środa, 16 lutego 2022

Od Mattii cd. Kukume

Targ zdawał się żyć własnym życiem i był doświadczeniem tak odmiennym od tego, jak wyglądały salony Merriweatherów, a szczególnie od gry Clarice, że Mattia przez pewien czas nie mógł zebrać myśli. Od razu otoczył go ten specyficzny, charakterystyczny gwar, jaki wypełniał targowiska, ludzie nieco się przepychali. Tylko nieliczni patrzyli, gdzie idą i kogo trącają, zaś każdy z kupców zachwalał swój towar. Gwar ten wypchnął z umysłu ostatnie wspomnienia o dźwiękach fortepianu, zaś Mattia w końcu wrócił do rzeczywistości, znów zaczął obracać w myślach zagadkę amuletów.
W pewien pokrętny sposób była jakaś logika w tym, by najpierw obrabować rezydencję, a następnie wcisnąć szlachcie towar, który miał za zadanie zapobiegać kolejnym rabunkom. Wyglądało to nieco jak taktyka miejskich gangów - sklepikarza najpierw trzeba było obić i zastraszyć, żeby grzecznie płacił haracz za „ochronę" - w tym wypadku jednak taktyka ta została wyniesiona do jakichś kuriozalnych poziomów zbędnego pokomplikowania. Mattia naprawdę nie sądził, by tanie amulety były droższe niż to, co dało się zgarnąć ze szlacheckiej rezydencji, choćby złodziej zrobił tylko rajd po szufladach ze sztućcami, a cały łup spakował jedynie do kieszeni spodni. Jednakże, gdyby „udowodnienie" skuteczności amuletów antywłamaniowych było tylko pierwszym krokiem do wciśnięcia ludziom z nadmiarem pieniędzy jakichś kolejnych bibelotów, może całość jeszcze jakoś się broniła?
Astrolog zmarszczył brwi, rozmyślając.
Ale skoro raz udało się okraść posiadłość, czemu nie zrobić tego ponownie? Nawet, jeśli dana rodzina szlachecka zatrudni po takim incydencie dodatkowych ludzi do ochrony, nie zmieni przecież rozkładu pomieszczeń własnej rezydencji. Zapewne też wiele z drogich przedmiotów pozostanie na swoich miejscach, na widoku, nie zaś w jakichkolwiek skrytkach albo sejfach.
— Musi być coś jeszcze — powiedział Mattia, częściowo do siebie, częściowo do Kukume. — Jest jakiś element, którego nie widzimy. Coś, co nam umyka, czego nie wiemy. Może… może nie mówią nam wszystkiego, albo sami nie są tego świadomi…?
Kukume otwierała usta, by coś powiedzieć, kiedy jej wzrok przepłynął nad ramieniem astrologa i zawiesił się gdzieś w oddali. Mattia podążył za nim, również dostrzegł te charakterystyczne ozdoby, które tak nie pasowały do salonów szlachty.
Mattia i Kukume wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
— Wydawało mi się, że ciężko byłoby dostać amulety pana Trinketa tak zwyczajnie, na straganie na targu — powiedziała kobieta cicho, pochylając się nieco w kierunku astrologa.
— To prawda, szlachta rzadko robi zakupy w takich miejscach — przyznał, a następnie potoczył nieco bardziej uważnym wzrokiem wśród pozostałych kupujących. Jednakże - w oczy nie rzuciło mi się nic niezwykłego. — Mamy jeszcze przecież bogatych mieszczan. Całą tą warstwę społeczną, która potrafi dysponować całkiem sporym majątkiem, jednak nie ma tytułu szlacheckiego ani drzewa genealogicznego sięgającego wielu pokoleń wstecz.
Kukume zerknęła na niego, skinęła głową i znów wróciła spojrzeniem do straganu.
— Myślisz, że pan Trinket próbuje złowić też osoby aspirujące do tego samego statusu, co szlachta?
— Niewykluczone. Pod względem majętności niewiele się różnią, a mogą być równie chętni, by dokonać jakiegoś zakupu, jeśli tylko użyje się odpowiednich argumentów.
— A z tego, co wiemy o Trinkecie, to człowiek zdolny dobrać najskuteczniejsze argumenty do przekonania danej osoby, bez względu na to, z kim rozmawia.
To mówiąc gildyjczycy skierowali się w stronę straganu.
Im bliżej byli, tym bardziej Mattia widział, że stragan ten odróżnia się w pewien sposób od tych, które go otaczały. Przy innych stały grupki ludzi, kupcy starali się dzielić swój czas i energię między zachwalanie towaru a jak najszybsze obsługiwanie kolejnych klientów. Żaden ruch się nie marnował, ludzie odwracali głowy słysząc, gdzie to można dostać najlepsze jabłka, a które ziemniaki będą najlepsze do zupy.
Stragan z amuletami tchnął jakąś dziwną ciszą, nie było przed nim kolejki, jednak nim Kukume i Mattia się zbliżyli, odszedł stamtąd jakiś klient, po drodze chowając do torby jakieś zawiniątko. Mattia zwrócił uwagę na porządnie wykonane buty i dobrze dopasowane ubrania. Czyli faktycznie, osoby niższe stanem ale również dość majętne potrafiły zaopatrzyć się w amulety. Teraz zaś pozostawało pytanie, czy to od nich „wykiełkował" cały ten biznes, czy może było na odwrót?
Gildyjczycy podeszli, zaś stojąca po drugiej stronie kobieta spojrzała na nich uważnym spojrzeniem. W oczy rzucił jej się gruby płaszcz Mattii oraz egzotyczna biżuteria Kukume, jednak całe te oględziny były szybkie, nienachalne, pozbawione zbędnego wpatrywania się.
— Wyglądają państwo na osoby, które wiedzą, co tutaj można kupić — powiedziała z nieco enigmatycznym uśmiechem.
Mattia odpowiedział jednym ze swego arsenału uśmiechów, zerknął w stronę wyłożonych na ladzie amuletów. Nie dostrzegł żadnego, który byłby identyczny z tymi, które już widział, ale stylem wykonania były na tyle podobne, że nawet amator byłby w stanie dostrzec powiązanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz