poniedziałek, 8 sierpnia 2022

Od Isidoro cd. Inanny

W takich przypadkach rzadko kiedy obywało się bez krzyków, zaś Isidoro, chociaż naprawdę nie lubił, gdy osoby wokół się ze sobą nie zgadzały i podnosiły głos, tak teraz nie miał wyboru i musiał jakoś przez to przebrnąć. Dobrze, że chociaż nie musiał włączać się w dyskusje, zostawiając konieczność wydobycia informacji z handlarza kapitan Rivanni i Inannie. Gdzieś w duchu pomyślał, że naprawdę szkoda, że nie pojechał z nimi Mattia – jego brat zapewne wyciągnąłby z mężczyzny wszystkie informacje, a ten pewnie nawet nie zauważyłby, gdy wszystko by wyśpiewał. Cóż, przeznaczenie miało inne plany, zaś Isidoro nie pozostało nic innego, jak się im poddać i starannie manewrować wśród wzburzonych fal przypadku, obierając najlepszą możliwą drogę.
— Tym razem się nie obejdzie — odpowiedział na pytanie Rivanni.
Kapitan przez pewien czas obserwowała bardkę, jak dyskutuje z handlarzem, choć wymiana zdań bardzo szybko straciła znamiona dyskusji, w okamgnieniu stając się zwykłą przepychanką słowną.
Handlarz usiłował bronić swoich racji, powołując się na to, że przecież po to są zwierzęta, żeby człowiek z nich korzystał – czy to jedząc je ze smakiem, czy też wystawiając na widok, żeby zarobić pieniądze. Isidoro zdążył tylko odsunąć się pół kroku, bo oto Inanna, nabrawszy w płuca tyle powietrza, ile tylko mogła, wygarnęła handlarzowi do siódmego pokolenia wstecz, a jej dłonie gestykulowały z takim wigorem, że aż dziw brał, że magia sama nie kondensowała się wokół smukłych palców, zmieniając w iskry i płomienie.
— Cisza miała być! — Strażnik więzienny włożył tylko głowę do loszku, zmarszczył gniewnie brwi, ale Rivanni posłała mu uspokajający uśmiech, machnęła od niechcenia dłonią.
Mężczyzna skrzywił się, popatrzył przez moment na bardkę, popatrzył i na handlarza, potem wywrócił oczami, westchnął głęboko i zniknął znów w stróżówce, zatrzasnąwszy za sobą drzwi.
I o ile z początku Inanna stała kilka kroków od kraty, a handlarz, jakkolwiek ciasna nie byłaby jego cela, również nie podchodził do krat, o tyle teraz się to zmieniło.
Do przepychanki dołączyło się jeszcze parę głosów z innych cel, widać pragnąc więcej rozrywki w nudnym czasie odsiadywania swego wyroku – ktoś próbował wziąć stronę handlarza, kto inny brał stronę Inanny, spora część zmieniała strony byle tylko raban dalej się kręcił, ktoś nieprzytomnym głosem spytał „Ale o co chodzi?", głos ten jednak utonął szybko w ogólnym rabanie.
Rivanni z pozornym spokojem obserwowała całe zajście, spokój ten jednak przypominał spokój pantery czającej się do ataku. Nie było w nim nic z lenistwa i rozluźnienia, zaś ze wszystkich zebranych w loszku chyba tylko Isidoro czuł, że spojrzenie kapitan, przenoszące się od Inanny do handlarza, nie zapowiada dla tego drugiego niczego dobrego.
— Przecież to wszystko na głowie postawione! — krzyknęła Inanna, podchodząc krok do krat.
— Jakie na głowie postawione! Od zawsze tak było! — handlarz też podszedł, wygroził pięścią.
— Że było to nie znaczy, że zawsze musi! Może być lepiej! Tylko trzeba nie mieć zakutego łba! — I znów, obuta w sandał stopa postąpiła krok do przodu.
— Zakutego łba?! Przyszła i będzie tu swoje porządki robić! — Handlarz zbliżył się kolejny krok, uśmiech na twarzy Rivanni nabrał drapieżności.
— A widać trzeba, jak sami nie umiecie!
— Dobrze gada, polać jej! — dobiegło z jednej z cel.
Handlarz zrobił się purpurowy.
— Jak śmiesz…!
I złapał za kraty swojej celi.
Rivanni przyskoczyła w okamgnieniu. Dłoń, silniejsza niż można by przypuszczać, złapała za przód wybrudzonej tuniki, przyciągnęła mężczyznę do samych krat. Sztylet błysnął w świetle pochodni, metaliczny blask zatańczył przed nosem mężczyzny. Ten zapowietrzył się, zgubił słowa. Ale zaraz odzyskał rezon.
— Nie odważysz się — powiedział, choć jego głos, o oktawę wyższy, zdradzał przerażenie.
— O co się założysz?
Mężczyzna przełknął ślinę.
— Straaaaż! — zawołał, ale Rivanni tylko się roześmiała.
— Oni już na krzyki nie zwracają uwagi. Takiście z Inanną zrobili koncercik, że teraz mogę cię żywcem ze skóry obedrzeć, i żaden nie przyjdzie.
— Do lochu za to pójdziesz!
— I swoje odsiedzę — powiedziała, a jej uśmiech tylko się poszerzył. — A ty za to resztę życia spędzisz… może bez oczek, może bez paluszków.
— Ja biorę jego siennik, jak już z nim skończy — odezwał się jeden z więźniów, ruchem głowy wskazując przyszpilonego do krat handlarza.
— No, to jak będzie? Porozmawiamy sobie teraz o Ambrożym i moich dziewczynach, co?
Handlarz znów przełknął ślinę. I powoli pokiwał głową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz