niedziela, 20 lutego 2022

Od Antaresa cd. Ayrenn - Misja

Antares zaczął zastanawiać się, czy Favellus czasem nie stał za nagłym zniknięciem Bambiego. Mimo wspólnej podróży, wierzchowiec nie polubił jelonka - właściwie to każdy kolejny dzień wspólnej wędrówki sprawiał, że jego antypatia tylko się nasilała i rycerz nie zdziwiłby się, gdyby rumak parskał i prychał tak długo, aż biedny Bambi postanowił po prostu pójść gdzieś dalej, skoro tu ktoś tak bardzo nie chciał jego obecności.
Widok chaty nie nastrajał pozytywnie, Antares z pewną dozą powątpiewania obserwował zarówno dziurę w dachu, jak i całe obejście. Naprawiłby tą dziurę, bez względu na to, czy Młot podzieliłby się z nimi swoją wiedzą, czy też nie.
„Sam jesteś młot, skoro takie durnoty przychodzą ci do głowy."
Antares nie odpowiedział.
— Proszę pana! — zawołała po raz kolejny Ayrenn, znów zastukała do drzwi.
— I tyle było z naszego informatora…
— Może ja spróbuję — wtrącił Antares, podchodząc bliżej.
— Myślisz, że ciebie usłyszy? — Elfka odwróciła się do niego, odsunęła od drzwi.
— Pewnie nie — Antares złapał za jakiś wystający element drzwi, który przy sporej dozie dobrej woli mógłby uchodzić za klamkę. — Ale jeśli przez ten dziurawy dach coś mu się stało i potrzebuje pomocy, to trzeba to sprawdzić.
To mówiąc Antares pchnął drzwi, w zamku coś trzasnęło, i domostwo stanęło przed nimi otworem. Rycerz zerknął do środka, zlustrował wzrokiem zamek - a raczej mały, drewniany skobelek, taki jak od kurnika, który „zabezpieczał" chatę - ocenił poczynione szkody jako niewielkie, i wkroczył do środka.
— Panie Hans? — odezwał się nieco głośniej.
Ayrenn podążyła tuż za nim.
— Jeśli go nie ma, to wyjdziemy.
Antares skinął głową.
W przejściu minęła ich Małgorzata. Kobieta odważnym krokiem weszła do izby, tuż obok, niczym cień, pojawił się Gnatołam. Wilgotny nos zbadał powietrze, przypadł do nierównych klepek. A potem pies przemknął między niechlujnie rozstawionymi meblami - krzywym zydlem, brudnym stołem, sypiącą się szafką - i dopadł jakiegoś kłębu pod ścianą. Gnatołam szczeknął, kłąb poruszył się.
— Jest i nasz Młot — Małgorzata oznajmiła z dumą, podparła pięść na biodrze.
— Gosiu, ja z nim porozmawiam, ty tylko go nastraszysz — Ayrenn dotknęła jej ramienia, Małgorzata wywróciła oczami.
— Skoro tak ci na tym zależy, proszę bardzo - jest cały twój.
Małgorzata z powątpiewaniem spojrzała na zydel, po chwili namysłu zdecydowała, że lepiej jej będzie stać. Znikąd dołączyły kolejne dwa czarne cienie, rozbiegły się po pomieszczeniu, które nagle wydawało się nadmiernie ciasne.
Tymczasem Antares podszedł nieco bliżej, tak na wszelki wypadek. Cokolwiek poruszyło się wśród góry koców, rycerz jakoś nie wyczuwał ani agresji, ani złych zamiarów.
— Panie Hans? — zagaiła elfka. — Przepraszamy za najście, ale to bardzo ważne.
Spomiędzy koców wychynęła w końcu twarz - półprzytomna, obdarzona wielkim, kulfoniastym nosem, otoczona bezładem niezbyt czystych włosów i splątanej brody.
— Co? — spytał mężczyzna raczej mało rzeczowo.
— Potrzebujemy pana pomocy. Chcieliśmy zadać kilka pyta…
— Co? — przerwał jej gospodarz.
— Zapowiada się na długą dyskusję — mruknęła Małgorzata, ponownie zerkając na zydel i ponownie dochodząc do tych samych wniosków.
— Może… może zacznijmy od początku — powiedziała Ayrenn, próbując się uśmiechnąć. — Nazywam się Ayrenn, oto Małgorzata i Antares. — Rycerz skłonił się lekko, zaś elfka kontynuowała. — Chcieliśmy panu zadać kilka pytań w sprawie ririnów, które widział pan w kopalni.
Hans potoczył niezbyt rozgarniętym, mętnym spojrzeniem między swoimi nieproszonymi gośćmi, jego uwaga zogniskowała się na węszącym przy szafkach Gnatołamie.
— Piesek! — mężczyzna ożywił się, usiadł na posłaniu, odrzucając koce i zacmokał na psa.
Gnatołam zerknął na niego z lekkim zdziwieniem, ogon poruszył się, początkowo niemrawo, niepewnie, pies przeniósł wzrok na właścicielkę. Małgorzata zmrużyła oczy, przywołała Gnatołama. Ten zaś podszedł te parę kroków, usiadł tuż obok niej. Kobieta odezwała się do Hansa:
— Będą odpowiedzi, będzie głaskanie. — Małgorzata spojrzała na Ayrenn. — Smaż go, nie mamy całego dnia.
Młot może nie ogarniał bardzo dużo, ale wystarczająco, by słowa jadowniczki dotarły. Przytomniejszym wzrokiem zerknął na elfkę, pokiwał głową.
— Dobrze, panie Hans. To mam pierwsze pytanie - dowiedzieliśmy się, że widział pan ririny w kopalni, tak?
Na dźwięk słowa „kopalnia" twarz mężczyzny się wydłużyła, oczy rozszerzyły, Hans cofnął się instynktownie, zasłonił kocem, jakby Ayrenn nagle stała się zagrożeniem.
— Nie kopalnia, nie… — jęknął cofając się jeszcze kawałek.
— Spokojnie, chcemy tylko porozmawiać, nic więcej — głos elfki miał w sobie uspokajającą miękkość, ale Hans wydawał się na nią niespecjalnie podatny.
— Nie będzie odpowiedzi to nie będzie pieska — przypomniała Małgorzata, zaś Antares zaczął się zastanawiać, czy jadowniczka w ogóle zamierza dotrzymać słowa.
— Nie chcę pieska — wypalił Hans. — Nie chcę kopalni!
— Oho — mruknęła. — No to mamy problem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz