poniedziałek, 18 stycznia 2021

Od Tassariona CD. Marty

Czując pod polikiem ruch, czerwone ślepia zerknęły w dół, prosto na rozbawioną twarzyczkę Marty, która to postanowiła raz jeszcze łypnąć wzrokiem w stronę długiej, elfiej twarzy, ukazując swe piękne, rozbawione ustka. Skierował w stronę dziewczyny swój najpiękniejszy uśmiech, a palce spoczywającej na ramieniu dłoni, delikatnie, wyłącznie miękkimi, zimnymi opuszkami, zaczęły z wolna rysować na koszuli dziewczyny kręte dróżki, korytarze, szlaczki i inne zawijasy, choć w każdym momencie gotów był odsunąć rękę od boku rudogłowej, gdyby ta zadrżała pod zimnem jego dotyku. Zamiast tego, Marta jeszcze odrobinę zbliżyła się do jego ciała, do tej klatki piersiowej, na której spoczywała właśnie jej, pełna grubych, rudych loków, główka. Kilka kosmyków gęstej, dziewczęcej czupryny zawinęło się wokół palców elfa. Tassarion nie próbował nawet uwolnić z nich swojej dłoni.
Wzruszył lewym ramieniem.
— Naprawdę — mruknął, równie cicho co Marta, zupełnie jakby obydwoje obawiali się, że za drzwiami prowadzącymi do marciuchowego pokoju znajduje się właśnie kilku cwaniaków, próbujących podsłuchać ich szeptane, intymne rozmowy. Dłoń powoli zawędrowała na plecy dziewczyny, dalej jednak nie zaprzestając swojego wolnego tańca, gdy błądził tak po, wyczuwalnych pod dotykiem, kościach. — Możemy robić, co tylko zechcesz.
Oddech, choć martwej istocie niepotrzebny, ugrzązł gdzieś w wampirzych płucach, gdy ciepły, rumiany i równy nosek Marty zetknął się z tym jego, a ich spojrzenia spotkały się wreszcie na równi. Te jej, zimne i modre, oraz jego, ogniste, czerwone, jakby w tych wszystkich, dzielących ich kontrastach, kolory tęczówek postanowiły zamienić się właścicielami, chcąc dodać elfiej twarzy nieco kolorów i zdusić tę głośność i wielobarwność młodej, rudowłosej kobiety. Marta zachichotała cicho, a dziewczęcy głosik zdołał uwolnić Tassariona z silnego uścisku osłupienia, przez co ten sam zamrugał kilka razy białymi powiekami, próbując wybudzić się z chwilowego marazmu. Zacisnął mocniej palce wokół jej rozpalonej dłoni.
Ciało mężczyzny zadrżało lekko, gdy smukłe paluszki dziewczyny znalazły drogę na jego poliki, dokładnie badając dotykiem każdy skrawek chłodnej, być może nieco wystraszonej, twarzy. Wziął głębszy wdech, dokładnie obserwując każdą reakcję malującą się na różowych, kobiecych ustach, gdy sama Marta błądziła wzrokiem zaraz za swoim palcami, które to zakręciły w stronę żuchwy, by jednak ostatecznie wylądować na ostrych, i jakże wrażliwych, elfich uszach. Tassarion potrzebował dłuższej chwili, by ostatecznie móc wreszcie rozluźnić się nieco pod dotykiem rudogłowej. Dłoń, która jeszcze chwilę temu gładziła dziewczęce plecy, teraz znalazła się na jej biodrze, tak samo ciepłym, jak cała reszta jej ciała.
Z krtani mężczyzny wyrwał się niezadowolony pomruk, gdy Marta złapała za brodę białogłowego, całkowicie podporządkowując sobie jego osobę swoim mozolnym, ale również i pewnym, ruchom. Ściągnął brwi, nie jednak ze złości, a na czole wampira pojawiły się trzy, równe zmarszczki. W karmazynowym spojrzeniu ponownie zatańczył pierwiastek łobuzerskiej przekory. Pokręcił lekko głową.
— Chyba wiem, jak jeszcze inaczej możemy pomóc ci odzyskać te kolorki — mruknął półszeptem, chcąc jakby podkreślić, że te słowa kierowane były tylko i wyłącznie do skromnej osoby dziewczyny, której właśnie tak sprawnie udawało się pogrywać męskimi uczuciami. Zacisnął mocniej dłoń na talii rudogłowej, gdy ta ponownie pochyliła się w stronę jego ucha, a zimne, wampirze usta miała już wylądować na rumianym poliku, kiedy po pokoju rozniosło się donośne pukanie. Przewrócił oczami, w rozczarowaniu odchylając głowę w tył. Zakrył oczy prawą dłonią, zaraz rozmasowując powieki kciukiem oraz palcem wskazującym. Nie podniósł się nawet z miejsca, kiedy niezadowolonej Marcie udało się wreszcie wstać z materaca i gdy znalazła się ostatecznie przy drzwiach, nie ukrywając nawet swojej złości przed dziewczyną, która zdecydowała się w nieodpowiednim momencie najść biedną rudogłową oraz jego towarzysza.
Przewrócił zaciekawione oczęta na sylwetkę nieznajomej, układając pod głową własne ręce, by nieco wygodniej móc ułożył się na, należącym do Marty, łóżku. Zaraz jednak powrócił wzrokiem do rudogłowej, decydując, iż zdecydowanie przyjemniej jest zawiesić spojrzenie na jej rumianych policzkach i burzy czerwonych loków. Odetchnął w myślach, gdy kobieta złapała za wyciągnięty przez Tassariona słoik, a ten rzeczywiście okazał się pełen, potrzebnego Kai, piołunu. Wraz z samą Martą, czerwone ślepia powróciły do otwartych drzwi, zaraz dostrzegając na twarzy obcej dziewczyny zadziorny uśmieszek. Tassarion westchnął, kręcąc lekko głową, jednak mimo wszystko, po usłyszeniu kolejnych słów nieznajomej, na twarzy mężczyzny pojawił się szeroki uśmiech. Cóż, sam zdecydowanie nie tego spodziewał się po, podtrzymującej jeszcze rano kredens, Marcie.
— Witam — odparł krótko, salutując Kai na powitanie. Przewrócił spojrzenie na rozwścieczoną Martę, po czym uniósł lekko brew w niewypowiedzianym pytaniu, również oczekując kolejnej reakcji rudogłowej. A ten przeklęty, kokieteryjny uśmiech, ani na moment nie opuścił wyziębionych ust.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz