niedziela, 20 lutego 2022

Od Lei cd. Reannon

Las zimą był piękny.
Właściwie piękny był zawsze, ale nie mogłam powstrzymać myśli, że gdy na ściółce zaległa biała, skrząca się w świetle słońca, puchata warstwa śniegu, ów przymiotnik nabierał zupełnie nowego znaczenia.
Nie mówiąc już o tym, ile tropów zwierząt zdążyło się na nim odbić. Przebiegła wzrokiem po śladach gromadki saren, która biegła ku wschodniej ścianie lasu, później spojrzała uważnie na świeże dowody niedawnej bytności zająca. Miała wrażenie, że za najbliższym drzewem szarak obserwuje jej poczynania i uważnie strzyże uszami, w każdej chwili gotów zerwać się do biegu. Wcale się nie należało biedakowi dziwić. 
Niemniej, dzisiaj kołczan i łuk zabrałam raczej z przyzwyczajenia, dla bezpieczeństwa i ich uspokajającego ciężaru, być może z zamysłem zrobienia krótkiego treningu na placu, gdy wrócę na tereny gildyjnego. Do lasu wybrałam się z innego prozaicznego powodu: chęci pospacerowania w ciszy, nacieszenia oczu ostatnimi chwilami śnieżnej zimy. Tu i ówdzie dało się już dostrzec pierwsze nieśmiałe objawy wiosny, począwszy to od radosnego, ożywionego trelu ptaków, to nieśmiałych pąków przebiśniegów. Stopy stawiały ostrożnie kolejne kroki, niepewne, gdzie może czaić się wystający korzeń, zaróżowiony od chłodu policzek od czasu do czasu opierał się o pień drzewa, a spomiędzy warg ulatywał obłoczek pary o fantazyjnych kształtach.
Dopóki nie zauważyłam wycelowanych we mnie szabli.
Odruchowo cofnęłam się o krok, ręka powędrowała w stronę łuku, mięśnie w ciele spięły się. Dopiero po chwili mózg zaczął analizować kolejne fakty: znajomą twarz, gęsty obłoczek pary unoszący się znad pojemnika nad ogniskiem, charakterystyczny, przyjemny zapach zielonej herbaty. Dziewczyna również musiała dojść do wniosku, że się znamy, szable ot tak, nagle zniknęły, zamiast tego na jej twarzy pojawił się uśmiech, przedstawiła się i zaproponowała wspólną herbatę. Sama również się rozpogodziłam, widząc żywą gestykulację kobiety, kojarzącą mi się z siostrą, a także nadzwyczaj udane pstryknięcia palcami, które w mrozie nie były przecież czymś znowu tak łatwym, skoro skostniałe opuszki miały tendencję do nieposłuszeństwa i drętwienia.
— Lea, zgadza się — potaknęłam, już uspokojona, zrobiłam kilka kroków do przodu, przysuwając się bliżej ogniska, z którego biło miłe, otulające zmarznięte członki ciepło. — Herbaty też nigdy nie odmawiam, prawie już nie czuję palców.
— Fakt, zima daje w kość — uśmiechnęła się, odgarnęła za ucho niesforny kosmyk. — Lubisz zieloną?
Rea krzątała się jeszcze przez chwilę wokół ogniska; herbata w końcu się jednak zaparzyła, aromat jeszcze intensywniej rozszedł się w powietrzu.
— Dziękuję — z wdzięcznością przyjęłam zaoferowany kubek. — I pewnie. Dzięki takiej nauczyłam się nie słodzić.
— Cukier zabija jej smak, zgadza się.
Przez chwilę nie odpowiedziałam, dmuchnęłam w stronę parującego napoju, spróbowałam umoczyć w nim wargi, nawet jeśli ciecz była jeszcze zdecydowanie zbyt gorąca. Nadawała się za to wyśmienicie do ogrzania dłoni.
— Też wybrałaś się na spacer? — zapytałam za to.
— Nie, wracam z misji. Pobliska wioska miała problem z dzikami — wyjaśniła. Skinęłam głową: faktycznie, mało kto wybierał się na przechadzkę z pełnym zestawem herbacianym pod ręką. — Teraz trudno im zdobywać pożywienie, więc szukają go na polach.
Rozmowa toczyła się jeszcze przez kilka minut, w trakcie których Rea opowiedziała więcej o zadaniu, z którym przyszło jej się zmierzyć.
— Na taki pomysł bym nie wpadła — zaśmiałam się, słuchając o postawionych ścianach, przypomniałam sobie niedawne opowieści Serafina o magii i w jaki sposób on jej używał. — Mam nadzieję, że niedługo trafi nam się okazja, by gdzieś razem wyruszyć. Swoją droga, od dawna jesteś w gildii? Jak wrażenia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz