sobota, 16 stycznia 2021

Od Tassariona CD. Marty

Kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej, a łokcie wampira spoczęły na powierzchni drewnianego blatu, pozwalając mu wygodniej ułożyć się na twardej, nieco już skrzypiącej, ławie. Na słowa rudogłowej, z ust Tassariona wydostało się ciche parsknięcie, akompaniujące lekkiemu kręceniu głową. Ostatecznie jednak wzruszył nieznacznie ramionami, chcąc przekonać ją, jak i siebie samego, że zdanie Marty nie ma dla niego żadnego, większego znaczenia. Raz jeszcze podniósł swoje spojrzenie, mierząc karmazynowym ślepiem jej niepokorną twarzyczkę. — Na pewno chciałbym, żeby tak właśnie było, dziękuję. — Uniósł teatralnie prawą rękę, niby samemu obwieszczając całemu światu, iż w tym momencie, powinien się on skupić tylko i wyłącznie na jego osobie.
Następnie pytanie gwałtownie wyrwało elfa z objęć jakiejkolwiek beztroski, która choć na moment zdołała ułożyć na wątłej, wampirzej sylwetce swe ciepłe, smukłe dłonie. Westchnął, przez dobry moment zastanawiając się, jak właściwie powinien odpowiedzieć na słowa Marty, unikając przy okazji jakichkolwiek wspominek z ostatnich, dwustu lat. Choć był świadom, iż zwykłe tak, lub nie w zupełności by wystarczyło, wciąż obawiał się dalszego zainteresowania kobiety, gdyby owa odpowiedź okazała się dla niej zbyt zwięzła. Jednakowoż, mimo swej dzikiej, morderczej natury, nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Póki nie opuścił granic hucznego miasta, nigdy sam nie pozbawiał życia swych ofiar, aczkolwiek przypadła mu rola bliskiego pomocnika kata, którego zadaniem było zaciąganie skazańców pod sąd ostateczny. Dopiero przydługa podróż do Tirie pozwoliła mu pierwszy raz zasmakować ludzkiej krwi, prawdziwie pozbawiając licznych ich życia. Winnych i niewinnych. Być może, gdyby posoka świadomej, myślącej istoty, nie posiadała tak niezwykłych właściwości, zaprzestałby zabijania po pierwszej swej próbie. Tymczasem ta okazała się niezwykle silnym narkotykiem, a on sam zdołał odkryć, że ostatnie lata, tak pełne śmierci i brudu podmiejskich kanałów, sprawnie pozbawiły go jakiejkolwiek empatii. Był złą istotą. Samolubną, okrutną, krwiożerczą. I tylko czasem zastanawiał się, czy w poprzednim życiu odznaczał się wielkim sercem, czy zimna bezwzględność towarzyszyła mu od samego początku.
Odetchnął z ulgą, gdy Marta uznała, iż nie ma ochoty dalej wyczekiwać jego odpowiedzi.
— To… chyba dobrze? — odparł niepewnie, mimo iż sam wolałby dostać już jeden ze swoich pierwszych przydziałów, by choć na jakiś czas opuścić Tirie i odpocząć od jego zdziwaczałych mieszkańców. Dokładnie wsłuchując się w kolejne słowa kobiety, ponownie odwrócił się w jej stronę, ani na moment nie odwracając badawczego wzroku od jej rumianej twarzy, na której zaczęło się malować tak wiele, różnych emocji. Zdziwienie, rozdrażnienie, melancholia. Wampirze spojrzenie posmutniało odrobinę, czego on sam nie próbował nawet przed Martą ukrywać. Tassarionowi daleko było do szlachcica, czy właściciela bogatych włości, choć niepewne, wysokie pochodzenie robiło swoje, a elfia uroda nasuwała na myśl blade, ostre oblicza książąt i baronów. Tymczasem on nie posiadał niczego, prócz dwóch, nieco już tępych sztyletów i drogiego, lecz poniszczonego ubrania, które zapewnił mu Agsaroth, by białowłosy wampir był w stanie dobrze wtopić się w tłum balującej arystokracji. Być może jednego dnia, kiedy zdoła odzyskać odebraną mu wolność, będzie mógł pozwolić sobie na coś więcej niż para wyszczerbionych noży i zdobiony złotymi nitkami, podziurawiony strój.
Złapał za kubek, oplatając wyziębione palce wokół gorącego naczynia, wbijając spojrzenie prosto w jego zawartość.
Gdy tylko pierwszy raz ułożył swe krwawe tęczówki na figurze dziewczyny, od razu udało mu się dostrzec twarde, zniszczone od ciężkiej pracy dłonie. Wszelkie, znajdujące się na skórze dziewczyny dowody, iż ta bądź co bądź, była dość zapracowaną osóbką, były jedyną rzeczą, które mogły powiedzieć coś więcej o jej pochodzeniu. Krasnolice dziewczęta stanowiły na odległych wioskach nadzwyczajną rzadkość, tak więc, choć być może sama Marta nie zdawała sobie z tego do końca sprawy, a Tassarion poznał w swym życiu wiele pięknych, wysoko urodzonych kobiet, nie potrzeba było wiele, by uznano ją za damę z bogatych dworów. I gdyby tak obdarować rudogłową bogatą suknią, związać płomienny włos w fikuśną fryzurę, czerwone poliki zakryć białym pudrem, a na dłonie wsunąć satynowe rękawiczki, nikt na największych przyjęciach w całej Iferii, nie zdołałby się domyślić, iż rodowód rudowłosej piękności wcale taki szlachetny nie jest.
— Obawiam się, że nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie — odparł cicho, układając dłoń na wybladłym karku. — I zapewniam cię, bliżej mi do uciekinierów z armii, przestępców i wyrzutków, niż szlachetnie urodzonych panów. — Wziął głęboki wdech, zaraz po tym decydując się wreszcie na łyk ciepłej herbaty. Na całe szczęście wampirza natura nie przeszkadzała mu w spożywaniu płynów innych niż sama krew. Zerknął na Martę, a na smukłą twarz ponownie wstąpił delikatny uśmiech. — A jednak właśnie tu ze mną siedzisz, czyż nie? Z ostrouchym, w dodatku, według ciebie, bogatym. Myślę, iż oznacza to jedynie, że jesteś o wiele mądrzejszą osobą od wszystkich ludzi z twoich stron, razem wziętych. Nie trzeba umieć czytać i pisać, by być inteligentnym człowiekiem, moja droga. Nie bądź już dla siebie taka surowa. — Wzruszył ramionami. — Chyba niektórzy z nas nie mają już po prostu niczego do stracenia — odparł półszeptem, bardziej do siebie, niż samej Marty. Nie potrzebował jednak dużo czasu, by ponownie się rozpromienić. — Chwila moment. Uważasz moje poliki za szlachetne? — zapytał, mimo iż nie potrzebował z jej strony żadnego potwierdzenia. Chciał jedynie, by ta raz jeszcze mogła wypowiedzieć te słowa. Kiwnął głową. — To najdziwniejszy komplement, jaki kiedykolwiek słyszałem, ale tak czy siak, czuję się zaszczycony. — Przewrócił oczami. — Wina niezdrowej diety.
Zaskoczony uniósł siwą brew, dalej pozwalając, by gorący kubek nadał martwym dłoniom choć odrobiny kolorów.
— Skąd ta pewność? — mruknął, gdy zadziorny uśmieszek nie spływał z wampirzej twarzy. — Nigdy nic nie wiadomo. A dlaczego? Martwiłabyś się?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz