środa, 20 stycznia 2021

Od Javiery CD Antaresa

    Javiera powolnym krokiem szła do stajni. Na ramieniu miała zawieszoną sporych rozmiarów torbę, w której trzymała najpotrzebniejsze i po prostu podstawowe rzeczy, które mogły jej się przydać. Z racji, że w ostatnim czasie nie miała za wiele pracy, postanowiła, że to najwyższy czas, aby sprawdzić co się dzieje u koni znajdujących się w gildii. Niby mogła zaczekać aż właściciel czy stajenny przyjdzie z jakimś problemem, ale… Jakoś nie była pewna co do tego czy daliby radę rozpoznać wszystko. Wolała sama zobaczyć, bo a nuż, a któryś z wierzchowców zachorował, ale nie okazuje zbytnio objawów i tylko ktoś wyszkolony jak ona, potrafiłby to rozpoznać. W końcu znalazła się w drzwiach sporej wielkości budynku. Poprawiła torbę i rozejrzała się na szybko. Westchnęła i skierowała się do pierwszego boksu od wejścia. Stał w nim sporej wielkości czarny ogier. Wyglądał na dość spokojnego. Już miała otwierać drzwiczki, aby wejść do środka i przyjrzeć się koniu, kiedy coś jej przerwało… a raczej ktoś.
— Przepraszam — usłyszała za sobą męski głos.
Powoli odwróciła się. Jej oczom ukazał się osobnik o złotych oczach i szarozielonych włosach. Był trochę niższy od niej. Po chwili zastanowienia coś tam zaczynała kojarzyć jego osobę. Zamiast coś odpowiedzieć, pani weterynarz jedynie uniosła jedną brew, niemo pytając, o co chodzi.
— Dzień dobry, nazywam się Antares — przedstawił się, teraz zaczęło świtać jej w głowie coś więcej. Był to chyba jakiś rycerz, który niedawno dołączył do gildii. — Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem w czymś ważnym — Javiera jedynie gestem dłoni nakazała mu dalej mówić. — Chciałem zapytać, czy nie mogłabyś poświęcić mi chwilę swojego czasu?
— To zależy od tego, o co chodzi — może i nie była jakoś bardzo zajęta, ale to nie zmieniało faktu, że aktualnie zajmowała się pracą i zamierzała zwrócić uwagę na sprawę tylko i wyłącznie wtedy gdy będzie ona powiązana z tym.
— Chodzi o mojego konia, Favellusa — słysząc, że chodziło o jednego z koni, od razu skupiła się bardziej na tym co mówił mężczyzna. — Ostatnio kupiłem dla niego siodło. Okazało się jednak, że rymarz źle je wykonał. Przez to Favellus skończył z obtarciami na grzbiecie. Mogłabyś może spojrzeć na to i pomóc mi z tym?
— Pomogę — powiedziała krótko. — I tak miałam dzisiaj posprawdzać konie w stajni, więc akurat jednego będę miała z głowy. Prowadź — odepchnęła się od drzwiczek boksu, o który się opierała i ruszyła za Antaresem.
Po chwili znaleźli się przy śnieżnobiałym rumaku. Bez słowa postawiła niewielki schodek, który zgarnęła z przejścia i postawiła go przy wierzchowcu. Odstawiła torbę na bok i weszła na podwyższenie. Uważnie studiowała grzbiet konia.
— W których dokładnie miejscach są obtarcia? — zapytała, nawet nie podnosząc głowy, aby spojrzeć na rycerza.
— Dwa większe są mniej więcej na środku przy kręgosłupie, a dwa mniejsze znajdują się w okolicach zadu — tyle jej wystarczyło.
Od razu skupiła się na tych miejscach. Niestety okazało się to prawdą. Kobieta przyjrzała się obtarciom i dotknęła delikatnie jedno z nich. Westchnęła. Na pewno musiały być one bolesne dla rumaka, chociaż nic po sobie nie pokazywał. Kiedy skończyła oglądać wszystko, zeszła ze schodka i podeszła do torby. Stamtąd zgarnęła środek odkażający i gazę. Musiała jak najszybciej zdezynfekować rany, aby nie wdało się jakieś zakażenie. Robiła to delikatnie, aby nie sprawiać koniu większego cierpienia.
— Okej, z twoim rumakiem będzie dobrze. Co prawda obtarcia czy jakakolwiek rana to nie jest fajna sprawa, ale damy radę. Odkaziłam to na razie, ale potem przyjdź do mnie to dam ci maść z ziół, którą będziesz musiał regularnie smarować obtarcia. Wiedz jeszcze, że póki co Favellus będzie musiał zostać odstawiony od pracy. Nie możemy pozwolić na to, aby rany się pogłębiły. Musi się najpierw w pełni wykurować — powiedziała, pakując środek odkażający do torby, a gazy, dalej trzymała w dłoni, aby potem jak najszybciej się ich pozbyć i nie mieszać z tymi czystymi.

Antares?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz