poniedziałek, 8 sierpnia 2022

Od Mattii cd. Kukume

Sytuacja szybko zrobiła się delikatna i niezręczna. Mattia wiele by dał za możliwość spokojnego porozmawiania z Clarice choć przez parę chwil, jednak rzeczywistość postanowiła pozbawić go tej opcji, w okamgnieniu stawiając pod ścianą, każąc wybierać.
Astrolog rzucił szybkie spojrzenie Kukume, potem zwrócił się do pracownika karczmy.
— Proszę, niech poczeka jeszcze małą chwilę, za moment go zaproszę.
Mężczyzna skinął mu głową, zniknął za drzwiami.
— Pan Trinket? Tutaj? — spytała Clarice, w jej oczach odbiła się ledwo skrywana panika.
— Pozwoliłem sobie go zaprosić…
— To nie jest dobry człowiek. — Kobieta przerwała mu, jej dłonie zacisnęły się na materiale sukienki. — Proszę, nie możecie mu ufać.
— Nie zamierzamy — uspokoił ją Mattia, zaś Kukume przysunęła się nieco do Clarice, w końcu sięgnęła i nakryła jej dłoń swoją.
Panienka Merriweather nie strząsnęła dłoni, choć w pierwszej chwili drgnęła lekko, zaskoczona dotykiem. Niezrozumienie ustąpiło, napięcie częściowo ustąpiło z rysów jej twarzy.
— Chcieliśmy dowiedzieć się więcej o tych amuletach – jako przedstawiciele Gildii Kissan Viikset — dodał astrolog.
Do tej pory nie mieszał Gildii w całą kabałę, przywołując nazwę jedynie wtedy, gdy towarzystwo trzeba było zabawić jakąś historią, a poza tym – pozostawał hrabią D'Arienzo, poszukującym w Maldor okazji do kupna posiadłości, dowiadywał się co nieco o mieście i panującej w nim modzie. Nic, czego szlachcic o jego statusie nie mógłby robić.
— Jako przedstawiciele Gildii? Czy to znaczy, że…
— Tak — odpowiedziała jej Kukume. — Ale nie chcemy, żeby wiadomość stała się publiczna.
Clarice skinęła głową, jej ramiona nieco się rozluźniły.
Nie było czasu na dalsze rozmowy, mała chwila, którą obiecywał Mattia mijała błyskawicznie. Astrolog nie chciał jednak, by pan Trinket domyślił się obecności Clarice w ich apartamencie – spotkanie w posiadłości pana Merriweathera to jedna rzecz, jednak prywatna konwersacja tutaj wyglądała już nieco podejrzanie. Nie mogli ani przebywać razem w salonie, ani minąć się na korytarzu.
— Clarice — Mattia przyciągnął jej uwagę. — Pan Trinket nie powinien wiedzieć, że się z nami spotkałaś. Wybacz, że muszę cię o to prosić, ale czy mogłabyś na czas naszej rozmowy z panem Trinketem schować się w mojej sypialni?
Ponownie, na twarzy Clarice odmalowało się zaskoczenie – przesiadywanie w cudzej sypialni, szczególnie osoby przeciwnej płci, było nie towarzyskim faux pas, tylko podstawą do skandalu. Sytuacja wymagała jednak zdecydowanych i niekonwencjonalnych działań, zaś Mattia wolał wstydzić się swoich niedbale rozrzuconych rzeczy, niż zmuszać Kukume, by gościła u siebie Clarice.
Kobieta zaczerwieniła się lekko, ale skinęła głową. Mattia wstał, otworzył dla niej drzwi. Zerknął do środka – faktycznie zostawił jakąś koszulę przewieszoną smętnie przez oparcie fotela.
Nie było czasu na to, by wskazać Clarice, by się rozgościła. Nie było czasu na nic – Mattia szybkim krokiem podszedł do drzwi apartamentu, wyjrzał, w paru uprzejmych uśmiechach zaprosił pana Trinketa.
Tymczasem zaś Kukume przytomnie sprzątnęła filiżankę Clarice, przestawiła krzesło, wygładziła materiał. Kobiecy płaszcz zniknął na dnie szafy, a na blacie stołu wylądował ściągnięty z okna wazon pełen rozkwitłych kwiatów. Tkwiące w nim róże idealnie wyjaśniały delikatny, kwiatowy zapach, pozostały po panience Merriweather.
Gdy pan Trinket przekroczył próg salonu, nie dało się wyczuć, że ktokolwiek był tu przed nim, zaś krótka chwila, o którą prosił Mattia, na pewno była potrzebna do tego, by ogarnąć nieco pokój. Bo pan Trinket przybył trochę przed czasem.
Mężczyzna, leniwym krokiem zbliżający się ku wczesnej jesieni życia, nie stracił nic z wigoru właściwego młodszym od niego. Ciemne włosy wciąż pozostawały gęste, zaś nieco srebra widniejącego na skroniach było im ozdobą. Trinket od wejścia obdarzył dwójkę gildyjczyków olśniewającym uśmiechem, ciemne oczy zmrużyły się pogodnie, nadając mu starannie wypracowanej szczerości.
— Bardzo się cieszę, mogąc w końcu osobiście państwa poznać — odezwał się głosem aksamitnym niczym doskonale przyrządzona gorąca czekolada. Mattia od progu wiedział już, dlaczego szlachta tak szybko zaufała mężczyźnie i tak gładko dała sobie wcisnąć przedziwne amulety.
— My również bardzo się cieszymy — odparła Kukume, podchodząc bliżej.
Po kurtuazyjnych powitaniach i wymianie kilku nic nieznaczących uprzejmości, Mattia zaprosił pana Trinketa do stołu. Kukume zaoferowała nieco herbaty, mężczyzna zaś skinął jej głową z uśmiechem, podziękował za filiżankę naparu.
— Przyznam, że pańska wiadomość mnie zaskoczyła — zaczął pan Trinket, splatając dłonie na blacie. — Nie przypuszczałem, by ktoś pochodzący z rodu zajmującego się astrologią od pokoleń postanowił zawierzyć swe szczęście czemuś zewnętrznemu. Wzrok astrologa sięga przecież poza zasłonę przyszłości i dostrzega to, co złego może nawiedzić jego domostwo.
Mattia obdarzył mężczyznę jednym z szerokiego wachlarza swych uśmiechów.
— Schlebia mi pan, pokładając tyle wiary w mocach astrologa. — Mattia urwał, niezobowiązująco odchylił się na krześle. — Interesuje mnie, by mój wzrok, wypatrując nachodzących nieszczęść i problemów, nie dostrzegał ich tak wielu. Słyszałem zaś – i mówi o tym całe towarzystwo – że pana amulety są w stanie w tym pomóc, stąd też postanowiłem się z panem skontaktować.
— Oczywiście, postaram się w tej materii pomóc, jak tylko będę w stanie. — Trinket przechylił nieco głowę, rozłożył dłonie w geście, który można było uznać za coś w rodzaju ukłonu. — W swym liście nie napisał pan jednak, przed czym pragnie pan ochronić swą nową posiadłość.
— To prawda — odezwała się dość milcząca do tej pory Kukume. — Potrzebowalibyśmy… czegoś mniej standardowego.
Uśmiech pana Trinketa ociekał słodyczą.
— Zamieniam się w słuch.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz