niedziela, 17 stycznia 2021

Od Antaresa cd. Cahira

Antares stał przez chwilę z talerzem w dłoni, błądził wzrokiem po głównej sali. Jak zwykle, większość osób już wybrała sobie miejsca, już zawiązała jakieś konwersacje, zaś rycerz nie do końca miał w sobie tyle towarzyskiego obycia, by po prostu podejść, dosiąść się i zagadać, bez czynienia sytuacji niezręczną. Dlatego też gdy tylko zobaczył, że macha do niego jedna z kobiet, aż drgnął ze zdziwienia. Czy wzrok go mylił?
Rudowłosa elfka wyraźnie kiwała na niego dłonią, by podszedł. Przy jej stoliku nie siedział nikt, miejsca było dość, więc Antares uśmiechnął się lekko i raźnym krokiem ruszył w jej stronę. Nie znał jej, nie przedstawili się sobie, ale jej pogodny uśmiech już czynił z niej w jego oczach potencjalną kompankę do wyprawy na smoka.
Rycerz zbliżył się, kobieta wychyliła się tak, by zerknąć za nim i pomachała komuś, jednak nim Antares zdążył zmienić kurs czy w ogóle zareagować, rudowłosa odezwała się do niego.
— Och, chciałeś tu usiąść? — Rycerz zrobił się czerwony jak piwonia, próbował coś powiedzieć, ale z jego ust wydobyło się tylko jakieś niezrozumiałe zająknięcie. — Siadaj, siadaj! — Kobieta poklepała ławę obok siebie. — No siadaj, nie wstydź się!
Antares niepewnie usiadł obok. Bogowie, ale wstyd! Pomylił się, machała do kogoś zupełnie innego, a on, jak ten ostatni buc, po prostu się wprosił.
“Nie martw się,” odezwał się nagle ten drugi. “Kobiety mają instynkt opiekuńczy, może będzie jej się podobała taka skończona pierdoła, jak ty?”
— P-przepraszam — zdołał w końcu bąknąć, na co rudowłosa odwróciła się do niego. Przekrzywiła głowę.
— Chyba żeśmy się nie poznali. Jestem Fiona. Fiona Pei. A ty?
— Antares.
Rycerz nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo miejsca za stołem zajęli ci, których Fiona faktycznie sobie przy nim życzyła. Antares poprawił się niespokojnie na ławie.
“O proszę, a właśnie się zastanawiałem, co tu tak zajechało jak z kanałów. Toż to nasz złodziejaszek za pięć halerzy!”
Rycerz westchnął w duchu - od czasu pamiętnego sparingu wartość Cahira gwałtownie spadła w oczach tego drugiego – wcześniej był “złodziejaszkiem za dychę”. Antares nie prowadził oczywiście takiego wartościowania, a przynajmniej bardzo się starał, jednak swym zachowaniem szpieg siłą rzeczy wystawił sobie niezbyt pochlebną laurkę.
“Ciekawe, kim jest ten chuderlawy paniczyk w piżamce.”
— Znacie Antaresa? — Fiona po przyjacielsku trąciła rycerza łokciem, na co Antares oblał się ponownie pąsem.
— Tak — odpadł Cahir chłodno.
— Nie — odezwał się drugi mężczyzna, zajmując miejsce naprzeciwko Fiony i siłą rzeczy zmuszając Cahira, by zasiadł vis-a-vis rycerza. — Mattia D’Arienzo, astrolog. Bardzo mi miło. — Skinął uprzejmie głową.
“A, to jeden z tych szlacheckich astro-cymbałów,” prychnął pogardliwie ten drugi. “Mamuśka zapłaciła za licencję, syneczek pewnie pogody na następny dzień nie umie przewidzieć.”
— Mi również miło — odpowiedział sztywno Antares, mimowolnie uciekając wzrokiem w kierunku swojego gulaszu, który nagle wydał się rycerzowi nad wyraz interesujący.
Nie dostrzegł, jak Mattia przebiega wzrokiem od rycerza do Cahira i z powrotem, widać rejestrując coś, co umknęło nawet Fionie.
— Znacie się? — Zapytała elfka, zanurzając łyżkę w gulaszu. Cahir spiął się, Mattia momentalnie poprowadził rozmowę w innym kierunku.
— Jak znajdujesz Gildię? Podoba ci się tutaj, z nami? — zagaił astrolog, posyłając rycerzowi jeden ze swych najprzyjaźniejszych uśmiechów.
— Tak. — Zapadła chwila ciszy, drugi mężczyzna niemal niezauważalnie uniósł brew. Antares poprawił się znów na ławie. — Jest dobrze.
Konwersacja nie była jego mocną stroną. Antares uświadamiał to sobie ponownie za każdym razem, kiedy trzeba było ot, tak po prostu, prowadzić jakąś niezobowiązującą dyskusję. To uświadomienie oczywiście wcale nie ułatwiało mu życia - sprawiało tylko, że rycerz jeszcze bardziej koncentrował się na swoich niedociągnięciach, coraz bardziej się krępował i w efekcie był w stanie wypluć z siebie tylko pojedyncze wyrazy.
— Tak — odpowiedział na kolejne pytanie Mattii.
Astrolog okazał się wirtuozem rozmowy - razem z Fioną bardzo szybko stworzył duet, dzięki któremu te krótkie urywki, które Antares był w stanie z siebie wycisnąć, nie kończyły się już krępującą ciszą, rycerz też nie czuł, jakby był nadmiernie przyciskany pytaniami. Od czasu do czasu włączał się też Cahir, zazwyczaj zagadnięty przez skorą do żartów elfkę. Rozmowa płynęła i w końcu po gulaszu zostało już tylko wspomnienie.
— Czekaj, to to nowe, wielkie konisko w stajni jest twoje! — zawołała Fiona, odkładając łyżkę do pustej miski. — Właśnie się zastanawiałam, do kogo należy!
— Ach, tak. Favellus rzuca się w oczy — Antares pierwszy raz wykrzesał z siebie dłuższą wypowiedź, pierwszy raz też na jego twarzy zagościł uśmiech. Mattia zaraz to podchwycił.
— To szkolony rumak bojowy?
— Tak, oczywiście.
— Pewnie drogi — wtrącił Cahir.
— To był podarunek.
— Wiecie co — zaczęła elfka. — Zobaczyłabym go w akcji.
“Ha, doskonale! Damy czadu i ruda jest nasza!”
— Co byście powiedzieli na małą przejażdżkę, tak przy strumieniu i do jeziora? Dzisiaj jest tak ciepło…
— Och, to bardzo dobry pomysł — Mattia zaraz ją poparł. — Taka spokojna przejażdżka… Skorzystalibyśmy z ostatnich dni dobrej pogody. Cahir?
Szpieg skinął głową, na jego twarzy pojawił się ten charakterystyczny pół-uśmiech.
— Czemu nie?


Antares zapiął i poprawił popręg, wyprowadził Favellusa z boksu. Obtarty grzbiet rumaka już się zagoił, poza tym na zwykłą przejażdżkę rycerz postanowił zabrać dużo lżejsze siodło. Favellus oczywiście wiedział, co się święci, że wcale nie będzie teraz treningu, tylko coś nowego i innego. Z niecierpliwością dreptał obok rycerza, lekko ciągnąc wodze, chcąc już wybrać się gdzieś dalej.
Fiona była najszybsza. Czekała już na wszystkich, dosiadając smukłej, jasnosiwej klaczy. Zaraz też pojawił się Cahir na grzbiecie swej karej Al-Fali. Antares nie mógł sobie odmówić zerknięcia choć trochę na klacz. Jej smukłe nogi i tułów świadczyły o tym, że koń ten stworzony jest do szybkiej jazdy, zaś starannie wyczesana i błyszcząca sierść - że właściciel naprawdę o nią dba.
“Patrz, taka franca, a koń ładny,” mruknął ten drugi. Jeśli dobrze się wsłuchać, przy odrobinie dobrej woli dało się w jego głosie usłyszeć nieco uznania. Nieco.
W końcu pojawił się też i Mattia na swoim dereszu.
“No, na pana hrabiego oczywiście trzeba czekać.”
— Wybaczcie zwłokę — Astrolog opuścił strzemiona, wsunął stopę w lewe i wdrapał się na siodło.
Antares instynktownie pchnął strumień magii w kierunku swych nóg i jednym susem znalazł się w siodle.
“Patrz jak złodziejaszkowi kopara opadła, hehe. Fiona też pod wrażeniem. Jak się dobrze postarasz, to na zimę nie będziemy potrzebowali dodatkowego koca…”
“Zamilcz! Jesteś odstręczający.”
— Wszystko w porządku? — zapytała Fiona, patrząc na rycerza z lekkim niepokojem.
Antares pokiwał jej głową, znowu się zaczerwienił. Musiał się na chwilę rozproszyć, pozwolić emocjom wypłynąć… Niech to, powinien się bardziej pilnować, ignorować tego drugiego.
Na szczęście nie miał czasu roztrząsać tematu dalej - elfka była najbardziej skora do spaceru i zaraz poprowadziła grupę ustaloną ścieżką. Favellus poszedł żwawym, wyciągniętym krokiem za jej klaczą, zaraz też chciał wyprzedzać i sam prowadzić.
— Zachowuj się — mruknął do niego Antares, lekko ściągając wodze.
Rumak prychnął, potrząsnął łbem i machnął ogonem. Rycerz zerknął kątem oka – zaraz obok mijał go Cahir. Widać Al-Fala miała dokładnie taki sam pomysł, jednak jej jeździec nie bronił wysforowania się na sam przód. Za całą grupą podążał Mattia i Aldebaran - im widać w ogóle nie przeszkadzało, kto jedzie za kim.
— Wiecie co… — zaczęła Fiona, odwracając się do mężczyzn. Na jej twarzy kwitł zawadiacki uśmiech. — Ścigamy się! Kto ostatni nad jeziorem, stawia wszystkim kolejkę!
Elfka nie dała nikomu czasu na reakcję. Ścisnęła swojego wierzchowca łydkami, klacz skoczyła przed siebie jak pasikonik i zniknęła w tumanie kurzu. Nim Antares się otrząsnął, zaraz za nią pomknęła czarna strzała – Cahir nie dał rycerzowi przewagi i gnał już na grzbiecie Al-Fali, pochylając się nisko w siodle.
Favellus ruszył w cwał niemal z miejsca, wyczuwając intencje Antaresa nim rycerz zdołał je przekazać. Mocarne kopyta zadudniły o grunt, poleciały bryzgi ziemi. Mężczyzna nie zdążył się zastanowić, czy któryś nie trafił jadącego za nim astrologa.
Favellus był dużo większy od pozostałych, piędzi ziemi uciekały szybko z każdym susem długich nóg. Do tego Antares był chyba najlżejszy z całej drużyny (a na pewno najniższy), więc rumak mknął równie szybko, jakby nie niósł wcale jeźdźca. To nie pomagało - Antares widział siwy i czarny kształt przed sobą, jednak choć Favellus leciał niczym wicher, nie mógł dogonić dwójki jeźdźców przed nim.
“Daj magię.”
Antares potrząsnął głową, zignorował podszepty tego drugiego.
“No daj magię, do cholery ciężkiej! Pieprznę w tego zakapiora, nawet nie będzie wiedział, co go trafiło!”
“Nie będziemy oszukiwać!”
“No na sparingu tamten błazen nie miał z tym problemu. Trochę go podsmażę. Konika zostawię, nic się nie bój.”
Dwójka na przedzie zniknęła za niewielkim wzniesieniem. Gdy Antares do niego dotarł, zobaczył, jak Fiona frunie na grzbiecie swojej klaczy nad jakimś wykrotem. Cahir wyhamował w ostatniej chwili, pociągnął konia w bok. Al-Fala prychnęła, zatańczyła pod nim i ruszyła jakąś boczną drogą.
“He, cienias.”
Rycerz nie zwolnił, popuścił wodze, spiął się w siodle. Pozwolił Favellusowi zadecydować i rumak go nie zawiódł. Jednym susem pokonał wykrot, wylądował po drugiej stronie z głuchym łomotem i zaraz rzucił się do pościgu za siwą klaczą. Gdzieś z boku dobiegł ich tętent kopyt - Cahir właśnie kończył objazd, a zacięta mina jasno wskazywała, że zamierza odebrać Antaresowi jego miejsce w tym wyścigu.
“Ten to nie wie, kiedy zrezygnować, co za przegryw!”
Jezioro było już blisko. Favellus gnał przed siebie niczym śnieżna lawina, jednak Al-Fala sukcesywnie skracała dystans, doganiając rumaka. Antares zmarszczył brwi widząc, jak jej kary łeb jest tuż przy jego łokciu i z każdą chwilą nieubłaganie przesuwa się do przodu.
“Daj magię!”
Fiona wparła klacz w taflę jeziora, bryzgi wody strzeliły na wszystkie strony.
— Pierwsza! — zawołała elfka, odwracając się z triumfalnym uśmiechem. W ostatniej chwili instynktownie zasłoniła głowę, jednak niewiele to dało.
Al-Fala i Favellus wpadli do jeziora synchronicznie. Fiona zapiszczała cienko, gdy z obu stron runęły na nią ściany lodowatej wody. Antares odlepił od piersi koszulę, przemoczoną bryzgającą spod kopyt Al-Fali wodą. Cahir przetarł twarz dłonią, wycierając się po tym, jak opryskał go Favellus.
— Zrobiliście to specjalnie! — zawołała elfka. Była kompletnie przemoczona, ale uśmiech nie znikał z jej twarzy.
“Ależ widoki…” zauważył radośnie ten drugi, ale zaraz prychnął, gdy Antares z premedytacją odwrócił wzrok od mokrej, przylegającej i lekko prześwitującej koszuli Fiony.
— Wystarczyło mniej się spieszyć, byłabyś zupełnie sucha — Cahir wzruszył ramionami i obrócił się. — Gdzie jest Mattia?
W tym momencie do ich uszu doleciał spokojny tętent kopyt. Astrolog pojawił się po chwili, niespiesznym kłusem dotarł nad jezioro, zaś Antares spurpurowiał widząc brudną, mokrą plamę na nieskazitelnym płaszczu astrologa. Czyli jednak go wybrudził, pięknie…
“No popatrz, znowu trzeba czekać na jaśnie pana hrabiego.”
— Hej, mieliśmy się wszyscy ścigać! — Fiona wydęła policzki.
— Gwiazdy mi dzisiaj nie sprzyjały — odpowiedział tylko mężczyzna, posłał wszystkim uśmiech, po którym nie dało się na niego gniewać.
— Ależ sprzyjały ci dzisiaj, jako jedyny jesteś suchy!
— Temu można szybko zaradzić. — Cahir uśmiechnął się nieładnie. — Co byście powiedzieli na małą kąpiel?
— Ja spasuję… — zaczął ostrożnie Mattia, ale Fiona zaraz podchwyciła temat.
— Popływajmy! To ostatnie dni dobrej pogody, aż żal nie skorzystać!
Elfka wyprowadziła klacz z wody, zeskoczyła z siodła i wzięła się za popuszczanie popręgu. Cahir zaraz do niej dołączył.
— Może popilnuję koni — Astrolog wyraźnie opierał się przed jakimkolwiek pływaniem.
Cahir coś do niego powiedział, Antares nie dosłyszał jednak co. Mattia bez przekonania pokiwał głową.
— Ach, niech już będzie.
Stojąc przed faktem dokonanym, rycerz nie chciał odstawać od grupy. Również wyprowadził Favellusa na brzeg, przywiązał do kawałka zwalonego pnia i popuścił mu popręg. Rumak zaraz zainteresował się czymś w trawie, machnął mokrym ogonem i chlasnął rycerza przez plecy. Tymczasem Fiona pozbyła się właśnie butów i paska, a potem z radosnym śmiechem wbiegła do wody.
— Wcale nie jest zimna! — zawołała, odwracając się do mężczyzn i kładąc na powierzchni. Nad taflą błysnęły jej bose stopy.
Cahir sprawnie ściągnął buty, w trawie wylądowała też jego koszula. Antares instynktownie powiódł wzrokiem po jego torsie, w myślach oceniał kształt mięśni i płynność ruchów. Dostrzegł sporą szramę na przedramieniu Cahira - ciągnęła się aż do łokcia. Poza tym ciało szpiega znaczyły tylko bardzo drobne, ledwie widoczne blizny, nic więcej jednak nie przyciągało wzroku. Właściwie to rycerz spodziewał się czegoś takiego - Cahir był smukły, proporcjonalnie zbudowany, grające pod skórą mięśnie jasno świadczyły o wprawie i gibkości w posługiwaniu się bronią.
“Myślałem, że będzie bardziej poryty,” odezwał się nagle ten drugi. “Przecież widać, że to bandyta. Nikt go nahajem nigdy nie przećwiczył?”
“Twoje komentarze są nie na miejscu.”
“Może za kradzież pietruszki nikomu się nie chce fatygować… Bo nie sądzę, żeby ta łajza dała radę buchnąć coś bardziej wartościowego.”
Tymczasem Mattia odłożył starannie złożoną koszulę i płaszcz na jakiś pniak, zaraz obok ustawił też buty. I na niego Antares zwrócił uwagę. Skoro ten drugi mówił, że to szlachcic, zapewne władał jakimś orężem… Niestety, rycerz się rozczarował. Proste plecy i ściągnięte łopatki, do pary z wiotkimi kończynami i nieco zbyt miękką, zbyt gładką skórą, jasno wskazywały, że Mattia stanowi całkowite przeciwieństwo Antaresa, a jedyną bronią, jaką dzierży, jest jego słowo.
Astrolog ostrożnie wszedł do wody, mimowolnie zadrżał. Fiona parsknęła śmiechem, kopnęła pod wodą, strumień wody wygiął się w łuk i skoczył Mattii prosto na głowę. Mężczyzna wydał z siebie zaskoczone “Och!”, ale zaraz też się zaśmiał, postąpił kilka kroków głębiej.
“No zostaw już hrabiego suchoklatesa! Popatrzyłbyś, czy Fiona czasem nie tonie.”
Antares zerknął na nią, ich oczy się spotkały, rycerz mimowolnie się zaczerwienił.
— Nie dołączysz? — zapytała elfka.
— Tak, zaraz.
Rycerz z wahaniem ściągnął koszulę, okulary i buty. Instynktownie skulił się w sobie. Nie lubił pokazywać się bez ubrania, jeszcze przy białogłowie, jednak chęć wpasowania się w towarzystwo przeważyła. Antares dobrze wiedział, jak wygląda.
Wąskie biodra, kościste ramiona i wystające żebra, do tego za mocno wysklepiony kręgosłup, nieco zapadnięta klatka piersiowa. Skóra pozbawiona jakiejkolwiek skazy. Antares nie raz był ranny w boju, jednak płynąca w jego żyłach magia regenerowała każdą bliznę tak, że po pół roku nie było śladu po najpaskudniejszych cięciach. Złamany nos sam się nastawiał, wybite zęby odrastały - rycerz wyglądał jak ledwo co wyjęta z pudełka lalka. Drobna, krucha i nieskazitelna.
Szybkim, nieco zbyt nerwowym krokiem podążył w stronę jeziora i zanurzył się zaraz po samą szyję, chowając pod wodą. Chłód jeziora niespecjalnie mu pomagał – rycerz jak był czerwony po same uszy, tak czerwony pozostał. Starannie omijał wzrokiem Fionę, ale nie było to łatwe. Kobieta dokazywała w wodzie, jak chciała – chlapała na mężczyzn, najczęściej prosto w twarz, a wszelkich prób rewanżu unikała płynnym nurkowaniem. Antares nie był już pewien, czy rudowłosa faktycznie była elfką, czy może psotną najadą, szczególnie, gdy w pewnym momencie bezceremonialnie złapała go za kostkę i pociągnęła pod wodę. Rycerz niemal gwizdnął plecami o dno, przed oczami mignęła mu tylko rozdęta falami koszula i burza rudych włosów. Postanowił się nie wynurzać. Popłynął za elfką, wyciągnął rękę, ale zaraz się zreflektował. Zabawa miała swoje granice, nie mógł przecież obłapiać niewiasty.
“Dlaczego nie?” zapytał oskarżycielsko ten drugi. “Jak sama chce, to gdzie jest problem?”
Harce trwały jeszcze przez pewien czas, ale w końcu nawet Fiona się zmęczyła. Wyszła na brzeg, usiadła ciężko w trawie i wykręciła przemoczone włosy. Pozostali również wyszli. Antares szybko założył okulary i koszulę, nie bacząc na to, że materiał momentalnie całkiem przemókł i przylepił się do skóry niczym lodowaty okład.
Chociaż była jesień, świeciło przyjemne, ciepłe słońce. Wiatr wiał leniwie, żółknące powoli liście niemrawo kołysały się na gałęziach. Gdzieś w oddali odezwał się ptak. Antares powiódł wzrokiem za dryfującą w sennym powietrzu nitką babiego lata. Przez chwilę wydawało się, jakby czas się zatrzymał, gdy czwórka gildyjczyków leżała w trawie, schnąc w ostatnich promieniach słońca. Ale tylko przez chwilę - słońce schowało się zaraz za linią drzew, a cień, który zaległ nad jeziorem, niósł zapowiedź chłodnej nocy. Mattia zadrżał, sięgnął po ubrania.
— Chyba czas już na nas.
Wstali, ściągnęli wierzchowcom popręgi. Cahir wspomniał coś o herbacie, Mattia zaprosił do obserwatorium. Astrolog złowił wzrokiem rycerza i skinął mu zapraszająco głową, na co Antares znowu się zaczerwienił. Wskoczył na siodło. Poprowadził Favellusa za innymi, jego koń chętnie wyciągał krok, wracając w znane miejsce.
To był dobry dzień. Gdyby zdarzyły się jeszcze podobne, rycerz nie miałby nic przeciwko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz