wtorek, 9 sierpnia 2022

Od Talluli cd. Ayrenn

Skrzywiła się nieznacznie, pozbawione koloru ustka zaciskając w cienką linię, przesiadującej u jej boku elfki – wielkimi, lodowatymi ślepkami wypatrującej na twarzy czarownicy jakichkolwiek oznak bólu – nie chcąc martwić jeszcze bardziej. Zadrżała, czując, jak kropelki potu spływają wzdłuż wyziębionych pleców, kończąc swój przykrótki żywot na mokrej znów, krochmalonej koszuli, zmiętych, konopnych pościelach. Smukłe, długie palce zacisnęły się mocniej na wypchanej sianem poduszce, kiedy kolejny raz poczuła w piersi nieprzyjemne, duszące kłucie, swą siłą rozpościerające się na całe, wymęczone już dość chorobą, ciało.
Spojrzenie modrych tęczówek uciekło od twarzy elfki, rozglądając się po okrytym cieniem pomieszczeniu. Liczne barłogi, składane na szybko z mnogich desek oraz słomy i ciasno porozstawiane przy każdej ze ścian kamienicy, zajmowały kolejne skupiska chorych, których ciemne sylwetki niknęły w gęstych ciemnościach, niedającym się choćby płomieniom hojnie porozstawianych, pszczelich świec. Jedyne naturalne, lecz wciąż szare światło, które zdołało przebić się przez porysowane szyby, znalazło drogę w niezakrytych ciemnymi szmatami, w przeciwieństwie do reszty okien, lufcikach.
Odór potu i wszechobecnej śmierci wydawał się wchłonąć w każdy pled, każde ubranie oraz każdą komórkę stłoczonych w owym pomieszczeniu ciał.
Nieustępująca tragedia. Prawdziwy koszmar na jawie.
— Nie mogę odpoczywać — stwierdziła półszeptem, czując jak niewidzialne kły tępego, drążącego bólu ponownie wgryzają się w jej mięśnie.
Cóż za ironia, umierać w zapomnianej przez świat mieścinie, kiedy od zawsze obiecywano jej tylko obszerne komnaty wielkich zamczysk, miękkie pod opuszkami jedwabie i świecące w słońcu złota licznych biżuterii.
A być może od zawsze pisany był mi powrót do nędzy i miernoty, stwierdziła w duchu Tallulah. Na co komu wyleczone magicznymi zabiegami serce, lata studiów oraz znawstwo w sztuce lekarskiej, kiedy i tak przyszło zdychać w nieustannie ciągnących się agoniach, ciemnej dziurze, dla której reszta krainy nie znalazła już nadziei.
— No, już — Ayrenn sięgnęła do miski z zimną wodą, mocząc w niej kawałek czystej, bawełnianej ściereczki — pamiętasz, co mówił Cervan. Myślisz, że tak po prostu pozwolę ci wrócić do pracy? Że będę patrzeć, jak doprowadzasz się do coraz gorszego stanu?
Tallulah spróbowała prychnąć, jednak z gardła czarownicy wydostał się wyłącznie suchy, nieznośny kaszel. Rudowłosa pokręciła głową w niezadowoleniu, kiedy ręka elfki znalazła się nad jej czołem. Poczuła dotyk zimnego materiału.
— Mądrala.
— Uparciuch.
— Cwaniura.
— Oślica.
Na twarz Ayrenn wstąpił nieśmiały uśmiech. Uspokoiła się nieco, widząc, że wiedźma wciąż ma wystarczająco dużo siły na słowne przepychanki.
— Proszę, Tallulo — słodki półszept przekradł się do uszu czarownicy — pozwól sobie pomóc.
Dziwa westchnęła ciężko w nieudanej próbie rozluźnienia mięśni, odwróciła spojrzenie, niegotowa do kolejnych dyskusji. Po ciemnym pomieszczeniu raz jeszcze rozniosły się jęki chorych, kiedy ona, zbyt skupiona na powracających ze snu obrazach, z wolna odzyskiwała świadomość widzianych w śpiku postaci, mrocznych scenariuszy.
— Widziałaś? — zapytała, ściągając rude brewki. — Mój sen?
Elfka pokręciła głową, zaciskając ustka w smukłą linię.
— Nie mogłam. Jakimś sposobem nie byłam w stanie się do nich przedostać. Przedostać się do ciebie. Widziałam jedynie pojedyncze obrazy. Ciemne pomieszczenia, nieznajome sylwety. Nic więcej. Jakbyś zupełnie się ode mnie odcięła, walczyła z moją obecnością.
— Ja nie… Nie kontrolowałam tego. Po prostu tam byłam. Obserwowałam… ten dziwny sen. A może nie sen. Wizję? — wymamrotała, dalej próbując przypomnieć sobie kolejne szczegóły, doświadczanej przez ostatnie trzy dni, podróży. — Stałam pośrodku ciasnego, ciemnego pokoju. Obserwowałam jakiegoś mężczyznę. Nie odrywał spojrzenia od porozstawianych wokół ksiąg, od baterii słoików, wypełnionych kolorowymi dekoktami. Na początku nie zwracał na mnie uwagi. Myślę, że przez długi czas nie zdołał mnie nawet dostrzec. Ale wreszcie się odwrócił.
Zamilkła na moment, krótki ułamek sekundy. Rozmazana we wspomnieniach twarz nabierała z wolna kształtów, kolorów, gniewnego wyrazu, a Tallulah, wciąż w nią wpatrzona, dostrzegła wreszcie mącące ciemną tęczówkę szaleństwo, zwisające fałdy pomarszczonej skóry. Wzięła głęboki wdech, kiedy zimne, nieprzyjemne uczucie wbiło się naostrzonymi igiełkami w wystarczająco już chore płuca.
Modre oczka znalazły te jasne, błękitne, szukając w nich jakichkolwiek resztek ciepła.
— Ayrenn, ja nie powinnam była tego zobaczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz