czwartek, 4 sierpnia 2022

Od Sophie cd. Serafina

Kawiarnia, wtulona w bok kamienicy, przycupnięta pod osłoną podstarzałych drzew, schowana za rozkwitłymi, dawno nie przycinanymi klombami, pasowała swym klimatem do studentów literatury, sztuki czy też może filozofii. Egzotyczne towarzystwo, jak na upodobania Sophie – alchemiczka przelotnie prześlizgnęła się spojrzeniem po niewielkiej grupce skupionej wokół jednego ze stolików. Ubrania, specjalnie skrojone na modłę poprzedniej epoki, utrzymane w ciepłych, choć ciemnych i surowych barwach, bezbłędnie identyfikowały ich jako studentów literatury klasycznej.
Ale kawa była przednia.
Serafin, opróżniwszy połowę cukiernicy, leniwym spojrzeniem zmusił łyżkę, by zajęła się mieszaniem.
— Nie, piana w sallandirskiej kawie nie bierze się z dodatku mleka, tak jak u was. — Ostatnie słowa, wypowiedziane bez cienia pogardy. Serafin miał tego dnia podejrzanie dobry humor. — Przygotowuje się ją inaczej. Suchą kawę miesza się z cukrem, sypie do wysokiej szklanki i zalewa wrzątkiem. Wtedy cukier sam się rozpuszcza, a na powierzchni utrzymuje się gęsta piana z samej kawy.
— A co z fusami?
— Opadają na dno — Łyżeczka brzęknęła o krawędź filiżanki, wylądowała na spodku. Serafin pociągnął łyk. — Nie są problemem.
— To dlatego nigdy ich nie odcedzałeś, robiąc sobie wcześniej kawę.
— Wydawało mi się to zbędne.
Przez otwarte na oścież drzwi wleciały dźwięki lutni, rozbrzmiały pierwsze słowa skocznej piosenki. Jakiś bard postanowił spróbować swego szczęścia, nim nie zgarnie go straż miejska, ale Sophie wątpiła w powodzenie całego przedsięwzięcia. Nie była to kwestia gorliwości stróżów porządku – bardziej zasobności sakiewki przeciętnego studenta, który każdą kołaczącą się w niej monetę wolał wydać na lżejsze rozrywki, niż muzykę.
— A jaką najdziwniejszą kawę zdarzyło ci się pić?
— Najdziwniejszą? — Serafin pogrążył się w swych myślach, szpony niemal bezgłośnie zastukały o powierzchnię filiżanki. — Niech pomyślę…
Milczenie było krótkie, książę nie dostał wiele czasu do namysłu. Zaszurały czyjeś stopy, przy stoliku pojawił się jakiś chłopak – schludnie, choć skromnie odziany, o niepewnym spojrzeniu, z resztkami trądziku na policzkach.
— Przepraszam… państwo z Gildii, tak?
— A kto pyta? — burknął Serafin, nie zaszczyciwszy młodzika spojrzeniem. Mimo to ten się skulił.
— Eee, bo ja mam list do yyy… doktor Egberts i do umm… jaśnie pana Serafina.
Sophie parsknęła w filiżankę, spojrzała z rozbawieniem na jaśnie pana. A potem na list, który pojawił się w dłoni posłańca, opatrzony pieczęcią z charakterystyczną sylwetką kota.
— Oho, przeczuwam koniec naszych radosnych wakacji z krokodylami. — Uśmiechnęła się, zwróciła do chłopaka — Tak, to my.
Młodzieniec obrzucił ich jeszcze jednym spojrzeniem, a potem wcisnął list w oczekującą dłoń alchemiczki, mruknął pod nosem coś, co można było uznać za pożegnanie i czmychnął niknąc tak szybko, jak się pojawił.
Sophie przełamała pieczęć, rozłożyła list. Serafin prychnął.
— Zamierzasz to teraz czytać?
— Dlaczego nie? — Wzrok alchemiczki przebiegł po pierwszych kilku wersach.
— Nigdzie się nam nie spieszy, a już na pewno nie żeby czytać to, co ten… — Książę przelotnie zmarszczył brwi. — Cervan… sobie pisze.
— Wiesz co, to cię może akurat zainteresować… — Sophie przeciągnęła nieco słowa, równocześnie kończąc następny akapit. Odwróciła list.
— Magia? — Odpowiedziało mu średnio skupione „mhm". — Tutejsza magia z rzadka przykuwa moje zainteresowanie. Macie tutaj prawie samych dzikich magów, co mogłoby być zajmujące, gdyby nie ich żałosna moc. Może to jest też powód, dla którego tak wielu dożywa dorosłości bez przejścia żadnego szkolenia? — Serafin w zamyśleniu podkręcił wąsa. — Są tak słabi, że nawet nie są w stanie zrobić sobie krzywdy…
— Chodzi o artefakt — powiedziała nagle Sophie, ściągając na siebie podejrzliwy wzrok księcia. Skrzyżowała z nim spojrzenie. — Naprawdę.
— Jeśli to jest jakieś…
— Naprawdę. Artefakt i demon. Brzmi zajmująco?
Serafin westchnął głęboko, dopił resztę kawy.
— Zależy, jaki artefakt i jaki demon. Ale niech ci będzie, mam dziś dobry humor – brzmi umiarkowanie zajmująco.
Sophie uśmiechnęła się przelotnie, wróciła do czytania. Serafin odstawił filiżankę na stół, wyciągnął rękę po list.
— Zostaniesz na wykładach o krokodylach, ja zaś zajmę się tym artefaktem, demonem i czymkolwiek, co tam jeszcze jest, a Cervan nie raczył niczego napisać.
— To bardzo szlachetne z twojej strony, dziękuję. Widzę że przebywanie z Antaresem na ciebie wpłynęło.
Serafin żachnął się, machnął dłonią, długi rękaw zatańczył w powietrzu.
— Przyznaj, że ciebie też te wykłady w końcu znudziły i potrzebujesz rozrywki.
— Tak, i twojego towarzystwa. — „Trzeba-cię-pilnować" dodała w myślach, następnie z powrotem złożyła list i podała go Serafinowi. Książę nie zainteresował się tekstem. — Chciałeś przeczytać…?
— Po co mam tracić czas, skoro ty wszystko wiesz i zapamiętałaś. — Sakiewka pojawiła się znikąd, Serafin sypnął złotem na stół, wstał zamaszyście. Parę osób z grupy pod oknem odwróciło głowy. Książę nie poświęcił im uwagi, zwrócił się do Sophie. — W takim razie prowadź.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz