sobota, 5 lutego 2022

Od Mattii cd. Michelle

Zimno uderzyło nagle, niespodzie… nie, tak naprawdę zupełnie spodziewanie, ale nadal intensywnie i boleśnie. Mróz szczypał w policzki, Mattia zaraz zakrył włosy kapturem, walcząc z bezlitosnym, porywistym wiatrem. Naciągnął mocniej płaszcz, skrzyżował ramiona na piersi, wsunął dłonie pod pachy. Dłonie szybko marzły, człowiek nawet się nie obejrzał, gdy palce drętwiały z zimna, a skóra nabierała bolesnego, czerwonego odcienia.
Obecność nieznajomych go zdziwiła, ale i zaniepokoiła. Nie wiedział, dlaczego wyobraził sobie, że portal otworzy się na pozbawione chociaż śladów ludzkiej bytności, mroźne pustkowie. Może doszedł do wniosku, że skoro portal istniał już tak długo, prędzej czy później ktoś przeszedłby przez niego z tej drugiej, „arktycznej" strony. Ale i tam portal przecież mógł być ukryty i niedostępny, tak samo jak i po tej stronie, albo pilnowany przez jakieś niezwykłe stworzenie.
Niemniej jednak - obecność ludzi, do tego liczniejszych, niż ich trzyosobowa grupa, i o niewiadomych intencjach, była nieco niepokojąca. Na tym etapie Mattia nie spodziewał się niczego sensownego ani przydatnego po Lukásie, Michelle nie chciał obarczać koniecznością ochrony kogokolwiek, zaś sam z ostrzy najlepiej posługiwał się nożem do ostryg, więc wojownik był z niego żaden. Jeśli ta ledwie widoczna grupa osób miała złe zamiary i nie była skłonna do rozmów, trudno było powiedzieć, co ich tutaj czeka.
— No, mam nadzieję, że nie są groźni i nie będą agresywni — powiedział Lukáš, opatulając się mocniej narzuconym przez Michelle płaszczem.
— W najgorszym wypadku wrócimy do portalu, mamy go zaraz za plecami — odparła Michelle, starając się opanować szczękające z zimna zęby.
Mattia rozważył całą sytuację. Nadal nie był pewien, jak podejść do nieznanego ludu, jednak gdzieś pod tą obawą rodzącą się z braku jakiekolwiek wojownika u boku, a także niepewności związanej z zamiarami tubylców, tkwiło typowe dla niego przekonanie, że słowem można zdziałać o wiele więcej, niż mieczem.
— Spróbuję z nimi pomówić — odezwał się Mattia, wyciągając dłonie spod pach i prostując się, przyjmując nieco bardziej dostojną pozycję. — Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, Michelle ma rację - wrócimy się do portalu. Najwyżej trzeba będzie szybko biec.
— Myślisz, że mówią w jakimś znanym ci języku? — spytała przytomnie weterynarz.
— Nie wiem, przekonamy się. Jeśli nie mówią, będzie ciężko, ale postaram się sobie poradzić. Uśmiechem też można wiele zdziałać.
Astrolog popatrzył na Michelle i Lukáša, skinął im głową. A następnie ruszył w stronę nieznajomych, zdejmując kaptur, pozwalając by arktyczny wiatr targał jego włosami. Podniósł otwarte dłonie w przyjaznym geście, obdarzył wpatrujące się w niego twarze swym najbardziej pogodnym uśmiechem, którego tak trudno było nie odwzajemnić.
— Mamy pokojowe zamiary — zawołał do najbliższej grupy starając się, by w jego głosie nie dźwięczała ta nuta obawy. Mężczyźni dzierżyli w dłoniach włócznie, groty wyglądały na bardzo ostre.
Ich twarze słabo było widać pod zasłoną grubych, futrzanych kapturów. Tubylcy wymienili się spojrzeniami, do Mattii dotarły strzępy jakichś rozmów, ale wiatr porwał i zniekształcił słowa, zmieniając je w sam dźwięk. W końcu jeden z kształtów oderwał się od wszechobecnych zwałów śniegu, Mattia rozpoznał w nim jakąś mocno starszą kobietę. Długie pasma plecionych, siwych włosów, wydostały się spod kaptura, a na przedzie grubego kaftana naszyto barwne kawałki materiału.
Kobieta podeszła, zlustrowała Mattię wzrokiem i też odrzuciła kaptur.
— Czy przysyła was bogini zimy?
Zaskoczenie odmalowało się na twarzy astrologa.
— Nie jesteśmy posłańcami bogów — zaczął ostrożnie, dochodząc do wniosku, że kłamstwo nigdy nie jest dobrą ścieżką. — Przybyliśmy z drugiej strony portalu. I chcieliśmy się dowiedzieć, co go otworzyło.
Nieznajoma wbiła spojrzenie czarnych oczu w astrologa, potem przeniosła swoją uwagę na pozostałych.
— Przeszliście przez wrota niebios. I nie jesteście posłańcami bogów?
Mattia pokręcił głową.
— Portal nie prowadzi do niebios, tylko do innej części świata — wyjaśnił, starając się przekrzyczeć wiatr i formułować krótsze, nieco prostsze zdania. Kobieta mówiła z dziwnym akcentem, astrolog musiał się chwilę zastanowić nad niektórymi słowami. — Nie powinien się tu znajdować. Po drugiej stronie jest jakaś istota…
Na ostatnie słowo kobieta się ożywiła.
— Jak wygląda?
— Jak gryf.
Nieznajoma nie zrozumiała, przechyliła głowę. W tym momencie za plecami Mattii rozległy się kroki, a gdy mężczyzna się odwrócił, zobaczył Michelle.
— Głowa ptaka, tył lwa i skrzydła — wyjaśniła prostymi słowami, gestykulując.
Z drugiej strony zaraz pojawił się Lukáš, stanął tuż obok Mattii. Podobnie postąpili i pozostali tubylcy. Nie wiadomo kiedy w środku zimowego krajobrazu uformowało się nieregularne koło, spojrzenia z zaciekawieniem zerkały w kierunku egzotycznych przybyszów.
— To bogini — powiedziała starsza kobieta, marszcząc nieco brwi. — Odwróciła się od nas i odeszła. Czy powróci?
— Chcemy, żeby powróciła — odpowiedziała jej Michelle. — Tu jest jej dom. Ale jest ranna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz