środa, 9 lutego 2022

Od Reannon do Lei

Ostatnimi czasy brałam dużo zleceń, nawet jakieś najdrobniejsze pierdoły, byleby tylko wyszczknąć nos spoza biblioteki. Człowiek czasami potrzebuje zaczerpnąć świeżego powietrza i odświeżyć umysł. Miałam w planach zabrać się za starcie kurzy i małe porządki, ale na to przyjdzie odpowiedni czas i pora. No i odpowiednia motywacja, bo wyzwanie było nie małe. Żałowałam, że nie mam lepiej opanowanej magii powietrza. Mogłabym wtedy po prostu wydmuchać cały zaległy kurz. I w ten oto sposób na mojej liście rzeczy do zrobienia znalazła się o jedna pozycja więcej. Wracałam właśnie z jednej z wiosek, w której wieśniacy mieli problem z niszczącymi pola uprawne, głodnymi dzikami. Nie byłam zaskoczona, zima to najgorsza pora roku dla dzikich zwierząt. Ciężko o pożywienie, a cała roślinność jest martwa. Stworzyłam więc coś na kształt niewielkiego płotu z płatów ziemi, który odgradzał pola usytuowane najbliżej lasu, żeby zwierzęta nie mogły się już tam panoszyć. Niestety, dziki będą musiały poszukać sobie jedzenia gdzie indziej. Przejeżdżałam właśnie przez las, gdy mój wierzchowiec zakomunikował potrzebę przerwy. Okryłam się bardziej płaszczem i zeskoczyłam na ziemię, chwytając za wodze. Gdy wcześniej tędy przechodziłam, niedaleko głównego szlaku, gdzieś w oddali mignęła mi zamarznięta rzeka. Postanowiłam więc udać się na jej poszukiwania. Po upływie dobrych kilkunastu minut udało mi się ją odnaleźć. Lód był zbyt gruby na zwykłe rozbicie, toteż musiałam posłużyć się magią ognia żeby roztopić chociaż mały przerębel. Rozgrzewałam płomieniem z dłoni jedno miejsce, ale to też trochę mi zajęło. Musiałam robić krótkie przerwy, żeby się nie poparzyć. Na szczęście się udało, mój wierzchowiec mógł ukoić chociaż trochę pragnienie, a ja w tym czasie rozpaliłam małe ognisko aby odpocząć. Z torby przy siodle wyjęłam coś na kształt metalowego rondla i zawiesiłam go na przygotowanej wcześniej konstrukcji z patyków. Po wlaniu do niego wody znalazłam sobie jakiś kawałek kłody, żeby na nim usiąść. Nie wiedzieć czemu, w tamtym momencie pomysł zrobienia sobie herbaty był dla mnie wręcz genialny. Czekając, aż woda uzyska odpowiednią temperaturę, miałam ponownie nieco czasu na przemyślenia i podziwianie okolicy, która swoja drogą miała w sobie coś magicznego. Zwłaszcza las o tej porze zdawał się być zupełnie inny, niż w jakiejkolwiek innej. Ogołocone pnie w śnieżnobiałej, nieskalanej przestrzeni emanowały swego rodzaju spokojem i ciszą. Zaś cisza ta zdawała się niekiedy być preludium do tego, co miało nastąpić później. Czasami zwiastowała niezbyt dobry obrót sprawy, brak dźwięków aż krzyczał i stawał się nieznośny. Wszystko zależało od okoliczności i interpretacji, jednak nie należało nigdy tracić czujności. Gdy woda się zagotowała, wrzuciłam tam małe zawiniątko z zieloną herbatą. Żałowałam tylko, że nie miałam nic do jedzenia, ale przecież nie można nic wszystkiego. Cierpliwie czekałam, aż cały proces się zakończy, kiedy usłyszałam te specyficzne “chrupanie” śniegu pod stopami za sobą. Natychmiast się odwróciłam w stronę ewentualnego napastnika, przywołując do dłoni szablę. Po kilku chwilach, zza drzew wyłoniła się postać niziutkiej, szczupłej dziewczyny o czerwonych włosach sięgających ramion. Rumieńce na policzkach oraz zaczerwieniony nos wskazywały na to, że tak jak ja, od długiego czasu była na zewnątrz. Szybko przypomniałam sobie, jak jej sylwetka kilka razy mignęła mi gdzieś na korytarzu budynku Gildii, więc była to zdecydowanie jedna z naszych. Rozluźniłam się więc, odwołując szablę i przyjmując nieco bardziej przyjazną postawę.
- Ty jesteś z Gildii, prawda? Widziałam cię kilka razy. Jak to ci było na imię…? Mam to na końcu języka… - zaczęłam pstrykać palcami, tak, jakby to miało w jakikolwiek sposób pomóc mi przypomnieć sobie imię dziewczyny. - Lea, o właśnie, Lea! - udało się. - Nie wiem czy mnie kojarzysz, nazywam się Reannon. Jednak wszystkie możliwe zdrobnienia są dozwolone. Nie mogę zaoferować zbyt wiele, ale mam nadzieję że nie pogardzisz kubkiem herbaty w tak mroźny dzień - odsunęłam się trochę, wskazując ręką na kłodę i ognisko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz