sobota, 26 lutego 2022

Od Mattii cd. Małgorzaty

Małgorzata, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, dobrze pasowała też i do tego nieco biedniejszego, bardziej sfatygowanego stroju. Mattia początkowo zastanawiał się, czy zadbana, harmonijna twarz nie będzie z nim nieco kontrastować, jednak gdy Małgorzata wychynęła zza parawanu, w jakiś cudowny sposób te lekko potargane włosy i czające się w spojrzeniu zmęczenie przysłoniły jej szlachetniejsze cechy sprawiając, że kobieta bez problemu mogła uchodzić za kogoś niższego stanem.
Tymczasem zaś hrabia skorzystał z przygotowanych przez Małgorzatę ubrań. Haftowany wams zastąpiła wysiepana na ramieniu i załatana na łokciu koszula. Do tego doszły jeszcze wypchnięte na kolanach spodnie z nieco podejrzanie wyglądającymi, niedopranymi plamami pokrywającymi bok uda. Pękające w okolicach pięty buty, wytarty pasek i opończa, która widziała lepsze dni, dopełniły wizerunku, jednak gdy Małgorzata zobaczyła Mattię w przebraniu, zmarszczyła brwi.
— Przejdź się — powiedziała, na co astrolog uniósł brew, jednak wykonał polecenie.
Krok - miękki, swobodny, może nieco nonszalancki, był jak kwiatek do kożucha, przy całym biednym stroju Mattii. Hrabia niósł głowę wysoko, plecy miał wyprostowane, w każdym geście tkwiła swoboda właściwa tym, którzy nie muszą martwić się o sprawy doczesne. Mattia dotarł do końca pomieszczenia, odwrócił się. Tylko po to, by zobaczyć duszącą się ze śmiechu Małgorzatę.
— Zrobiłem coś zabawnego?
— Byłbyś najgorszym szpiegiem, jakiego widział świat — wydusiła kobieta, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. — Musisz iść jak człowiek, nie jak hrabia.
— Przecież idę jak człowiek — burknął Mattia, opierając dłoń na biodrze i odrzucając opończę z ramienia w iście szlacheckim geście.
Kobieta podeszła, na twarz wypłynął pełen politowania uśmiech.
— Musisz trzymać plecy inaczej, pokaż się… Zgarb trochę ramiona.
— Proszę? — spytał uprzejmie astrolog, pozwalając Małgorzacie przygiąć własne ramiona.
— I głowa niżej. Nie zadzieraj tak brody, patrz pod nogi.
— Tak lepiej?
— Włóż jeszcze rękę do kieszeni.
— Uhh…
— Opończa ma wisieć. Zawiń się w nią bardziej. Udawaj, że jest ci zimno.
Mattia zmarszczył brwi, ale zawinął się, udawał. Na tyle, na ile dał radę.
Małgorzata popatrzyła na niego krytycznie, na dnie jadeitowego spojrzenia czaiło się coś pomiędzy zwątpieniem i rozbawieniem.
— Może ktoś się nabierze — powiedziała w końcu, podpierając dłonią podbródek.
— Może jakbym wybrudził czymś twarz…
Kobieta machnęła ręką.
— Obejdzie się. Jeśli będziesz mieć wystarczająco zbolałą minę, ludzie pomyślą, że przedwcześnie osiwiałeś.
Mattia musnął dłonią kosmyk włosów.
— Postaram się w takim razie myśleć o czymś… mało przyjemnym.


Port powitał ich charakterystycznym zapachem rzecznego mułu, starych desek, smoły, szczyn i zapomnianych rybich ości. Tu i tam kręciły się grupki mężczyzn - wysokich, silnych, nawykłych do ciężkiej, fizycznej pracy. Niektórzy szli gdzieś ciężkim krokiem, inni stali w okolicy magazynów, w niewielkich kółkach krążyły jakieś butelki. Czasem ktoś zerknął na idącą przez port dwójkę, czasem uniosła się jakaś brew, ktoś na dłużej zawiesił wzrok na Małgorzacie.
Mattia nie musiał myśleć o niczym mało przyjemnym. Sama atmosfera portu była na tyle mało przyjemna, że mężczyzna instynktownie kulił ramiona, wzrok uciekał mu w dół, w stronę rozjechanego błota pokrywającego nierówne uliczki. Gdzieś tam, w górę rzeki, też był port - tamta jego część była dla majętniejszych podróżnych. Nabrzeże było zadbane, trapy zbito z równych desek, nigdzie nie kręcili się żadni podejrzani ludzie, i na pewno aż tak nie śmierdziało. To był taki rodzaj portu, w którym mógłby pojawić się Mattia, gdyby kiedykolwiek zdarzyło mu się podróżować statkiem.
— Czego konkretnie szukamy? — spytał hrabia, nieznacznie odwracając się w kierunku Małgorzaty.
— Procentów — odparła Małgorzata, rozglądając się bystrym wzrokiem po okolicy. — Miejsca, gdzie najmocniej wali szczynami.
Mattia uniósł brwi, niepokój odmalował się na jego twarzy.
— Informacji o towarach najlepiej byłoby szukać w biurze…
— Nic nam tam nie powiedzą.
— Mogę spróbować uprzejmie spytać.
— To nie ten typ ludzi, Mattia — Jadowniczka zerknęła na niego spod oka. — Znajdziemy zaraz karczmę i zobaczysz, kogo trzeba spytać. I jak uprzejmie.
Małgorzata skręciła w jakiś zaułek, poprowadziła Mattię bardzo podejrzanie wyglądającą uliczką. Krzywe ściany okolicznych budynków wydawały się zamykać nad nimi, grożąc w każdej chwili, że zniszczone deski zwyczajnie puszczą i zawalą im się na głowy. Jadowniczka sprawnie nawigowała między niepokojąco wyglądającymi kleksami „dekorującymi" ich szlak, a następnie wskazała dłonią zblakły szyld.
— Oto i nasz cel. Pod Pierdolniętą Syreną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz