poniedziałek, 18 stycznia 2021

Od Narcissy cd Eilis

⸺⸺✸⸺⸺

Z każdą napotykaną na jej drodze osobą, coraz bardziej wierzyła we wszelkie przesądy opowiadane przez jej ojca, czy matkę. Szczególnie jedno porzekadło wżarło się głęboko w dziecięcy miękisz świadomości i wyryło na tyle wyraźnie, by nawet i dwadzieścia lat po dalej pozwalała sobie przekuwać przesąd na rzeczywistość. Matka jej bowiem wyjątkowo lubiła zdawać się na ludzką prezencję, do tego stopnia, by z nielicznych wskazówek być w stanie ubrać dopiero co napotkaną twarz w bogato zdobione historie z zamierzchłej przeszłości. O ile zachowania te bezkompromisowo nazwać można było szkodliwymi, nawet jeśli matula odnosiła się do nich jako do drobnostek czysto rozrywkowych, o tyle w większości przypadków miała rację. Przynajmniej co do wykonywanego przez osobnika zawodu. Aigis, nie ukrywając odbijającego się za nią, dudniącego echa, za lat młodzieńczych uwielbiała z matulą angażować się w zabawę w wymyślanie owych bajeczek. Przejeżdżając z orszakiem przez mniejsze wioski, wtulała się plecami w matczyną pierś i ukradkiem szeptała z kobietą o kolejnych mijanych chłopach.
— A ten, mamusiu? Co o tym myślisz?
— A ten? Ten to z pewnością szewc, kochana.
— Skąd wiesz?
— Spójrz na jego dłonie, jak spracowane, a i postawę ma krępą. A ten nos! Jak podeszwa pantofla twojego ojca!
— Tak, tak, tego fioletowego — piszczała i śmiała się głośno, zwracając na siebie uwagę gawiedzi.
  Wspominała te czasy ze zgrzytem zębów i złością w czekoladowych oczach, bo głupia była i paskudnie niewychowana, jak największy berbeć, ba bękart, szlajający się po okolicach królewskiego dworu i pyszniący się w najlepsze, bo synem był pana i władcy, a to, że z bluźnierczego łona i zdrad rozhukanego we wszystkie strony tego świata szlachcica, nie obchodziło go już wcale. To też nosił się jako ten pyszałek, szukając guza, gdzie się dało i tylko prosząc się prostackim zachowaniem o łomot.
  A jednak, chociaż uważała ją za okrutną, zabawa została z nią aż po dziś dzień i w tamtym właśnie momencie, gdy spoglądała na nagle zmieniającą się mimikę twarzy siedzącej naprzeciwko, wypełzła na powierzchnię, jako największa zmora. Strzyga, która tylko czekała na zapadnięcie zmroku, by sprowadzić chaos na dotychczas pokorną okolicę. Kobieta bowiem, całą swoją prezencją, wręcz krzyczała o pracy z metalami, w rozżarzonej piwnicy i wcale nie mowa była tu o budowie mięśni, z których w głównej mierze się składała i które pięknie wyeksponowane sprawiały, że Aigis zieleniała z zazdrości. Sama bowiem, co do ten kwestii szczęścia nie miała i godziny włożone w treningi nigdy nie zaowocowały tak piękną muskulaturą.
  Nie, chodziło o twarz jej i znowu, nie o blizny wskazujące na rozjuszenie i żmudną pracę z materiałami niebezpiecznymi, a o oczy. Widać, że zmęczone, pracujące trochę inaczej, od tych zwykłego chłopa, buchające jednak raz po raz energią, jak gdyby każde drgnięcie emocji kobiety ciągnęło za sobą ciężki młot, walący w rozgrzaną do czerwoności stal, która zaraz odbijała się w ślepiach, błyskając groźnie, intrygująco. Widać to było w zaciśniętej szczęce. A najbardziej praca jej odbijała się we włosach, burzy gęstych, rudych fal, które w łunie sprowadzanej przez zapalone w pomieszczeniu świece, lśniły się tysiącem odcieni gorącej stali. Skakały niezależnie od ruchów, które wykonywała kobieta, przypominając iskry uciekające spod ciężkiego młota, który właśnie kolejny raz starał się naprostować długą sztabę metalu. Narcissa napawała się tym małym seansem, wsłuchując się w słowa wypowiadane przez młodą kowal.
  Pozwalała również, by radość i ekscytacja powoli narastała w drobnej piersi, aż podskoczyła raz, czy drugi na krześle, kiwając głową, jako małe dziecko. Zachowanie jej wzbudziło nawet niepokój biesa, który widząc kątem oka, bo akurat rozglądał się po gospodzie, szukając miejsca, na którym mógłby zawiesić spojrzenie przez dłuższą chwilę, nagły ruch blondynki, gotów był zerwać się do działania i potencjalnej ochrony kobiety przez wszelkim niebezpieczeństwem. Fałszywy jednak, jak się okazało, sygnał, zmusił go jedynie do głośnego parsknięcia i powrotu do poprzedniego zajęcia, w głębi duszy gniewając się na Aigis i jej infantylne zachowanie.
  — Oczywiście! — uśmiechnęła się szeroko, uspokajając nieco rozbiegane palce i w końcu siadając stabilniej na marnej jakości zydelku. — Ale to już przy dogodniejszej okazji, teraz nie mam zamiaru odrywać was od trunku. A zwierz. Zwierz jak zwierz, chociaż prawda, czasem zdarzy mu się być dumniejszym, niż tego potrzeba — dodała, kładąc delikatnie dłoń na wielkim, czarnym łbie. Bardzo prawdopodobne, że gdyby znajdowali się w nieco skromniejszym towarzystwie, Khardias wręcz wtuliłby się w zabliźnione palce i pozwolił, by te powoli masowały jego skalp, teraz, jednak gdy otoczeni byli zgrają mężczyzn (wątłej postury, wciąż jednak mężczyzn), prawie warknął, prostując się jeszcze bardziej i pewnie wypychając psią pierś ku przodowi.
  Kobietę bawiło to skrajne zachowanie demona.
  — Pozwolisz, że już z góry podziękuję — westchnęła nagle, opierając się skrzyżowanymi przedramionami o stojący przed nią blat. — Myślałam, że się nie doczekam. Sprawa nie była aż tak nagląca, wciąż jednak lepiej mieć to z głowy, niż bujać się z nie nadającym się do niczego ostrzem. To jak chodzenie z butami przewieszonymi przez ramię — parsknęła, kręcąc subtelnie głową.
  Widać było, jak niektórzy z obecnych niecierpliwili się, gdy obecność kobiety skutecznie opóźniała ich kolej na zmierzenie się z niekwestionowaną mistrzynią karczmy w siłowaniu się na rękę. A zachowania te tylko dodatkowo podjudzały blondynkę, która powoli dochodziła do wniosku, że marnej jakości zydelek potrafi być całkiem wygodny, kiedy ciężar ciała przeniesie się mocniej na lewy półdupek.
— Ach! Nie przedstawiłam się! Narcissa Aigis, cała przyjemność po mojej stronie. — Prawa dłoń kobiety została wyciągnięta w stronę rudej pannicy.  

⸺⸺✸⸺⸺
[tojaprzepraszam]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz