wtorek, 2 sierpnia 2022

Od Hugona cd. Ayrenn

 Dobrym chłopcem nikt go nie nazwał od... właściwie nawet nie wiedział, czy ktoś go tak kiedyś nazwał, a w wieku bliskim lat trzydziestu czuł się gotów na przyjęcie jeszcze wielu nazw, naturalnie w tym i zdrobniałych, nijak jednak nie oczekiwał tu już debiutu dobrego chłopca.
W myślach pomodlił się tylko do nieistniejących bóstw, by nigdy przenigdy Gosia nie usłyszała tego określenia, bo miałby wtedy przejebane do końca świata i jeden dzień dłużej. 
Leśne knieje, na szczęście, umiały dochować sekretu. Najprędzej pewnie wygadałby się (jeszcze celowo) Bambi, ale na szczęście nie jadowniczce. Tymczasem jednak zielarz stanął w obliczu dużo poważniejszego problemu. Strumyka.
— Gotuj wodę — rzucił dziarsko, choć na kamienie spoglądał skądinąd niepewnie. — Ani się obejrzysz, a zgłoszę się po herbatę.
Ayrenn uśmiechnęła się w odpowiedzi z drugiego brzegu.
— Nie mów hop, dopóki nie przeskoczysz — odparła.
Kamienie w strumieniu łyskały w blasku słońca. Wyglądały zupełnie niewinnie, ale jadownik nazbyt dobrze wiedział, że to tylko pozory; wartki nurt pryskał co rusz kroplami, oplatał powierzchnię skał, czyniąc ją nadzwyczaj śliską. Zielarz w tym momencie żałował braku tych kilkudziesięciu lat na ćwiczenia.
Skoro jednak po drugiej stronie czekała herbata malinowa, nie miał wyjścia. Postawił stopę na pierwszym z wystających kamieni, złapał równowagę. Druga noga zsunęła się ze stałego gruntu, musnęła źdźbła trawy, ześlizgnęła się po rozmiękłej glebie, zaraz jednak szczęśliwie wylądowała.
— Często ci się tak zdarza skakać przez strumienie? — zagaił. — Bo jak dla mnie to już podpada pod specjalizację.
— Praktykę.
— Po prostu fruwałaś, przyznaj się. Elfy potrafią lewitować?
Ayrenn pokręciła ze zrezygnowaniem głową.
— Skakanie wystarczy — uniosła podbródek, w oczach błysnęły rozbawione iskierki. — Potrzebujesz pomocy?
— Radzę sobie, dziękuję — wyprostował ramiona, zaraz jednak rozłożył szeroko ręce, szukając równowagi.
Wziął głęboki wdech, zmarszczył brwi, nim zdecydował się na kolejny krok. Nawet nie podnosił wzroku na czekającą na niego Ayrenn, bo właściwie niespecjalnie był ciekawy, jak bardzo rozbawiona jest elfka, obserwując jego popisy.
— Jeszcze tylko trochę. Uważaj na kolejny kamień, jest bardziej śliski.
Elfka wciąż stała na drugim brzegu, uniósł wreszcie głowę. Smukła dłoń błądziła w okolicach torby, w której to spoczywał dziennik. Hugo wciąż nie do końca przyzwyczaił się do myśli, że oto tuż przed jego oczami stoi osoba, którą do niedawna jeszcze tylko znał z zapisków. Trochę jakby bohater książki wyskoczył spomiędzy jej kart - wrażenie nieco surrealistyczne, zwłaszcza że zdążył już utrwalić sobie w pamięci obraz właścicielki dziennika. Miała nieco krótsze włosy, przerzucone złotym splotem przez ramię, nieco więcej piegów, ale była też zdecydowanie bardziej odległa, rozmyta i bezimienna. Tutaj, gdyby tylko wyciągnął dłoń, mógłby już musnąć ramię Ayrenn.
Uniósł rękę, rozproszył się. Zapomniał o śliskim kamieniu. Podeszwa zsunęła się z niepewnego oparcia, zielarz przechylił się zbyt gwałtownie i zgubił środek ciężkości
I runął prosto do strumienia. Głośny plusk zagłuszył siarczyste przekleństwo. Kolejne zgrabnie zdusiła lodowata woda, która dostała się do ust. Chlupot wody przypominał złośliwy śmiech strumyka.
Po kilku sekundach wyprostował się na ramionach, dłonie wciąż miał zanurzone w strumieniu. Siedział tak z oczami szeroko otwartymi ze zdziwienia. Normalnie woda sięgałaby mu zapewne nieco powyżej kostek, teraz jednak udało mu się zamoczyć właściwie w całości.
— Wiesz co — wypluł resztę wody z ust, wzdrygnął się — chyba tam znalazłem trochę tego lodu.
Ayrenn jednak, zamiast odpowiedzieć, jednym susem znalazła się przy nim, zdecydowanym ruchem ręki ujęła go pod ramię i spróbowała pomóc wstać z zaskakującą siłą. Jej rękawy szybko również nasiąkły wodą, elfka jednak zdawała się ledwo to zauważyć.
— Przepraszam — wydusiła, gdy gramolił się do pozycji stojącej. — Nic ci się nie stało? Możesz wstać? Nie uderzyłeś się w głowę?
Zazgrzytał zębami, odcisnął ociekające włosy, które kleiły się do szyi. Właściwie spodziewał się, że zostanie zbesztany za to, że nie uważał, dlatego na słowa elfki uśmiechnął się lekko.
— Cały i... — kichnął — zdrów. Nawet wykąpany, ale brakuje mi tu trochę gorących źr... — zazgrzytał zębami — źródeł.
— Wracamy zaraz do gildii. Nie możesz tak tu zostać — zacisnęła wargi. — Nie powinnam była wymyślać tego skakania po kamieniach.
— To ma jakieś właściwości zdrowotne — urwał na chwilę, zamyślił się — jakie, to się okaże. Chyba. Daj spokój, to była moja wina.
Ayrenn zdawała się być jednak zbyt przejęta sytuacją, by odpowiedzieć, jej brwi marszczyły się co rusz. Hugo tymczasem ściągnął lepiący się do skóry płaszcz, choć koszula też była przemoczona, nieprzyjemnie przyległa. W tym momencie myślał tylko o tym, żeby znaleźć się w ciepłym, suchym wnętrzu. Gdyby byli dalej, zapewne spróbowałby wysuszyć więcej odzieży, ale jeśli byli raptem chwilę od celu, wolał nie opóźniać dotarcia tam ani o sekundę.
— Idziemy, zamiast debatować, musisz się wysuszyć — zakomenderowała, niepokój zaraz jednak zmiękczył ton i zmarszczone czoło. — Dasz radę iść? Nie potłukłeś się na tych kamieniach?
— Ojojane zaraz mniej boli — machnął dłonią, rozchlapał dookoła kilka kropel. — Najlepsze lekarstwo.
— Klasyczne metody zielarskie — elfka uniosła brew, uśmiechnęła się blado. Zachęciła go do marszu, zaczęli kierować się najkrótszą drogą do budynku gildii. A przynajmniej tak założył Hugo, elfka znała te ścieżki dużo lepiej i pewnie prowadziła ich przez wąską dróżkę.
— Elfia i ludzka starszyzna potwierdziłyby na pewno.
— Jednomyślną decyzją.
Zielarz parsknął śmiechem, zaplótł ramiona wokół siebie.
— Skutecznym bym tego może nie nazwał, ale miało być dzielnie. Więc zrozumiem, jeśli będzie bez syropu, ale herbaty po wszystkim nie odmówię — znów kichnął — I może lekcji latania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz