środa, 13 stycznia 2021

Od Marty CD Yuuki

Marta przestąpiła z nogi na nogę, wysunęła dolną, pełną wargę, a następnie szybko ją schowała i przygryzła, spoglądając to raz na cały czas syczącą w ramionach Yuuki Lucynkę, to dwa na okropnie skrzypiący sufit stodoły. Myszy. Już chowały się przed zbliżającymi się chłodami, doskonale wiedząc, co się szykuje i co należy w tak zagrażającej życiu małego stworzonka sytuacji zrobić. Pomimo tego drobnego rozkojarzenia, każde słowo egzorcystki do uszu schowanych za rudymi lokami trafiło i nawet, o dziwo, zostało zapamiętane. Kto wie, może było to spowodowane opowieścią, jak to wszystkie dziewki za mąż wychodziły, na co Marta w myślach krzywiła się, nieznacznie, ale skrzywienie wystąpiło, dlatego też pokiwała wesoło, a może jednak z trwogą i obrzydzeniem, głową na stwierdzenie masakra. Masakra i krwawa jatka, w rzeczy samej!
I wtedy wspomniano o założeniu hodowli kur. I Marta, oczywiście jako w pewien sposób doświadczona przez wiejskie życie, również musiała pokiwać głową. W końcu baby zawsze mówiły, że a to jak dziewka założy rodzinkę, to zawsze trochę we łbie jej się poukłada. Że rudogłowa znała co prawda zupełnie odwrotne przypadki, bo najdalsza z ciotek Martuchy swoje pierwsze dziecko utopiła w rzece (niektórzy powiadali, że zjadła lub poświęciła na jakimś leśnym ołtarzyku, ale kto by tam w to wierzył) i w głowie wcale jej się po tym nie ułożyło, wręcz odwrotnie, to inna sprawa. Może z demonicznymi kurami sprawa była zdecydowanie łatwiejsza, dlatego też czemu by nie spróbować?
Marta klasnęła w dłonie, pokiwała energicznie głową, a w szerokim uśmiechu pokazała pasmo swych krzywych ząbków. 
— Wiesz, w moich stronach to zawsze się powtarzało, zrób babie dzieciaka to i w głowie jej się uspokoją te hormony i inne, to później tak się nie swarzą, ale z babami to różnie bywa i nie zawsze wychodzi. Lucynka ino też baba, ale przynajmniej kurza a nie ludzka, więc może akurat jej by się ułożyło — zauważyła i zaniosła się szczebioczącym śmiechem, po czym podeszła do Yuuki i przerzuciła swoje ramię przez barki odrobinę, ale tylko odrobinę, niższej dziewczyny. Kura zasyczała ponownie, a Martę niezwykle kusiło by uszczypnąć ją w ten ptasi policzek, tak za karę, o. — No Lucynko no, słoneczko, ja ciebie tu tylko wychwalam, a że poukładana nie jesteś, adyć to nic złego! Łypnij se na mnie, na poukładaną nie wyglądam, giry może krzywe nie są, ale już włosy, phi! — żachnęła się dziewczyna, zbliżając ryzykownie własne twarz do dzioba kurki, która następnie kłapnęła nim groźnie.
Yuuki pozostawały jedynie próby utrzymania demonicznego ptactwa w swych dłoniach i ramionach, które ściskały trzepoczące skrzydłami, rozeźlone zwierze. Marta wydawała się być niespełna rozumu, tak blisko podkładając własny nos pod dosyć ostry dziób kury, nie przejmowała się jednak zbytnio groźnymi kłapnięciami, jedynie uśmiechając się coraz szerzej. Aż w końcu wyprostowała się, z werwą i charakterystyczną ją gwałtownością, poprawiła cały czas leżący pod pachą zielnik i sznury w gorsecie, które od tak, zupełnie przypadkowo, ponownie się poluźniły może i dla świętoszkowych ocząt dewotek ukazując za wiele – dla Marty jednak było to jedynie odrobinę za wiele, nic sobie z tego więc nie robiła, może ścisnęła te najniżej odrobinę mocniej, gdy zdjęła już swe ramię z cudzych barków. 
Dziewucha zatrzymała się nagle w całej swej energiczności, wstrzymała te dzikie rumaki, orientując się, że znajdowała się właśnie obok osoby na pewno wykształconej. A jak wykształconej, to i piszącej. Fioletowy oset znajdujący się pomiędzy stronami zielnika prawdopodobnie zadrżał w tym samym momencie ze zgrozą.
— Yuuki? — mruknęła Marta, wyjmując książeczkę spod pachy i przycisnęła ją do własnej piersi, dokładnie tak samo, jak robiła to Yuuki z nadal wiercącą się i prychającą Lucynką. — Ty umiesz pisać, prawda? Phi, głupie pytanie, zdolna dziewa z ciebie, to na pewno umiesz! — prychnęła. — To umówmy się tak. — Kobieta podrzuciła zielnik w dłoniach, a następnie otworzyła go na losowej, już wypełnionej stronie. Zgrabny palec wskazał na jedną z nazw. Jak Marta mogła wnioskować po leżącej u jej boku roślinie oraz jej kwiatach, pięknym szlakiem zapisano imię tojadu mocnego. — Ty zapiszesz mi nazwę ostu nastroszonego, dokładnie w taki sam sposób, tak, żeby każda literka pasowała do całej reszty, a ja wybiorę idealne miejsce na hodowlę kurek i założenie małej rodzinki. Co ty na to? — zapytała, a modre, ciekawskie oczęta błysnęły błagalnie i prosząco, niby spojrzenie dziecka błagającego o pierwszy kawałek dopiero co upieczonego, jeszcze ciepłego ciasta z kuchni. 
I co z tego, że po gorącym cieście bolał brzuch. Dla takiego smaku można było zaryzykować!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz