środa, 23 lutego 2022

Od Hotaru cd. Michelle

Od czasu do czasu Sophie zastanawiała się, czy nie przyjdzie taki czas, że Ignatius w końcu wparuje do jej laboratorium i spróbuje natrzeć jej uszu za zużycie wody w Gildii. Jednak skoro nadal się to nie stało, zapewne moment miał już nigdy nie nadejść, co alchemiczka wywnioskowała z radością. Z każdym kolejnym rokiem spędzonym na Uniwersytecie, liczba osób, którym Sophie pozwoliłaby natrzeć sobie uszu drastycznie się zmniejszała, obecnie zaś ograniczała się do jednego nazwiska - profesora von Hohenheima.
Alchemiczka wpatrywała się uważnie w sublimator. Na zimnym palcu, jeśli się dobrze przyjrzeć, powoli zaczynały zakwitać żółtawe kryształy - były jednak drobne, matowe, przypominały bardziej pył, niż kryształy z prawdziwego zdarzenia. Sophie westchnęła, postukała rysikiem w strony swego notatnika. Przepływająca przez pompę woda szumiała cicho, uspokajająco, jej miarowa melodia mieszała się z dźwiękiem kolejnego strumienia wody przepływającego przez chłodnicę. Hotaru opowiadała jej kiedyś o tych ogrodach w Yamato i o tym, jak ludzie budowali tam bambusowe konstrukcje, przez które przelewała się woda, szumiąc i postukując bambusem. Podobno ten dźwięk uspokajał, zaś alchemiczka odkryła, że ją w sumie uspokajał dźwięk poprawnie działającej aparatury alchemicznej.
— A gdyby — powiedziała w kierunku krnąbrnego związku — skrystalizować cię w żelu? Krystalizowałbyś, hm?
Krnąbrny związek nie odpowiedział, mrugał tylko na Sophie żółtym odcieniem podobnych brudnemu pyłowi kryształów.
Alchemiczka wstała od stołu, podeszła do zlewu. Wciąż zostało jej trochę probówek do zmycia, a teraz, gdy musiała nieco pomyśleć i się pozastanawiać, był ku temu dobry moment.
Zajęcie przerwało jej energiczne stukanie do drzwi. Sophie odwróciła się przelotnie w stronę dźwięku.
— Proszę! — zawołała.
W drzwiach - Michelle i Hotaru.
— Coś się stało? — spytała Sophie, unosząc brew i odkładając te kilka umytych probówek na suszarkę.
Problem, przed którym stanęła Hotaru, a teraz i Michelle, został jej sprawnie przedstawiony. Alchemiczka, oparła się biodrem o stół, zamyśliła na pewien czas.
— Ja sama - przyznaję - nie wiem zbyt wiele o egzotycznych gadach. Zaś jeśli chodzi o artefakty i ich działanie… — Sophie przerwała na moment, zerknęła w kierunku sublimatora. — Kwestia ich wpływu na organizmy zwierząt, szczególnie gdy wpływ ten jest hm… inny, niż twórca artefaktu przewidywał, również nie do końca leży w granicach mojej ekspertyzy.
Michelle przysiadła na stołku laboratoryjnym, jej wzrok przebiegał między Sophie i przedziwną aparaturą rozstawioną na stole.
— Nie znasz może kogoś, kto byłby w stanie pomóc? — spytała z nadzieją w głosie.
— Do tego właśnie zmierzam. — Przez twarz Sophie przebiegł uśmiech. — W trakcie studiów poznałam dwie siostry - Lilo i Nani Pelekai. Przybyły z dość daleka, chyba gdzieś z Wysp Fliss. Lilo zajmuje się groźnymi, drapieżnymi zwierzętami. Nie jestem pewna, czy wybrała sobie jakąś konkretną jednostkę taksonomiczną, czy po prostu interesuje ją wszystko, co jest w stanie pożreć człowieka żywcem, ale na pewno nie odmówi pomocy krokodylowi.
— To brzmi jak obiecujący trop — odezwała się Michelle, poprawiając się na niezbyt wygodnym stołku.
— Tak, Lilo uwielbia groźne zwierzęta. Gdy ostatnio do mnie pisała, wspominała, że dorobiła się jakiegoś nowego okazu - nie wiem, co to w końcu za gatunek, ale ponoć bardzo niebezpieczny. Nazwała go Stich, o ile dobrze pamiętam.
Hotaru pokiwała głową.
— A jej siostra?
— Nani zajmuje się zaklinaniem przedmiotów. Zainteresowania obu sióstr leżą bardzo daleko od siebie, ale powiedziałabym, że w przypadku niewyjaśnionej choroby Magistra, będą jak znalazł.
Aparatura wydała z siebie ciche pyknięcie, coś zaterkotało w pompie wodnej. Sophie podeszła, poprawiła jeden z wężyków.
— Jak dobrze znasz obie siostry? — wtrąciła Hotaru.
— Głównie rozmawiamy jednak o pracy i zainteresowaniach - alchemia, nowe wynalazki, groźne zwierzęta... — odparła alchemiczka, odwracając się z powrotem do swoich gości. — Ale są miłe i chętne do pomocy, więc sądzę, że jeśli pokażecie im Magistra i powołacie się na mnie, nie będzie problemu, żeby uzyskać od nich jakąś pomoc.
— To brzmi aż zbyt pięknie — Michelle sięgnęła dłonią włosów, poprawiła jakieś niesforne pasemko. Jednak w jej głosie brzmiało podekscytowanie i nadzieja. — Niech zgadnę, obie siostry wyruszyły z powrotem na Wyspy?
Sophie uniosła brwi, przechyliła głowę.
— Wręcz przeciwnie, dopiero wróciły. Są teraz w Sorii i prędko się stamtąd nie ruszą. Powiedziałabym, że śmiało możecie się z nimi kontaktować.
Hotaru i Michelle popatrzyły na siebie, na twarzy tancerki odmalował się uśmiech. Skoro siostry były relatywnie blisko, miały najodpowiedniejszą w tym przypadku wiedzę, i - według tego co Sophie mówiła - były dość przyjazne i chętne do pomocy, wszystkie wydarzenia bardzo dobrze się składały.
— Teraz pozostaje tylko jeden problem — powiedziała Hotaru, splatając dłonie. — Musimy przetransportować do nich Magistra.
Michelle się zasępiła.
— Tak, to może być problem. Serafin nie dysponuje jakimś rodzajem transportera? Przecież ma Magistra już od dłuższego czasu.
Tancerka potrząsnęła głową.
— Serafin mówił, że Magister zawsze po prostu sam za nim szedł. Ale teraz nie wiem, czy będzie w stanie to zrobić. Poza tym wolę nie myśleć nad reakcją ludzi po drodze, jeśli zobaczą krokodyla na wolności…
Michelle odchyliła się na stołku.
— To znaczy, że pierwszym punktem wyprawy będzie przygotowanie jakiegoś wozu zdolnego przewieźć krokodyla.
Sophie znów zerknęła na aparaturę, ale jak na razie nie działo się tam nic nowego.
— Nim uda wam się przerobić jakiś wóz na transporter dla Magistra, ja napiszę do sióstr Pelekai - będą już przygotowane na przyjęcie krokodyla i na pewno postarają się o jakieś lepsze lokum dla niego, niż to bajorko za budynkiem Gildii, gdzie zazwyczaj się kąpie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz