środa, 16 lutego 2022

Od Isidoro cd. Hugona - Misja

Isidoro nie liczył już, ile razy opuszczał siedzibę Gildii u boku nowego kompana, by wyruszyć na spotkanie nieznanego. I choć schemat był za każdym razem ten sam, niemalże niezmienny, to jednak w każdym takim wyjeździe Isidoro odkrywał coś nowego, uczył się czegoś nowego - tak o swym towarzyszu, jak i o sobie.
Tamtego dnia spakował swe bagaże - jego ruchy były sprawne, niemalże mechaniczne, gdy w skupieniu chował w jukach kolejne zmiany ubrania, a między nimi - wszystkie potrzebne mu utensylia astrologiczne. Astrolog z jednej strony czuł, że naturalnie przyjdzie mu powiedzieć „bez nich czuję się jak bez ręki", ale z drugiej strony… Im dłużej, za sprawą Serafina, przyswajał informacje o magii jako takiej, i starał się poznać granice swojego daru, tym bardziej czuł, że wszelkie te utensylia są pomocą, jakimś rodzajem katalizatora, który ukierunkowuje jego dar w odpowiednią stronę, pozwala mu się w pełni rozwinąć i uformować. Ale to wcale nie jest tak, że były mu konieczne. Były naprawdę potrzebne, jak ręka. Jednak i bez ręki dało się żyć.
Hugo wywarł na nim dobre wrażenie, od pierwszego momentu Isidoro czuł, że w mężczyźnie jest ta pogoda ducha i łagodność charakteru, którą on sam cenił u innych. Dogadają się. Nawet z tym brakiem zdolności Isidoro do prowadzenia lekkiej i przyjemnej konwersacji.


Gdy padło pytanie, Isidoro dał sobie nieco czasu na to, by się nad nim zastanowić. Przebiegł w myślach wszystkie swoje przygody, w których choć trochę pojawiało się coś, co można było nazwać zakonem - nie było tego wiele. Dopóki nie rozszerzyło się kryteriów.
— Astrologowie to niemalże zakon — powiedział po pewnym czasie, aż sam zdziwiony własnym spostrzeżeniem.
Równie zaskoczony wydał się Hugo.
— Pod jakim względem?
— Mamy oficjalne szaty, tytuły i hierarchię, a także zbiór zasad, którymi należy się kierować. Rozmowy między dwójką astrologów są dość hermetyczne i trudne do zrozumienia dla postronnych, wieloma rzeczami się też nie dzielimy - czasem jest to kwestia tego, że to faktycznie tajemnica, ale najczęściej po prostu nikt poza drugim astrologiem się tym nie zainteresuje. — Isidoro odwrócił się do Hugona, popatrzył na mężczyznę.
Hugo zaś pokiwał głową, potarł dłonią podbródek.
— Właściwie to gdyby tak na to spojrzeć, to cały uniwersytet to jeden wielki zbiór zakonów — powiedział w zamyśleniu.
— W takim razie wychodzi na to, że obaj mamy nieco doświadczenia z zakonami.


Dzień podróży minął im dość szybko - po przełamaniu pierwszych lodów prawdą okazało się to, co Isidoro przeczuwał - że znajdzie z Hugonem wspólny język i że nie będą się nudzić w trakcie jazdy. Wieczorem dotarli w końcu do karczmy - rumaki znalazły schronienie w porządnie zbudowanej stajni, zaś mężczyźni, po gorącym posiłku, udali się na spoczynek.
— Powiedz mi, Isidoro — zaczął Hugo, gdy juki wylądowały już w nogach łóżek, zaś obaj mężczyźni szykowali się niespiesznie do snu. — Jak rysuje się przyszłość?
— Jeszcze nie patrzyłem.
Mykolog uniósł brwi, po chwili przysiadł na łóżku.
— To jeszcze za wcześnie?
Isidoro pokręcił głową, wydobył z juków talię kart.
— Nie, po prostu to jeszcze nie był odpowiedni czas — wyjaśnił nieco enigmatycznie, bez pytania przesuwając jedyny znajdujący się w pokoju, niski stolik, idealnie przed Hugona. Sam zaś zgarnął zydel, usiadł po drugiej stronie. — Teraz jest odpowiedni czas.
— Och — Hugo podążył wzrokiem za miarowo tasowanymi przez astrologa kartami. — To… powinniśmy teraz zadać kartom pytania?
Isidoro pokiwał głową, nie przerywał swego zajęcia. Czuł, jak z każdym przełożeniem karty nagrzewają się, wydają się lśnić w panującym w pokoju półmroku, ich blask widoczny tylko dla oczu tego, kto je dzierżył. Światło pojedynczej lampki kładło w kątach pomieszczenia tonące w kurzu cienie, jednak magia w dłoniach astrologa zdawała się przecinać nie tylko mrok w kątach, ale i mrok nadciągającej przyszłości. Hugo wpatrywał się przez moment w hipnotyczne w swej monotonii zajęcie astrologa, a potem odezwał się:
— Zacząłbym od spytania, czy dziewczyna w ogóle żyje. — Zmarszczył brwi, znów potarł podbródek. — Jeśli da się to w ogóle ustalić. A poza tym… Nie wiem - jak w ogóle podejść do całego zadania? Co powinniśmy robić? Czego się wystrzegać? Na co uważać? — Zerknął znów na Isidoro. — Za dużo pytań?
Astrolog tym razem pokręcił głową, położył talię na stole.
— Przełóż trzy razy lewą ręką.
Hugo przełożył, Isidoro znów zebrał karty, przetasował po raz ostatni. I zaczął je wykładać.
Pierwsze na stole wylądowało Koło Fortuny.
Miało wiele znaczeń, zwiastowało przemiany i nadejście niespodziewanego. Niebywale często pojawiało się we wszystkich tarotach, jakie Isidoro stawiał w związku z przeróżnymi sprawami dziejącymi się w Gildii. Jednak tak, jak karta za każdym razem była ta sama, tak co innego zdawała się mówić, gdy tylko dotknęły jej palce astrologa. Isidoro przytrzymał kartę, dotknął rysunku opuszkami palców. Jego spojrzenie rozmyło się, charakterystyczny szafir zniknął z oczu, zastąpiony srebrno-perłową mgłą, a włosy zatańczyły wraz z niewyczuwalnym wiatrem magii. Isidoro rozluźnił się, odetchnął, zapadł głębiej we własną wróżbę.
Koło Fortuny szeptało do niego trzeszczeniem obracających się szprych, mówiło charakterystyczną, zatęchłą wonią klasztornych piwnic, brzmiało kruszącym się kamieniem gdzieś głęboko, u samych fundamentów wiekowego budynku. Gdzieś tam przelewały się monotonne szepty modlitwy, mieszały się turbulentnym strumieniem ze słowami wypowiedzianymi w pośpiechu, w sekrecie, nie przeznaczonymi dla cudzych uszu. Wśród krużganków błądziło echo dzwonów, stary kamień zdawał się wibrować tajemnicą.
Eremita pojawił się zaraz obok, jednak nie tak, jak zawsze. Tym razem karta była odwrócona, zaś pomarszczona twarz starca wydawała się wykrzywiać w odpychającym złośliwym grymasie. Więcej tajemnic, więcej zagadek, pajęczyna kłamstw i niedopowiedzeń zaciskała się wokół astrologa, wyduszała powietrze z płuc, sprawiała, że między ciemnymi brwiami pojawiła się pełna napięcia zmarszczka. A to oznaczało, że znalezienie przyczyny, dla której Maria Gevers urwała kontakt z rodziną, będzie tylko pierwszym krokiem na drodze do rozwiązania problemu sięgającego o wiele głębiej, odbijającego się echem na o wiele większym obszarze, obejmującego dużo więcej osób.
Trzecia kartą okazało się Słońce. Jego ciepłe promienie przegoniły opresyjną ciemność, jaką przyniósł z sobą Eremita, zwiastowały rozwiązanie na końcu długiej drogi, oraz nadzieję, która wyraźnie przeświecała przez zasłonę przeznaczenia. Dziewczyna żyła, na razie była bezpieczna, na razie nic jej nie groziło. Isidoro odetchnął z ulgą, lekki uśmiech wypłynął na jego usta. To był dobry znak, mieli jeszcze czas, mogli rozwiązać wszystko tak, by nie skończyło się to szlochem ojca Marii.
I ostatnia karta, karta Kapłanki. Ta zadziwiła nieco Isidoro, bo o ile karty zazwyczaj stanowiły drogowskazy i znaki na drodze przeznaczenia, o tyle tym razem karta mówiła wyraźnie o jednej osobie, która miała okazać się nad wyraz ważna w owej misji. Postać silna i nieustępliwa, o twardych zasadach, a jednocześnie niedostępna, ukryta za wysokim i grubym murem. Kluczowa dla powodzenia ich misji, Isidoro czuł, że słowa tej jednej osoby zaważą na wielu przyszłych wypadkach. Ale na razie była daleko poza ich zasięgiem.
I oto wiatr magii ucichł, oczy Isidoro wróciły do swej naturalnej barwy, wrócił też wzrok, który zaczął znów widzieć to, co otaczało astrologa tu-i-teraz. A tu-i-teraz był Hugo, siedzący w milczeniu naprzeciwko, z nieco rozszerzonymi oczami, uważnym wzrokiem taksujący twarz Isidoro.
— Wszystko w porządku? — Mykolog spytał ostrożnie.
— Tak, nie martw się. — Isidoro posłał mu uspokajający uśmiech.
Faktycznie, dla osób niezaznajomionych z przewidywaniem przyszłości, cały proces mógł wyglądać nieco niepokojąco. Astrolog trochę czuł, a trochę widział, jak pytania cisną się na usta Hugona. Postanowił zacząć od początku, od tego, co wróżba mu przekazała.
— Maria żyje. Ma się w miarę dobrze, to znaczy - jak na razie nie grozi jej bezpośrednie niebezpieczeństwo. — Hugo odetchnął z ulgą, skinął głową. Isidoro kontynuował. — Zaś jeśli chodzi o samą przyczynę tego, dlaczego zerwała nagle kontakt i przestała odpisywać na listy - jest ona mocno związana z tym, co obecnie dzieje się w klasztorze, zaś cała sprawa jest dużo bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać. Czeka nas mnóstwo pracy, dużo rozmów i przemyśleń. Nie każdy, z którym będziemy rozmawiać, będzie mówił prawdę; wielu będzie próbowało nas odsunąć, jako osoby spoza kręgu, nienależące do klasztoru. To wszystko, to nie jest tylko kwestia jednej podopiecznej, sprawa sięga fundamentów.
Hugo odchylił się nieco na łóżku.
— Faktycznie, sprawa wydaje się o wiele bardziej zawikłana. A czy czegoś powinniśmy unikać?
— Na pewno niedelikatnego podejścia i mówienia wprost o tym, że jesteśmy z Gildii i kto nas przysyła — wyjaśnił Isidoro, choć o tym samym wspominał też Cervan. Czasem jednak wróżby mówiły, że to pozornie przeczące zdrowemu rozsądkowi podejście było tym trafnym - tym razem było inaczej. — Tarot wskazywał również osobę kapłanki, która ma okazać się ważną figurą w całej naszej próbie rozwiązania tej zagadki, jednak nie będziemy w stanie dotrzeć do niej od razu.
— To znaczy?
Isidoro zasępił się.
— Wydaje mi się, że to kwestia zarówno jej woli, jak i obyczajów. Nie będzie się chciała z nami spotkać, a do tego takie spotkanie byłoby źle odebrane.
Hugo milczał przez chwilę, jasne brwi ściągnęły się w wyrazie zamyślenia, a potem podskoczyły w górę, gdy mężczyzna wyciągnął wnioski.
— Poczekaj, to znaczy, że to może być ktoś wysoko postawiony. Nie będzie uważała, żeby poświęcenie nam czasu cokolwiek dało i do tego źle wygląda, gdy do osoby na wysokim stanowisku przychodzą przypadkowe osoby.
Astrolog pokiwał głową, uśmiechnął się.
— Też tak sądzę, to prawdopodobne wyjaśnienie.
Spojrzenie Hugo prześlizgnęło się jeszcze ku kartom, powędrowało z powrotem do twarzy Isidoro, na dnie szarych oczu zatańczyło nieme pytanie. Czy to już wszystko?
— Los postawi przed każdym z nas przeszkody, które tylko my, nikt więcej, możemy pokonać.
— To znaczy? Do dowiedzenia się, dlaczego Maria Greves przestała pisać do ojca, będzie trzeba mykologa?
— Owszem.
Hugo przeczesał palcami włosy.
— Trudno mi to sobie wyobrazić. Skoro mówiłeś, że nie grozi jej niebezpieczeństwo i jak na razie - ma się dobrze - to chyba nie jest kwestia zatrucia grzybami…
— Wiele elementów wróżby staje się jasnych, gdy przyjdzie odpowiedni czas. Gdy wydarzy się coś, co pozwoli dopasować słowa do wydarzeń. Dlatego słowa trzeba pamiętać, ale nie trzeba rozumieć ich od razu…
Hugo pokiwał głową, nie dopytywał jednak, jakie przeszkody los postanowi postawić przed jasnowidzem. Zdawało się to oczywiste - skoro Isidoro był w stanie przewidzieć przyszłość, zapewne na tym miały polegać jego „próby". Sam astrolog nie był tego taki pewien. W jakiś sposób wyprawa do klasztoru wiązała się z jego darem, ale nie tak, jak by się z początku myślało.
Gdy przyjdzie odpowiedni czas — podchwycił Hugo. — Na początku mówiłeś, że będziesz patrzył w przyszłość, gdy przyjdzie odpowiedni czas. Dlaczego właśnie teraz?
— Bo teraz ty tu jesteś — odparł Isidoro. — I możesz zobaczyć, jak działa mój dar, możesz też zadać pytania. Z jakiejś przyczyny czuję, że to ważne - byś wiedział, jak daleko sięga moja moc i jakie ma ograniczenia. Co pozwala mi zrobić, a co nie.
Dobiegające z głównej sali hałasy powoli cichły, coraz częściej zamiast głośnych rozmów, szurania krzeseł i szczęku kufli i półmisków, było słychać skrzypienie schodów i kroki na korytarzu, gdy kolejni klienci udawali się na piętro, w poszukiwaniu swych pokojów. Czas powoli mijał, ciemność na zewnątrz stała się jednocześnie głębsza i łagodniejsza, gdy księżyc wychynął w końcu zza linii budynków.
— Jak daleko w przyszłość sięgają twoje wróżby? — spytał w końcu Hugo.
— Dowolnie — odparł Isidoro, biorąc do ręki pozostałe w talii karty. — Ale im dalej staram się spojrzeć, tym bardziej mogę się pomylić. To tak, jak z przewidywaniem pogody. Łatwiej jest powiedzieć, że jutro będzie deszcz, niż zgadnąć, czy przyjdzie za dwa tygodnie w nocy, czy też lepiej spodziewać się wtedy śniegu.
Drugi mężczyzna pokiwał głową, spojrzał znów na tarota.
— Jak wyczytałeś to wszystko z kart? Wiem, że każda z nich coś znaczy; domyślam się też, że ich wzajemne położenie również nie jest przypadkowe, ale jak z tego wszystkiego wyczytać to, co przed chwilą powiedziałeś?
— To nie wszystko.
Lekki uśmiech pojawił się na twarzy astrologa, Isidoro zamilkł na chwilę, starając się dobrać słowa, spleść je w zdania tak, by wytłumaczyć Hugonowi, na czym polegają jego wróżby. To nie było takie proste. Wrażenia, obrazy, dźwięk - wszystko to mieszało się w umyśle Isidoro, przychodziło do niego w nieoczywisty sposób, czasem przez zmysł zupełnie do tego nie dostosowany. Co innego zobaczyć barwę, a co innego ją usłyszeć, prawda?
— Gdy dotykam kart, przekazują mi one dźwięki, obraz i wrażenia, ale nie zawsze jest to spójne… Nie jest tak, jakbyś czytał książkę, albo wracał myślami do wspomnień, czy nawet śnił. To trudne do przekazania… — zawiesił głos. — Widziałem echo klasztornego dzwonu, jak odbija się przy krużgankach, tam, gdzie wychodzi na ogród. Blask słońca — Isidoro wskazał na kartę — uśmiechał się, gdy pytałem o Marię. Był ciepły, stąd wiem, że na razie nic jej nie grozi.
Astrolog popatrzył na Hugona - mężczyzna w milczeniu trawił jego słowa. Isidoro spodziewał się, że nie jest to proste. Pamiętał swoją rozmowę z Mattią na ten temat, pamiętał też, gdy próbował opowiedzieć o tym Serafinowi. Może ten ostatni lepiej to sobie wyobrażał, jako osoba biegła w arkanach magii, a poza tym to jemu Isidoro był w stanie pokazać, jak on sam postrzega gwiazdy. Mężczyzna martwił się, jak poradzi sobie z tym wszystkim mykolog, który z astrologią i odczytywaniem przyszłości mógł mieć wcześniej niewiele wspólnego.
— Nie do końca takiej odpowiedzi się spodziewałem — przyznał w końcu Hugo. — Właściwie to nie wiem, czego się spodziewałem.
To mówiąc, uśmiechnął się lekko, pochylił, zerknął na karty.
— Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Skoro twoje hm… odczucia są takie — szukał przez chwilę słowa — efemeryczne, to… skąd wiesz, czy wszystko poprawnie zinterpretowałeś?
— Nie wiem — odpowiedział z rozbrajającą szczerością Isidoro. — Przeznaczenie nigdy nie kłamie, wróżba nigdy się nie myli. Ale astrolog może się pomylić. Staram się interpretować wszystko z uwagą i ostrożnością, ale nigdy nie mam całkowitej pewności, czy wszystko jest poprawnie. Są momenty, że jestem pewien swojego osądu - jak chociażby teraz - ale są też takie, gdy ciężko mi podzielić się z drugą osobą moimi przemyśleniami bo wiem, że moje słowa będą pełne wątpliwości.
— A czy jest coś, co lepiej i pewniej widać we wróżbach?
— Jest.
— I co to takiego?
Isidoro zebrał karty, schował je z powrotem do talii, odłożył na bok.
— Śmierć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz