wtorek, 16 sierpnia 2022

Od Michelle – Rzeka, która się śmieje

Michelle nie potrzebowała nawet minuty, by stanąć po kolana w wodzie.
Zzuła po drodze buty, kropelki chłodnej cieczy rozprysnęły się na wszystkie strony, gdy weterynarz rozpędziła się, pokonała krótkie zbocze i wskoczyła w nurt. Prawie straciła przy tym równowagę, ale skwitowała to tylko śmiechem, podobnie jak przemoczone spodnie. Gdyby cała wpadła do wody, zareagowałaby identycznie. Wizja kąpieli brzmiała, tak po prawdzie, bardzo dobrze, bo nawet jeśli słońce minęło już najwyższy punkt, wciąż dawało się we znaki letnim skwarem.
No tak, ale było jeszcze kilka spraw, którymi należało się bezzwłocznie zająć. Weterynarz zazwyczaj takich rzeczy nie lubiła, ale ten dzień zaliczał się do wyjątków, i kobieta już nie mogła się doczekać wszystkiego, dlatego po krótkiej chwili wyskoczyła znów z wody. Piasek i trawa kleiły się do mokrych stóp, oblepiały je cienką warstwą, ale przecież to była ostatnia rzecz, którą się przejmowała. Lada moment tam wróci.
— Gdzie wsadziłaś koc? — podeszła do Heliosa i przytoczonych do konia juk, zerknęła krótko na siostrę.
— Tutaj — poklepała miękkie chrapy, gdy odtoczyła wreszcie ciężar z końskiego boku. — No już, już, odpocznij sobie, tu masz trochę cienia i trawy.
— Tak, teraz ja robię za muła — Michelle wzięła pod pachę ciężki materiał, rzuciła go na kobierzec trawy. Pyłki wzbiły się złotą chmarą, zawirowały w górze, nim spokojnie rozsiały się znów po okolicy.
— Chyba nie wiedziałam o niektórych przygotowaniach — zauważyła Hotaru. — Zastanawiałam się, czemu macie tyle bagażu, mogłyście powiedzieć. Mogłam wziąć trochę z Idalią.
— Nie było dużo ciężkich rzeczy. Może koce — wyjaśniła Lea.
— Gdybyśmy ci coś powiedziały, to nie zostałoby nam nic do zrobienia.
— Miśka zrobiła kanapki.
— Ich się nie da przypalić.
— Nie zdziwiłabym się, gdyby ci się jednak udało — zachichotała łowczyni, wyraźnie już rozluźniona. Michelle wzruszyła tylko ramionami. Ona też by się nie zdziwiła.
Kilka minut później piknik był już gotowy. Na kocu wylądowały przekąski: owsiane ciastka, suto wypełnione warzywami kanapki, garść wiśni, kawałek ciasta drożdżowego i trochę lemoniady, która wyciągnięta z dna torby, zdołała jakoś zachować odrobinę orzeźwiającego chłodu.
— Kiedy to zrobiłyście?
— Wczoraj. Trochę też dzisiaj rano — przyznała Michelle. — Lea uśmiechnęła się do pani Adeli, no i udostępniła nam kuchnię. Złote serce, już tęsknię za jej szarlotką. Nie zrobiłyśmy może jakoś dużo, ale mam nadzieję, że będzie smakować. Swoją drogą — w zielonych oczach rozbłysły figlarne iskierki — Hotaru, lubisz pływać?
— Tak — skinęła głową. — Możemy zaraz iść, jeśli masz ochotę.
— Tylko na to czekam — zatarła ręce. — Nie zostawię na was suchej nitki.
— Nikogo tu raczej nie ma — dodała Lea, rozejrzała się dookoła. Stąd nie było widać drogi, gdzie okiem sięgnąć, ciągnęły się lasy lub łąki. — Możemy tu zostawić konie i rzeczy, będziemy zresztą niedaleko.
Jedzenia stopniowo ubywało, a czas płynął swoim rytmem, zupełnie spokojnym i odległym od miejskiego gwaru lub pośpiechu, odmierzany tylko ptasim trelem i spokojnym nurtem rzeki. Nie minęło wiele czasu, gdy kobiety zdecydowały się poszukać nieco ochłody w wodzie. W swoim zakolu, najgłębszym punkcie, sięgała Michelle do brody, zazwyczaj jednak kobiety brodziły w niej do pasa, spokojny nurt nie groził porwaniem. Co jakiś czas ryby przepływały wokół nóg, wystarczyło jednak kilka sprawnych machnięć ogona, by zaraz znalazły się z daleka od nieznanych im ludzi.


Cienie stopniowo się wydłużały, zapowiadały nadejście nocy. Nawet rzeka zdawała się płynąć już nieco sennie, choć jej pogodny szmer dalej towarzyszył kobietom. Każda z nich zdążyła już wyjść z wody i zająć się czymś innym: Michelle karmiła konie i opowiadała historie kolejnych zwierzęcych pacjentów, Hotaru słuchała, od czasu do czasu opowiadała to o stworzeniach ze swojej ojczyzny, to rozmowa wartko płynęła na zupełnie inny temat. Dłonie tancerki cały czas pracowały, gdy przygotowywała koce. Sierpniowe wieczory były wprawdzie ciepłe i łagodne, ale to jeszcze nie znaczyło, że należało całkowicie zapominać o spadku temperatury, zwłaszcza po dniu spędzonym w dużej części w wodzie. Z kolei Lea kończyła właśnie układać zgromadzony wcześniej chrust; zaraz sprawnie skrzesała ogień. Iskierki zatańczyły na polanach, by zaraz otoczyć ciepłym blaskiem cały krąg.
— Gotowe.
Hotaru zerknęła krótko na ognisko, skinęła głową. Czujne oko omotało raz jeszcze oczyszczony teren, piaszczysty pierścień zabezpieczony niewielkimi kamieniami.
— Do rana wystarczy — stwierdziła. — Nie musimy już więcej znosić.
— Bardzo dobrze, bo mamy jeszcze dzisiaj trochę w planach — Michelle pomachała do nich znad grzbietu Melady.
— Będzie dzisiaj pięknie widzieć gwiazdy — tancerka zerknęła na bezchmurne niebo.
— I szaszłyki. Zaraz będę nadziewać paprykę — zaśmiała się weterynarz. — Nas też będzie słychać. Ale to nie koniec planów.
Wróciła do Hotaru i Lei, usiadła skrzyżnie przed nimi, skinęła krótko w stronę siostry. Nadszedł czas, na który czekały już cały dzień, nie należało już odkładać tego na później.
— To nie wszystko — dodała zatem, już uroczyściej, długo jednak nie zdołała utrzymać powagi. Zaczęła grzebać w swojej torbie, zmarszczyła brwi. — Chyba.
— Nawet sobie nie żartuj — Lea pochyliła się nad bagażem siostry.
— Sprawdzałaś, czy nie zostawiłam niczego na łóżku?
— Dwa razy.
Weterynarz wyrzuciła już ze środka połowę rzeczy i była bliska wywróceniu torby na drugą stronę. Tuż obok zaczął powstawać stos najprzeróżniejszych szpargałów: od jabłek, przez różne maści i luźne kawałki papieru, aż po ogryzki węgla do szkicowania. Z samego dna wytoczył się orzech. Michelle nawet nie próbowała zgadywać, skąd tam się wziął i ile Iferii zdążył zwiedzić.
— Jest!
Wyciągnęła triumfalnie zawiniątko. Było nieduże i wąskie, łatwo mogło zaginąć w przepastnej torbie, gdyby tylko spuścić je z oka. Materiał chroniący zawartość zdołał jednak przetrwać podróż: teraz odchylił się krnąbrnie, groził przedwczesnym zdradzeniem tego, co skrywał, ale weterynarz już i tak zamierzała lada chwila to ujawnić.
— Wszystkiego najlepszego, Hotaru — wyszczerzyła wesoło zęby, podała kobiecie prezent. — Dużo cierpliwości i radości z każdego dnia.
Życzenia były krótkie, może niezwykłe dla rozgadania Michelle, ale szczere. Hotaru po chwili zawahania przyjęła podarunek, zachęcona krótkim ruchem głowy, by otworzyła.
Ze środka wychynął podłużny kawałek papieru, wycięty tak, by przypominał lekko rozłożony wachlarz. Chropowaty błękit wypełniał szkic sylwetki tancerki, która zastygła z rękami uniesionymi w górze w łagodnym owalu oraz lekko ugiętymi nogami. Boki obramowane były niewielkimi, rysowanymi pastelami kwiatami.
— To zakładka? — odgadła Hotaru.
— Pewnie.
— Jest piękna — obróciła między palcami prezent, przesunęła łagodnie kciukiem wzdłuż szkicu. — Dziękuję.
Lea zaraz włączyła się w rozmowę, zgarnęła za ucho nieposłuszny kosmyk włosów.
— A tutaj ode mnie — łowczyni wyjęła schowany za plecami przedmiot, równie lekki, co ten trzymany przez jej siostrę. Odwróciła na sekundę wzrok, zaczęła miętosić między palcami źdźbło trawy. Michelle uśmiechnęła się pod nosem na widok zdenerwowania siostry; pamiętała, jak jeszcze w gildii zaczęła szyć całość i co chwilę dokonywała kolejnych poprawek.
Zielony jedwab rozlał się w bladych dłoniach tancerki, przepłynął między palcami. Wyszyte na materiale kamelie rozkwitały czerwienią maleńkich, nachodzących na siebie płatków, ciągnęły miękko przez całą długość opaski do włosów. Delikatne, faliste ściągnięcia z tyłu zapewniały pewną elastyczność opaski, możliwość dostosowania jej do konkretnego kształtu głowy i jej obwodu, zaszyta w środku wstawka rozciągała się lub kurczyła w zależności od potrzeby.
— Mam nadzieję, że będzie wygodna — Lea przechyliła lekko głowę, ułożyła wreszcie dłonie na kolanach. Ale tylko na chwilę. — Również życzę ci wszystkiego najlepszego. Spełnienia marzeń, spotkania jak najlepszych ludzi na swojej drodze. I najważniejsze — ścisnęła delikatnie dłoń tancerki — żebyś zawsze z nami była.
Ogień trzasnął wesołym płomieniem, księżyc mrugnął leniwie mlecznym blaskiem ze stopniowo ciemniejącego nieba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz