poniedziałek, 1 sierpnia 2022

Od Ayrenn cd. Victariona

― Mistrz otrzymał list z jakiejś zapadłej wsi na granicy Nalaesii i Defros, w którym mieszkańcy piszą o znikających sąsiadach. Widziałam go w gabinecie, był napisany dość… dramatycznie.
― Wolałbym konkrety ― mruknął Victarion.
Ayrenn zapatrzyła się w brązową sierść Bambiego, przez krótką chwilę łowiła wzrokiem miedziane refleksy. Chyba nigdy nie zrozumie jak w obliczu czyjejś tragedii można skupiać się jedynie na konkretach.
― Ruiny Fen Serin obok Mgielnik to nasz cel. Mieszkańcy pisali, że ruiny od pewnego czasu wabią do siebie ludzi, którzy potem nie wracają. Przy paru pierwszych przypadkach chodzili po puszczy i ich szukali, ale… ― zawahała się wyraźnie ― teraz wygląda na to, że wpływ ruin, tego magicznego… czegoś, które zabiera ludzi, się poszerzył. Nikt nie prowadzi już poszukiwań, komu życie miłe ten siedzi na czterech literach w wiosce. Niektórzy nawet zabili okna dechami .
― Fen Serin ― powtórzył Victarion z dźwięczącą w głosie niechęcią. ― To elfie ruiny?
Skinęła głową.
― Zajebiście. I Cervan wysyła półelfa i elfkę do ludzi, którzy najchętniej nabiliby uszatych na widły?
― Jest w tym szaleństwie logika.
― Oświeć mnie.
― Mamy większe szanse na poradzenie sobie z problemem.
― Niby w jaki sposób?
― No… ― zmieszała się wyraźnie ― bo znamy elfickie pismo? Ruiny zawsze mają w sobie jakieś zapiski, czy to na ścianach, czy…
Mina Victariona, cierpiętnicza i wyrażająca coś na pograniczu pogardy z niezadowoleniem, jeszcze bardziej ją speszyła. Znów wlepiła wzrok w sierść Bambiego, musnęła ją palcami. Gdzie się podział ten całkiem miły towarzysz podróży, który jeszcze chwilę temu żywo dyskutował o świątyniach świstaków? Zerknęła na niego spod oka. Ostrożnie, bardzo powoli, tak, żeby przypadkiem nie zauważył. Szkoda, że Gosia nie dołączyła do tego pana jakiejś instrukcji obsługi albo mapy humorków, przydałaby jej się.
― Ja zajmę się odczytywaniem znaków ― odezwała się w końcu ― i całą szopką z klątwami, demonami, magią i tym podobnymi. A ty po prostu pilnuj moich pleców. Pasuje ci taki układ?
― Pasuje ― potaknął, wpatrzony w rozciągniętą przed nimi drogę. ― Wiesz coś jeszcze, czy to wszystko?
Zastanowiła się przez chwilę, wygładziła materiał kamizelki, odruchowo pociągnęła za guzik. Ten, ku jej osobistemu zdziwieniu, wcale nie odpadł, jak to miał w zwyczaju.
― Sołtys twierdzi, że ruiny są puste od dziesięcioleci, ale skryba dopisał od siebie, że to wcale nieprawda. Niestety, poskąpił nam szczegółów.
― Równie dobrze mógł nic nie pisać ― mruknął Victarion, przełożył wodze do drugiej dłoni. ― A gdzie konkretnie jest ta cała wiocha?
― Na południe od masywu Falliers, głęboko w puszczy. Oglądałam mapy i ostatni cywilizowany przystanek będzie w Brumie.
― Od tej Brumy daleko jest do Mgielnika?
― Na oko wygląda na dwa lub trzy dni drogi. Niestety nie znam tamtej puszczy, nie wiem czego się po niej spodziewać.
― Tragedii nie ma ― orzekł w końcu Victarion. Wydawało jej się, że trochę się rozluźnił. A może było to tylko pobożne życzenie? Sięgnęła głębiej w pamięć, przywołała wspomnienie w którym Gosia mówiła jej o półelfie.
Obraz wykreowany przez jadowniczkę zaczynał powoli rozjeżdżać się z rzeczywistością.
***
Pogoda im dopisywała, nie było ani zbyt zimno, ani zbyt gorąco, więc cały dzień spędzili w trasie. Ayrenn nie próbowała już rozmawiać o czymkolwiek, pozwoliła by milczenie naturalnie rozlało się pomiędzy nimi, z rzadka przerywane krótką wymianą zdań na tematy związane z misją lub samą drogą. Nie czuła się komfortowo w tak długiej ciszy, ale nie miała też żadnego pomysłu na to, jak zacząć z Victarionem kolejny, niepowiązany z misją dialog. Bała się nieco tego, jak zareaguje na kolejny nie do końca trafiony temat. Niby nic się nie stało ― nawet nie podniósł głosu, ani nie spojrzał na nią jakoś krzywo ― ale tyle wystarczyło by się wycofała.
― Niedługo zajdzie słońce ― zauważył od niechcenia Victarion. ― Dobrze byłoby znaleźć miejsce na nocleg.
― Do najbliższej karczmy jeszcze sporo drogi, nie mówiąc już o jakimś porządnym przybytku z prawdziwym łóżkiem. Chyba… ― westchnęła ― …będziemy skazani na pytanie po wsi.
Bambi wydał z siebie dźwięk przypominający najczystsze oburzenie; Ayrenn pogłaskała go odruchowo po łopatce. Victarion dla odmiany wyglądał na rozbawionego. Już nic nie rozumiała.
― Nie będzie tak źle. ― Poklepał konia po szyi. ― Co nie, Funtuś?
Wałach parsknął bez zaangażowania; Ayrenn uznała, że za nic w świecie nie przetłumaczy tego, co właśnie usłyszała. Uśmiechnęła się krzywo, niepewnie, zdecydowanie sztucznie i ścisnęła jelenia łydkami.
Wieś do której dotarli o zachodzie słońca prezentowała się… właściwie to nie prezentowała się wcale. Było tu brzydko i ponuro, od większości domostw ciągnęło przykrym zapachem, a smutne muczenie dobiegające ze obory szybko uświadomiło im skąd ten smród. Prócz oczywistej zawartości budynku dało się zauważyć dziurę w dachu sołtysa i niewielki domek tuż obok, rozsypany jakby był ledwie domkiem z kart, a nie budowlą z planem i pomysłem.
― Co za okropne miejsce. ― Skrzywiła się Ayrenn, zasłaniając nos rękawem. ― Nie do życia.
― Zawsze mogło być gorzej ― stwierdził obojętnie Victarion. Jego wzrok pozostawał czujny, na twarzy nie dostrzegała żadnych śladów zgorszenia czy obrzydzenia. Wyglądało na to, że nawykł do przykrych widoków i zapachów.
Zsunął się z siodła i rozejrzał; ludzie wokół snuli się nieprzytomnie, niezainteresowani nowymi przybyszami. Nawet Bambi nie ściągał na siebie spojrzeń, co ewidentnie było mu nie w smak. Jeleń mrużył oczy i grzebał racicą w ziemi, ale i to przeszło bez echa. Obojętność nie była czymś z czym spotykał się na co dzień i Ayrenn nie była do końca pewna jak mieszkaniec lasu sobie z tym poradzi. Wybije komuś zęby porożem? Sprzeda kopa? Zje pranie?
― Porozmawiam z sołtysem ― znów odezwał się Victarion. ― Zostań przy koniach ― jego wzrok odruchowo powędrował w kierunku Bambiego ― koniu ― poprawił się.
― Nie ma problemu. ― Skinęła głową i sama zsunęła się z wierzchowca, przejęła wodze Funta. Wałach niecierpliwie tupnął, trzepnął ogonem jak batem. Bambi spojrzał na niego z pogardą i wyższością o którą nigdy w życiu by go nie podejrzewała.
― No pięknie. ― Podparła się dłonią o biodro, westchnęła. ― Jeszcze tego brakuje, żebyście sobie… ― Zabrakło jej słowa. Spojrzała to na jednego, to na drugiego. Zmrużyła oczy. ― Obaj wiecie, o co mi chodzi.
Bambi ostentacyjnie odwrócił się do niej zadem. Funt za to wyglądał, jakby jednak nie wiedział o co chodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz