poniedziałek, 18 stycznia 2021

Od Novy CD Ignatiusa

  Dziewczynka zamruczała sennie słysząc obok siebie znajomy głos. Ziewnęła przeciągle zakrywając przy tym usta. Dopiero chwilę później otworzyła ociężałe powieki. Dużo by dała, żeby móc pospać tak jeszcze trochę. 
Zamrugała pospiesznie i gwałtownie podniosła się do siadu. Widok Ignatiusa uświadomił jej, że nie jest u siebie. Nie. Spała przecież u niego. Zmarszczyła zabawnie brwi. Nie chciała mu przeszkadzać i spędzać tu całej nocy. A jednak tak szybko zasnęła i tak głęboko, że w jeden moment środek nocy zmienił się w dzień. 
— Już, już wstaję. — Wystawiła nogi za brzeg łóżka, kiedy mężczyzna nieco się odsunął. Nocnica zdała sobie sprawę, że sekretarz pewnie od jakiegoś czasu był już na nogach. — Przepraszam, jeśli przeze mnie źle spałeś. — Potarła o siebie swoimi stopami, czując ogarniające zawstydzenie. — Miałam potem wrócić do siebie ale tak się bałam i tak szybko zasnęłam, że... Przepraszam. 
Spojrzała na Ignatiusa niemal pewna zobaczyć tam coś, co wskazywałoby na to, że faktycznie źle przez nią spał, albo co gorsza, nie spał wcale bo ona tak bardzo mu przeszkadzała. Ciemnowłosy uśmiechał się jedynie pogodnie. Od razu zapewnił dziewczynkę, że wszystko jest w porządku. Zachęcił ją nawet żeby przychodziła gdyby działo się coś niepokojącego albo chciała porozmawiać.


❂❂❂❂❂❂❂❂❂❂❂


Nocnica widziała się z Ignatiusem jeszcze na śniadaniu, później każdy zajął się swoimi obowiązkami. Dziewczynka próbowała się skupić na prowadzonym właśnie przez Eurydyka wykładzie na temat tego, że wszystko w rzeczywistości może stać się trucizną. Nie mogła się jednak skupić. Myśli wciąż uciekały jej do samotnego, białego ołtarza postawionego na wzgórzu. Chciała znów odwiedzić to miejsce. Nie. Ona  m u s i a ł a  to zrobić. Teraz. Jak najszybciej. 
— Nova! — nagły krzyk wzdrygnął ciałem nocnicy. — Co się dziś z tobą dzieje? Nic dziś nie słuchasz.
Dziewczynka niemal skuliła się na widok rozzłoszczonej miny nauczyciela. 
— Przepraszam ja...
— Na dziś skończyliśmy. — Przerwał jej twardo. — Wrócimy do tego następnym razem. Nie będę marnować swojego czasu kiedy nie zwracasz uwagi co mówię. Mam wystarczająco na głowie.
— Może mogłabym w czymś pomóc, popatrzeć? 
— Nie. Nie jesteś gotowa. Będziesz mi dziś tylko przeszkadzać, skoro nawet nie jesteś w stanie skupić się na dziesięć minut. 
Serce dziewczynki zacisnęło się w bólu. Tłukło się ze zdenerwowania i stresu. Nie chciała urazić Eurydyka. Nie chciała żeby zauważył. 
Szybko opuściła pracownię. W jej głowie zrobiło się nagle tak głośno, że myśli ścisnęły nawet za płuca, utrudniając oddychanie. Czuła się jakby całe jej ciało utrzymywało w sobie gęstą mgłę, przez którą próbowały przekrzykiwać się najróżniejsze głosy. Ale nie mogły się nawet zrozumieć. Wszystko rozpływało się we mgle. Wiedziała, że była smutna. Wiedziała też, że była zła. Bardzo zła. Nie wiedziała tylko czemu. A może nie chciała tego przed sobą przyznać. Czuła, że głęboko wewnątrz jest świadoma o co chodzi. Powód tego uczucia był głęboko ukryty, jeszcze zamknięty i zapieczętowany. Ale wciąż czekał by w końcu wydostać się na wolność. By rozwiać się w każdy zakamarek.
Nogi same powiodły dziewczynkę. Zorientowała się gdzie przyszła dopiero w momencie, gdy jej dłoń zetknęła się z bladą płytą kamiennego ołtarza. Rozejrzała się czujnie po okolicy. Było cicho, spokojnie. W wierzchołkach drzew zabawiał się lekki wiatr. Jednak nie było nawet słychać jak porusza liśćmi, jak szumi w trawie. Tylko cisza. Czarnowłosa znów stała się nieobecna. Bezwiednie sunęła dłonią po smukłej płycie.
Otwórz.

❂❂❂❂❂❂❂❂❂❂❂

Wróciła do głównego budynku gildii w porze kolacji. Od razu też udała się do jadalni. Posiłek jadła prawie odruchowo, wykonując tylko bezmyślne gesty, wcale nie przykładając do nich uwagi. Nie miała pojęcia gdzie zniknął jej dzień. Obudziła się u Ignatiusa, zjadła śniadanie i wyszła do miejscowego jadownika. Pamiętała, że odwiedzała potem swoje ulubione wzgórze, ale potem... Potem już po prostu wracała. Miała wrażenie, że czegoś jej brakuje. Tak bardzo odpłynęła myślami? Tak długo to trwało? W jej głowie była ta jedna sytuacja. Tak bardzo dziwna, tak nieokreślona... Miała wrażenie jakby to wszystko działo się pomiędzy jawą a snem. Ale musiała to sobie wymyślić. Wiedziała, że to jedynie jej wymysł.
Ożywiła się, kiedy opuszczając jadalnię natknęła się na sekretarza. Wychodziła praktycznie jako jedna z ostatnich i nie mogła sobie przypomnieć, czy widziała mężczyznę na kolacji. 
— Panie Tiusie! — Stanęła niemal naprzeciw niego, na co mężczyzna gwałtownie się wzdrygnął. Zupełnie jakby pojawiła się przed nim znikąd. — Był pan na kolacji? Prawie wszyscy już jedli, a ja pana nie widziałam.
Dziewczynka buńczucznie założyła ręce pod piersią, mrużąc przenikliwie oczy. Nie wyglądała groźnie nawet w najmniejszym stopniu. Jej postawa wydawała się tym bardziej zabawna, że jeszcze poprzedniego dnia, to ją upilnowano o nadrobienie ominiętego posiłku.
— Cóż, nie do końca byłem na kolacji...
— Więc idziemy! — Nawet nie przejęła się, że wtrąciła mu się w środek zdania. Przyjęła za to pewny ton, jakby wiedziała dosłownie wszystko. — Musi pan się zdrowo odżywiać! A nie jedzenie nie jest zdrowe, ot co.
Napięła się dumą, gdy młodzieniec pozwolił poprowadzić się do stołu. Jadł dość powolnie, a Nova wpatrywała się w niego w niepodobnej do niej ciszy. W końcu odezwała się do Ignatiusa, przypominając sobie jak rano zapewnił ją, że może mu opowiadać jak się czuje.
— Śniło mi się, że ktoś chciał mnie zabić. — Zacisnęła drobne piąstki na stole. Wypowiedziane słowa brzmiały obco i pusto. Może jednak bała się o to spytać. — A potem ta osoba zmieniła się w ciebie... I... i bałam się... Co jeśli tak naprawdę mnie pan nie lubi? 
Niepewnie uniosła twarz.
— Nova...
— A jeśli mnie pan lubi... Zostaniesz moim przyjacielem? Ale takim prawdziwym-prawdziwym. Cokolwiek by się nie stało.

Ignatius?

*wskakuje do beczki i spuszcza się do kanału*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz