poniedziałek, 18 stycznia 2021

Od Tassariona CD. Marty

Cały czas wsłuchując się w dość głośną i emocjonalną wymianę zdań, między Martą i jej przyjaciółką, ani na moment nie otworzył zmarzniętych warg, choć faktycznie, kilka komentarzy cisnęło się na usta Tassariona, nie chcąc przerywać kobietom rozmów na tematy, o których zupełnie nic nie wiedział. Nie miał pojęcia, kim mogli być wspomniany Nikolai, jak i Dezy, mimo iż kilka ostrzejszych słów ze strony rudowłosej starczyło, by dowiedział się, że stojąca w drzwiach Kai była już dość doświadczoną zawodniczką w tego typu sprawach. Wystająca z materaca, męska noga podskoczyła wesoło, szybko chwytając rytm nieistniejącej i wygrywanej w głowie Tassariona pieśni, gdy dalej nie odwracał badawczego spojrzenia od rumianej twarzyczki Marty, delektując się każdą jej oznaką zawstydzenia, złości, czy zwykłego zażenowania. Wiedział, że czuła na sobie jego wzrok. Te przeklęte, czerwone ślepka chciwego, rozbawionego monstrum. Spojrzenie zainteresowane tylko i wyłącznie nią. Stwierdził w myślach, iż Marcie było wyjątkowo do twarzy z tą malującą się w modrych oczach złością.
Zdążył się jednak domyślić, do czego mogła służyć dzika marchew, czy wspomniany przez rudogłową wrotycz. Tym nie musieli się raczej przejmować, nawet jeśli biedna Marta nie mogła zdawać sobie z tego sprawy.
Pozwolił, by ciche parsknięcie opuściło jego krtań, kiedy huk drzwi przerwał Kai w połowie zdania, a jego towarzyszka ułożyła plecy na drewnianej powierzchni, próbując ukryć w dłoniach swą czerwoną, nie wiadomo to już czy ze złości, czy z zażenowania, twarzyczkę.
— Z młodymi i ich emocjami — powtórzył pod nosem słowa, uwięzionej za drzwiami, Kai, zapewne najbardziej rozbawiony stwierdzeniem, iż on również, tak samo, jak i Marta, uważany był za młodego, niedoświadczonego. Być może w elfich latach mógłby wciąż uchodzić za młodziaka, pomimo nieśmiertelności, zapewnianej mu przez wampirzą naturę. Sam jednak w stanie był stwierdzić, że do niedoświadczonego było mu daleko. Być może troszkę za daleko. Skrzywił się nieco, dostrzegając, jak niebieskie oczęta gromią wzrokiem jego rozbawienie. Odchrząknął, przygryzając polik i próbując jakkolwiek pozbyć się uśmiechu, który zdobił wampirzą twarz.
— Nawet bym jej na to nie pozwolił — mruknął, uważnie obserwując płynne ruchy marciuchowego, tak pięknie wyrzeźbionego, niby przez rękę samego fachowca, ciała. W czerwonych ślepiach zamrugał płomyczek podekscytowania, kiedy Marta ułożyła się wreszcie na skraju materaca, cały czas nie odwracając swojego spojrzenia od bladej twarzy mężczyzny. Wreszcie uniósł do góry plecy, równie wolno co Marta, po czym zbliżył się do dziewczyny, pochylając te mroźne, przebrzydłe usta do zaróżowionego ucha dziewczyny. — Złapałbym mocno za linię — objął szczelnie ramionami talię rudogłowej, szepcząc słodko — o, tak — zacisnął nieco mocniej palce na ciasnym gorsecie — i by mnie już od Marty nie odciągnęła — stwierdził, dalej nie podnosząc głosu.
Uniósł jedną z dłoni, wolno łapiąc za dekolt kobiecej koszuli, odkrywając rozpaloną, piegowatą skórę na jej ramionach. Biały włos zakręcił się gdzieś przy poliku dziewczyny, kiedy Tassarion złożył swój pierwszy, zimny, lecz spokojny i czuły, pocałunek na barku rudogłowej. Drugi skierował już nieco wyżej, na ramię, by znów kolejnemu pozwolić już wylądować niemal przy smukłej, dziewczęcej szyi. Druga ręka, która jeszcze przed chwilą obejmowała drobną sylwetkę, zawędrowała do rudych włosów, całkowicie odsłaniając mężczyźnie kark Marty. Palce kolejny raz zawinęły się wokół ognistych kosmyków. I kiedy ułożył swe usta na jej gardzieli, czuł, jak wampirza natura nakazuje wyciągnąć kły, wbić się w miękką, gorącą, żywą skórę i raz jeszcze zakosztować ludzkiej posoki, tak uzależniającej, mącącej w głowie. Pokręcił lekko głową, sam do siebie, bo choć nie chciał, by ktokolwiek zbyt wcześnie dowiedział się tego, kim jest naprawdę, cichy głosik z tyłu głowy cały czas powtarzał białogłowemu, by w żadnym wypadku nie próbował jakkolwiek Marty zranić.
Pocałunek na rumianym poliku, zziębniętą dłoń na dziewczęcej żuchwie. Wreszcie odsunął nieco głowę, biorąc głęboki wdech i nakazującym, lecz wciąż delikatnym, ruchem odwrócił w swoją stronę twarz kobiety, kolejny raz pozwalając, by ich wygłodniałe spojrzenia się spotkały. Łobuzerski uśmiech ponownie wstąpił na usta elfa.
— I na to również bym nie pozwolił — wyszeptał, gładząc kciukiem zaróżowioną szczękę. — Bo to ma być nasza chwila, prawda? Marta moja, a ja Marty. — Palce, które jeszcze przed chwilą trzymały w swych objęciach twarzyczkę rudogłowej, zsunęły się w dół, prosto do ciasno zawiązanego gorsetu dziewczyny i wszystkich tych pęków, które Tassarion jedynie potrafił rozwiązywać. I jak się okazało, wcale nie kłamał. — Więc? Na czym stanęliśmy? — zapytał, unosząc pytająco brew, lecz nie wyczekując jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony dziewczyny, złożył na jej ustach głęboki, głodny pocałunek, wolną dłoń zatrzymując na rozpalonym policzku. Odsunął się zaledwie na chwilę, tylko by napełnić martwe, przegniłe płuca dodatkową porcją powietrza, kiedy ponownie wpił się w kobiece, słodkie usta, nie dając jej nawet chwili na wytchnienie, na jakiekolwiek przemyślenia, niepewności. Nie, kiedy tak bardzo spodobało mu się bijące od Marty ciepło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz