piątek, 5 sierpnia 2022

Od Echa cd. Cahira

Skłamałby, gdyby powiedział, że nie chciał obić mu mordy. Tak dla zasady, dla ustalenia kilku reguł i zasad, niepisanego regulaminu. Hierarchii, komu co wolno, a czego już nie. Za morzem było to przykrą koniecznością oraz przygnębiającą codziennością wykańczających treningów, podczas których brzeszczot obijał nerki, łopatki i twarde karki, a nikt nie przejmował się tym, czy nabity siniak w rzeczywistości jest tylko siniakiem i czy kontuzja nie będzie przypominać o sobie w najmniej pożądanym momencie. W chwili prawdziwej potyczki, realnego zagrożenia i całkowicie prawdopodobnej śmierci. Jeżeli ból dawnego treningu przeszył mięsień – najwidoczniej nie nadawałeś się do roboty. Można było spisać ciebie na straty, twoja krew, twój pot i słone łzy stawały się tylko pożywką dla lepszych. Szybszych, silniejszych.
Daleko ci było do boskości.
Echo chwycił za wytartą rękojeść, zacisnął na niej palce. Na wywijanie młynków oraz poszukiwanie punktu ciężkości miecza miała jeszcze przyjść pora. Parsknął w myślach, obserwując, jak stojący na przeciwko niego Cahir wymachuje bronią, szuka jej w swojej dłoni. Poznaje prędkość, poznaje wagę.
Zaatakował znienacka, tak, jak atakować się w rycerskich pojedynkach nie powinno – bez czekania na ewentualne skinięcie głową, zajęcie odpowiedniej pozycji i kulturalne przecięcie się hardych spojrzeń. Zaatakował tak, jak atakowało się skurwysynów i jak atakowały skurwysyny, bez ostrzeżeń i z wykorzystaniem każdej przewagi, którą się posiadało. Oczy poszukiwały dostępnych dla broni przestrzeni, otwartych, zapraszających do ataku drzwi w nonszalanckiej pozycji, a ciało za nimi podążało. Stopy odbiły się od ziemi, broń, choć tępa, syknęła, przecinając powietrze, bo i tylko je mogła tak gładko rozpruć. Obaj wiedzieli, że było to nieuniknione i żaden z nich nie planował grać czysto, a budowana wokół tego farsa była przyjemną dla oczu iluzją, marą, której czym prędzej należało się pozbyć.
Nagły szczęk wyszerbionej stali powitał go niczym starego przyjaciela, Cahir zareagował szybko.
Mógł szybciej.
Skłamałby, gdyby uznał, że wcale mu tego nie brakowało, że ciało nie stęskniło się za ostrymi ruchami mięśni, że zapomniało, jak trzyma się chujowo wyważony miecz, którym nie rozkroiłoby się nawet i masła. W zupełności nie miało to przeszkadzać jednak w nabijaniu siniaków.
Miecz ześlizgnął się po kontrze, stal jęknęła. Echo odbił prędko, nie odpuszczając. Ciął z barku, zaatakował od góry, ku prawej, wykorzystując jeszcze niezbyt stabilną, choć lepszą niż ta sprzed chwili, pozycję chłopaka.
— Przestań pierdolić, Cahir — syknął. — Strasznie pierdolisz, wiesz?
U nas takim jak ty ucinali języki. I przestawali pierdolić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz