środa, 2 lutego 2022

Od Hugona do Małgorzaty

 Obaria, 4 I 1785 r.

Najdroższa Małgorzato, Szelmo Niepłochliwa!
ciekaw jestem Twojej reakcji na ten list. Zaskoczyła Cię wiadomość od starego druha? Kiedy już skończysz skakać po pokoju z radości, pozwól mi zapytać, jak się miewasz. Czym się teraz zajmujesz? Jak mijają Ci dni? Czy jesteś szczęśliwa?
Wybacz, że nie przechodzę do sedna. Przyznaję od razu, że to nie sentymenty nakazały mi napisać list, a rzeczona sprawa jest czymś wysoce nieprzyjemnym, który spędza mi - już i tak nieprzyjazny - sen z powiek. Nie zmienia to faktu, że przede wszystkim pragnę wiedzieć, jak się czujesz. Najpierw chcę się poprzekomarzać, odwlec w czasie tę chwilę; wosk w mojej świecy jest dobrej jakości, w Obarii mają porządnych świecarzy, a noc zapowiada się długa. Te zimowe mają to do siebie, że lubią ciągnąć się w nieskończoność.
Mam nadzieję, że ubierasz się, jak należy, grubo i ciepło. Ślę także spóźnione życzenia urodzinowe, zarówno za ten rok, jak i - wytargasz mnie kiedyś za to gapiostwo za uszy - ten poprzedni. Podbijaj świat, bo on potrzebuje twardej ręki i dobrego serca.
Dajże mi jeszcze chwilę i, na litość boską, nie przewracaj kartek ani nie skacz po akapitach, żeby przejść do sedna. Nie wiem już, czy sam bardziej nie chcę rozpocząć tego tematu, czy to może jednak nieuleczalne gadulstwo. Och, Małgorzato, list pomieści wiele, nawet sentymentalne bajdurzenie grafomańskiego literata, który zamienił Horacego na borowiki. Wybór z całą pewnością przyjemniejszy dla portfela i żołądka, choć tęskno mi za naszym Wydziałem, nawet za tymi wszystkimi męczyduszami, które żeśmy tak bezczelnie obgadywali. Biolodzy, Gosiu, to są straszni ludzie, i mam wrażenie, że sam tym przesiąkam. Jeszcze nie wtedy, gdy piszę, ale z całą pewnością czuję to, gdy z nimi rozmawiam. Paskudne uczucie, doprawdy. Zwłaszcza kiedy sobie pomyślę, że w gruncie rzeczy moja wewnętrzna zrzęda czuje się wśród nich całkiem komfortowo. Może to zatem wcale nie tak zaskakujący finał? Zaręczam, Małgorzato, miałabyś używanie, gdybyś zobaczyła naszą grupę w akcji. Ja już pewnie tych wszystkich absurdów nawet nie dostrzegam, przytępiły mi się zmysły, i zdążyłem, najoględniej rzecz ujmując, zgrzybieć do reszty. 
Przechodzę wreszcie do sedna, bo czas i pora. Jak wiesz, kapryśny los postanowił rzucić mnie dobry rok temu do Obarii, gdzie miałem okazję wziąć udział w badaniach prowadzonych przez profesora Himmersona. Nie lada gratka, trudno też nie podążyć za swoim promotorem, zwłaszcza jeśli nie jest wielbicielem kontaktu epistolarnego, na dłuższą metę zwłaszcza. Mówię to z pewnym wstydem, ale od czasu mojego powrotu, w Toirie nic mnie za specjalnie nie trzymało. Nie chcę tu zabrzmieć żałośnie - stwierdzam fakt. Moje miejsce jest, poza tym (przede wszystkim?), u boku Profesora.
Gdybyśmy mieli kiedyś, w spokojniejszych dniach, usiąść i wypić herbatę, z prawdziwą rozkoszą zanudzę Cię opowieściami na temat właściwości muchomora złocistego i fenomenu znajdującego się w nim muscymolu. Dobrze myślisz, odwdzięczę się za te wszystkie prawnicze kazania, bo na samą myśl odruchowo sprawdzam, czy mi aby uszy nie zwiędły. Na pocieszenie dodam, że z mojej strony nie musisz obawiać się już ataku amfibrachami ani psychomachią. W każdym razie, zwrócono uwagę na zbawienny wpływ na stawy, jaki może mieć tenże muchomor. W odpowiednich dawkach miał pomagać w budowaniu kondycji i w ogóle cuda na kiju, grzybie panaceum sobie znaleźli. Oczywistym było, że Himmersona to nie zainteresuje, a na pewno nie na tyle, żeby zgarnął całą swoją ekipę do Obarii. Od samego początku nie zamierzał pracować wyłącznie nad medykamentem, jak przypuszczam, bo i jego zbawienne właściwości tak właściwie mocno rozdmuchano, byle finanse dostać. Równolegle z uniwersyteckimi badaniami prowadziliśmy prace zlecone przez pewnego szlachcica, Korneliusza von Felsteina. Zainteresował się sprawą, wymieniał przez pewien czas ożywioną korespondencję z Profesorem, i doszli do wniosku, że grzyb zmarnowałby się, gdyby wykorzystać go tylko w celach medycznych. Udało się ustalić, że można wykorzystać go jako narkotyk bojowy, który mógłby znacząco zwiększyć potencjał ludzkiego ciała i jego mięśni. Nic za darmo, rzecz jasna.
Nie piszę do Ciebie ze względu na problemy natury moralnej, bynajmniej. Głęboko wierzę przecież, i liczę, że sama wyznajesz podobny pogląd, że natura oferuje nam niemal nieskończone możliwości, które należy dogłębnie zbadać. Sądziłem, że badania zmierzają szczęśliwie ku zakończeniu, pracowaliśmy stopniowo nad zmniejszeniem szkodliwego wpływu substancji na organizm, i nieskromnie powiem, że szło nam wcale nieźle. Do czasu, gdy nie miałem okazji - mniejsza o okoliczności, nie są tu istotne - dowiedzieć się, że pan von Felstein, niech go pleśń pochłonie, wcale nie zamierza pozwolić na dokończenie badań, skoro narkotyk ma już opracowany. Zdał sobie sprawę, że niebezpiecznie będzie pozwolić Himmersonowi wrócić do Defros, z daleka od jego wpływów. Obawiam się, że zamierza podjąć drastyczne środki, Profesor zaś nie chce słyszeć o zaprzestaniu prac ani powrocie do Toirie; ambicja jest w gruncie rzeczy jako największą zaletą, ale i wadą, która może ściągnąć na nasze głowy wielkie nieszczęście. Uparł się, że ma szlachcica w garści, że nic nie zrobi, póki badania nie zostaną ukończone, śmiem jednak twierdzić, że się myli. Ars alit artificem, wiem zbyt dobrze, że z własnej woli się nie wycofa. Małgorzato, być może nie zawsze czyni zgodnie z prawem, jednak to, co zamierzają z nim uczynić, jest czymś daleko potworniejszym. Jestem bezradny, przyznaję to ze wstydem i z żalem, kieruję do Ciebie prośbę o radę. Będę przeciągać prace, ile się da, być może to odwlecze wszystko w czasie. Tym niemniej, proszę o pomoc. Na zespół nie ma co liczyć. Boję się zresztą, że ktoś z nich, może nawet każdy, został w ten plan wtajemniczony. 
Godzina, kiedy wieje od wygasłych gwiazd. Już (dopiero?) czwarta, księżyc się zachwiał, noc w bezdeń ucieka, ale sądzę, że wreszcie zasnę - nie myśl, że znużyło mnie pisanie, bo z Tobą, Gosiu, nawet monologowanie nie jest nudne. O tej porze podobno nikomu nie jest dobrze, ale ile w tym prawdy, trudno mi osądzić. Może człowiekowi w żadnej godzinie nie jest dobrze, tylko o czwartej nad ranem ma po prostu więcej czasu, by o tym rozmyślać; mnie, w każdym razie, nagle jest dużo lepiej, a przynajmniej lżej. Przepraszam, że piszę w tak przykrej sprawie, że zrzucam ten ciężar na Twoje barki, kiedy z pewnością masz własne troski - chciałbym, doprawdy, chciałbym móc kupić po prostu dwa precle, przejść się tamtą ścieżką pod kasztanowcami i porozmawiać, pomilczeć w cztery oczy. Nie wiem jednak, do kogo innego się zwrócić, a Ty zawsze potrafiłaś służyć mi radą. Wiesz, że patetyzm uważam za najbardziej wkurwiającą rzecz na tym łez padole, ale doprawdy, znalazłem się między młotem a kowadłem i czuję, że jeśli nie pierdolnie mnie któreś z nich, sam to zrobię. Poprzestanę na tym niedookreślonym przeczuciu, jeśli pozwolisz.
W Obarii trwa najprawdziwsza zima; leży gruba warstwa białego puchu, niegdysiejszych śniegów jednak brak. Wczoraj Pablo mało nie skręcił kostki w drodze do laboratorium. Złapał się, szczęśliwie, w ostatniej chwili sosny, więc teraz ja, zdecydowanie mniej szczęśliwie, muszę słuchać po raz setny tego biadolenia i historyjek o jego wujku czy innym pociotku, który sobie tak kark skręcił. Może jednak jeszcze dzisiaj popracuję. Tymczasem wosk powoli się wypala, już nawet on daje mi niedyskretnie znać, bym kończył. Bądź zdrowa, Małgorzato, wypoczywaj i dbaj o siebie. Ad meliora tempora.

Zawsze Twój,
Hugo

1 komentarz: