wtorek, 15 lutego 2022

Od Ayrenn cd. Hugona

Słowa padły, wybrzmiały echem w jej głowie. Zburzyły spokój, wprawiły w zakłopotanie i przede wszystkim – kompletnie zbiły z tropu. Ayrenn stała w miejscu jak kołek, kompletnie nieruchomo, jak słup soli, jak wrośnięte w miejsce drzewo. Mrugnęła raz, drugi, otworzyła nawet usta, by coś powiedzieć, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobył. Stojący tuż obok Bambi trącił ją pyskiem w ramię, zainteresował się ciemnozielonym płaszczem, z upodobaniem i właściwą sobie fantazją, zabrał się za obgryzanie brzegów materiału.
Sytuacja ze stabilnie kłopotliwej zmieniła się w skrajnie niezręczną, a co gorsza, wyglądało na to, że to wcale nie koniec. Elfce wciąż brakowało głosu, wyciągnięta dłoń Hugo wciąż trzymała notatnik. W tle brakowało jedynie klimatycznych świerszczy.
― Jesteś… pewien? ― wydusiła w końcu, zmusiła dłonie do ruchu. Przyjęła przedmiot i przyjrzała się mu, niby wnikliwie, niby dokładnie, choć w głębi ducha przecież znała prawdę. Poznawała nadgryziony róg i cztery supełki na rzemyku. Nie musiała nawet go otwierać, wiedziała, że w środku znajdzie zasuszonego bratka, pożółkłe szkice i podarte strony.
― Tak mi się wydaje ― odpowiedział Hugo, sięgnął dłonią karku. ― Ale nie mam pewności.
Elfka zachwiała się, wsparła wolną dłonią o najbliższy pień drzewa. Bambi, dotąd konsumujący w spokoju płaszcz, odstąpił parę kroków, zaniepokojony. Spojrzał nawet oskarżycielsko w stronę jadownika, jakby to wszystko było jego winą. Hugo, nie wiedzieć czy pod wpływem jeleniej reprymendy, czy też sam z siebie, podszedł bliżej.
― Wszystko w porządku? ― dopytał. ― Pobladłaś.
― Wiesz… chyba muszę usiąść ― wydusiła, kręcąc głową.
Hugo rozejrzał się po okolicy, szybko dostrzegł szeroki pień, pozostałość po starej brzozie. Ujął elfkę pod łokieć, poprowadził w tamtym kierunku, usadził na pniaku. I choć panował nad sobą, wydawało jej się, że czuje od niego niepokój. Uniosła głowę, skrzyżowali spojrzenia.
― Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś będę mieć go w rękach. To stara pamiątka. I równie stara rana. ― Zacisnęła wargi, spuściła wzrok z powrotem na dziennik. ― Ale pewnie o tym wiesz. Czytałeś.
― Czytałem ― przyznał się, usiadł ciężko tuż obok. Trącił butem obłocony kamień, objął spojrzeniem zagajnik. ― Ale nie powiem o tym nikomu.
― Nie mów. To nie twoja tajemnica.
Zimny wiatr przemknął pomiędzy drzewami, uderzył ich w plecy. Ayrenn w końcu przemogła się i odwinęła rzemyk, otworzyła dziennik. Przekartkowała parę stron, przesunęła palcami po szorstkich stronach. Wspomnienia napłynęły szeroką rzeką, przez krótką chwilę wzięły we władanie umysł.
Wzięła głębszy oddech, zamrugała szybciej.
― Kiedy go znalazłeś?
― Dawno temu. Daleko stąd.
― Zastanawiam się… jak tam trafił. Kto go tam przyniósł. Choć może byłam to ja sama, w przeszłości dużo podróżowałam.
Hugo przez chwilę milczał, spoglądał na rozkołysane drzewa.
― Mogę o coś spytać? ― przełamał ciszę.
― Pytaj.
― Czy notatnik jest w jakiś sposób zaklęty?
― Kiedyś był. Nie wiem, czy tamta magia nadal się go trzyma. A czemu?
― Wydawało mi się… wtedy, kiedy pierwszy raz go otworzyłem, chyba cię widziałem. Ten moment zapadł mi w pamięć, ale iluzja nie pokazała się nigdy więcej. Dotąd sądziłem, że to były zwidy, wymysł zmęczonej głowy.
― Ciekawe ― mruknęła, bardziej do siebie, niż do niego. Przerzuciła jeszcze parę stron, przyjrzała starym szkicom. ― Czuję w nim jeszcze jakiś okruch magii, ale niewielki, słaby. Bardzo możliwe, że to nie były zwidy. Zresztą, gdyby to były tylko wymysły, nie skojarzyłbyś mnie z osobą z dziennika.
Jadownik skinął głową. Kartki zaszeleściły ponownie, ale tym razem za sprawą wiatru. Elfka przyglądała mu się, tym razem bez wcześniejszego zdystansowania i wymuszonej ostrożności. Na wargach błąkał się uśmiech, zbyt nieśmiały by ujawnić się w pełnej krasie, ale dostatecznie widoczny, by nie pomylić go z jakimś bolesnym grymasem.
― Długo trzymałeś go ze sobą ― stwierdziła łagodnie, bez cienia wyrzutu w głosie. ― Ale dziękuję, że mi go zwróciłeś. Być może zabrzmi to nieco dziwnie, ale dzięki temu w końcu sobie przypomnę co działo się w tamtym czasie, bo prócz paru wydarzeń, nie pamiętam praktycznie nic.
― Czy to jeden z minusów tak pożądanej przez wielu długowieczności?
Ayrenn parsknęła cicho, miękko.
― Tak, zdecydowanie. Chociaż chyba gorszym jest ciągła konieczność przystosowania się. Sto lat temu ludzie zachowywali się inaczej, obowiązywały inne reguły. Być może dlatego wolę siedzieć w lesie ― ostatnie słowa znów bardziej kierowała do siebie, niż do niego. Zamyśliła się na moment, podniosła spojrzenie w górę, na przesuwające się w pośpiechu chmury. ― Powiedz mi Hugo, co mogę dla ciebie zrobić w ramach podziękowania za zwrócenie zguby? I nawet nie mów, że nic, bo się pogniewamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz