Sophie. — A my mamy go pilnować.
— Wkrótce zasiądzie do gości, by zjeść z nimi pierwsze danie. Wymieniliśmy się po powitaniu — potwierdził baron. — To mój wierny od lat służący który po odpowiednich poprawkach jest do mnie nad wyraz podobny, zwłaszcza jeśli przed balem nakłada się kilka warstw pudru. Od niego też wiem o całym… zajściu. Ruben nie pochodzi wprawdzie ze szlachty, ale jako lokaj, maniery ma wyuczone do perfekcji. Godny zaufania mąż, doprawdy. Dlatego też nie chciałbym, by stała mu się krzywda, a jeśli już — westchnął głęboko — to pragnę sprawdzić, czy to moja siostra życzy mi śmierci. I jak daleko jest się gotów posunąć, by to osiągnąć.
Wymieniłyśmy z alchemiczką krótkie spojrzenia. Oczywiście, stwierdziłam w duchu, że w żyłach dublera nie płynęła błękitna krew. Zdawał sobie zapewne sprawę z ryzyka, może nawet miał pewne umiejętności walki, ale mimo wszystko – czy też był gotowy na to, co mogło się wydarzyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz