czwartek, 10 lutego 2022

Od Reannon cd. Mattii - Misja

Spodziewałam się wszystkiego, ale chyba nie tego. Myślałam że chłopak będzie zaskoczony, zdziwiony albo że chociaż spojrzy się na mnie jak na idiotkę, ale nie. Ba, nawet wyglądał tak, jakby się tego spodziewał i tylko czekał, aż wszystko się wydarzy. No i tutaj to ja nie kryłam zdziwienia, zakładając ręce pod boki i marszcząc lekko brwi. Nie było chyba jednak sensu drążyć tematu, przynajmniej nie teraz. Westchnęłam tylko, wracając szybko myślami.
- A więc ty jesteś…? - no niestety, i tu był pies pogrzebany, bo możliwe że gdzieś zasłyszałam jego imię, ale nie byłam sobie w stanie go wtedy przypomnieć.
- Mattia - odpowiedział szybko i dzięki ci panie, bo wieki bym się zastanawiała.
- Reannon, ale zdaję sobie sprawę że to zbyt długie i oficjalne, więc samo Rean lub nawet Rea będzie super - możliwe że mówiłam zbyt szybko, ale nie zwracałam na to wtedy uwagi. - A więc, skoro się spodziewałeś, to możemy uznać, że za pół godziny wyruszamy? - może i byłam w gorącej wodzie kąpana, ale Mattia zdawał się nie mieć temu nic przeciwko, bo jedynie przytaknął głową na moje pytanie.
Ja miałam tę wygodę, że do własnego lokum po prostu się teleportowałam, a chłopak musiał zadowolić się spacerem o własnych nogach. Wymieniając w myślach rzeczy, które mam zabrać, w pewnym momencie zaczęłam się po prostu kręcić w kółko.
- STOP - powiedziałam stanowczym tonem, sama do siebie.
Wzięłam trzy głębokie wdechy i opanowując galopujące myśli. Przecież to nic trudnego spakować się na wyprawę. Jednak pierwszą i najważniejszą rzeczą, jaką spakowałam, był mój dziennik miejsc. Warto mieć go pod ręką, niekiedy też staram się z niego uczyć jak z książki. Można by rzec, że się nie rozstawałam z nim na krok. Do swojej torby włożyłam jakieś ciepłe ubrania, coś do jedzenia. Nie brałam też zbyt wiele, przecież w każdej chwili mogłam się po daną rzecz teleportować lub ją przywołać. Życie jako mag było strasznie wygodne, toteż ciężko było mi wyobrazić sobie żeby było inaczej. Przewiesiłam torbę przez ramię i poszłam czekać na Mattię. Szarowłosego jeszcze nie było, więc żeby nie tracić czasu ruszyłam żwawym krokiem do stajni aby osiodłać nam konie. Lubiłam przebywać w towarzystwie tych zwierząt, zawsze czułam przy nich jakiś taki dziwny spokój. Gdybym nie była bibliotekarką, to pewnie zostałabym stajenną. Nawet przez głowę przemknęła mi myśl, żeby kiedyś dorobić się własnego wierzchowca i plan ten w sumie nie brzmiał źle. Dla siebie wybrałam karego ogiera, zaś Mattii przypadł gniadosz. Swoimi myślami nieco odpłynęłam, gdy wyprowadzałam oba konie za wodze ze stajni. W połowie drogi na wyznaczone miejsce spotkania, natknęłam się na chłopaka, który zmierzał w moim kierunku. Prawdopodobnie wpadł na to samo, gdy mnie nie znalazł tam gdzie byliśmy umówieni. Uśmiechnęłam się tylko, podając mu wodze do jego wierzchowca. Nie marnując więcej czasu, dosiedliśmy konie i ruszyliśmy w kierunku Tiedal. Z początku nasza podróż przemijała w ciszy, nie wiedziałam z której strony to ugryźć. W sumie nie wydawał się być drętwy, emanowała od niego aura pewności siebie. Być może to trochę mnie onieśmielało przed rozpoczęciem rozmowy. No i wtedy przypomniała mi się akcja z biblioteki która mnie zaciekawiła, toteż nie zwlekałam dłużej z pytaniem.
- Skąd wiedziałeś, że wtedy do ciebie przyjdę? Wydawałeś się być przygotowany, a wręcz jakbyś tego wyczekiwał, a było to raczej nagłe - zaczęłam prosto z mostu, bo nie ma co się patyczkować. Moja ciekawość oczekiwała odpowiedzi.
- Z kart - odparł, jakby to była oczywista oczywistość, ale przy okazji tajemniczo się uśmiechnął.
- Z kart? Żartujesz sobie ze mnie w tym momencie - parsknęłam z lekkim niedowierzaniem.
- Z kart, tarota. Potrafią odpowiedzieć na wiele pytań jak i przewidzieć w pewnym stopniu, co nas czeka - wytłumaczył ze spokojem, co tylko skwitowałam krótkim “ahaaa”.
Czytałam kiedyś o tym, nawet trochę się tym interesowałam, ale nigdy tej zajawki nie przerodziłam w czyny. Jak to zajawka, była, przeczytałam na jej temat wiele książek, i minęła, takim więc oto obrotem spraw nigdy się w ten temat nie zagłębiałam. Karty tarota były zaiste ciekawym przedmiotem, w odpowiednich rękach mogły stać się naprawdę silnym narzędziem. Cisza po tej krótkiej wymianie zdań nie trwała już tak długo, jak poprzednia.
- A więc, wykładasz tarota, tak? Pewnie każda napotkana osoba cię o to prosi po dowiedzeniu się że się tym zajmujesz, ale czy wyłożyłbyś mi? Na jakikolwiek temat, załóżmy, że jestem ciekawa co mnie czeka, albo może o jakieś życie miłosne, nie wiem - podczas swojej wypowiedzi nie omieszkałam dużo gestykulować i wymachiwać rękami. Dobrze, że koń się przez to nie spłoszył. - Oczywiście jak się gdzieś zatrzymamy, w siodle byłoby ciężko - dodałam szybko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz