niedziela, 20 lutego 2022

Od Sophie cd. Hugona

— Wrócę na uczelnię — odparła Sophie z lekkim uśmiechem, zerknęła spod oka na jadącego strzemię w strzemię mężczyznę. — Planowałam to właściwie od początku. Widzisz, ja sama początkowo nie widziałam dużego sensu w tym, by opuszczać Uniwersytet po tym, jak już obronię doktorat. Wydawało mi się, że lepiej byłoby dla mnie nie tracić czasu, tylko wziąć pod swoje skrzydła kilkoro studentów… No dobrze, może co najwyżej dwójkę… W każdym razie - by zacząć od razu własny projekt badawczy, wyszkolić kolejnych naukowców i w końcu zdobyć profesurę.
Hugo uniósł brwi, przełożył wodze w dłoni.
— Brzmi jak plan — mruknął.
— Prawda, brzmi jak plan, ale nie powiedziałam, że to będzie łatwa droga — Sophie uśmiechnęła się. — Profesor stwierdził, że pozostanie dalej na uczelni to zły pomysł i ograniczy mnie jako naukowca. Właściwie całą swoją edukację zawdzięczam profesorowi - to on wprowadził mnie w tajniki alchemii i wszystkiego nauczył - od szybkiego zmywania probówek aż po ekstrakcję i frakcjonowanie azulenu, borneolu i cyneolu z wywaru z krwawnika.
— To szeroki wachlarz umiejętności — Hugo pokiwał głową.
— Tak, wiedza profesora jest czasami przytłaczająca. Są momenty, że mam wrażenie, że nie ma pytania, na które nie znałby odpowiedzi — Sophie uśmiechnęła się do wspomnień, ale zaraz potrząsnęła głową, wróciła do rozmowy. — Ale zbaczam nieco z tematu. Profesor stwierdził, że ciągłe przebywanie w tym samym środowisku nie jest dobrym pomysłem, i skoro mam już wiedzę i wyrobiony warsztat, powinnam pójść w świat, by zobaczyć, jak się naukę robi, cóż… gdzieś indziej. Początkowo myślałam nad przeniesieniem się do Toirie, ale profesor tylko machnął ręką, stwierdzając, że równie dobrze mogę przenieść się na drugą stronę ulicy, bo Toirie to to samo akademickie środowisko, co i Soria.
— Czyli to był jego pomysł, byś dołączyła do Gildii?
— Dokładnie - profesor stwierdził, że ma ciekawą opinię, że należy do niej wiele interesujących osobistości i że będę miała tutaj środowisko bardzo różne od tego, do którego przywykłam.
— I jak wrażenia?
— Jak zwykle - profesor się nie pomylił. Gildia zdecydowanie pozwoliła mi się rozwinąć, zaś każdy dzień, nawet jeśli nie wykonuję jakiejś misji, jest dla mnie okazją do nauczenia się czegoś nowego, czego nie byłabym w stanie nauczyć się, gdybym pozostała na uczelni. Ale — Sophie zawiesiła głos, uniosła dłoń — to od zawsze był tylko przystanek na mojej drodze.
— I jak sądzisz, kiedy ruszysz dalej?
Sophie uśmiechnęła się. Tak, to pytanie musiało w końcu paść, ona sama często nad nim rozmyślała, niezmiennie dochodząc do tych samych wniosków.
— Nie mam pojęcia — powiedziała z rozbrajającą szczerością. — Pewnie wtedy, gdy poczuję, że w Gildii nie nauczę się już niczego nowego, lub znajdę jakiś temat badawczy, który zmusi mnie do zmiany miejsca. Ale jak na razie nie zanosi się dla mnie na tego typu zmiany - zamierzam zostać w Gildii i zobaczyć, jakie jeszcze nowości mi przyniesie.
Soria zbliżała się z każdą chwilą, marmurowe miasto zdawało się lśnić na horyzoncie. Już było widać, jak z kominów licznych domów unoszą się smugi dymu, gdy ludzie starali się przegonić ze swych siedzib zimowy chłód.
— Wiesz, zadaniem naukowca jest iść w stronę niezbadanego i rozganiać mroki niewiedzy światłem swojego umysłu. Ale w pewnym momencie trzeba się odwrócić i wyciągnąć rękę do tych, którzy też próbują za tobą iść. Podzielić się swoją wiedzą, bo książki, to nie wszystko. Części można się z nich dowiedzieć, ale na pewnym etapie po prostu potrzeba mentora. Gdzieś w trakcie swojej drogi student musi dorosnąć na tyle, by stać się takim mentorem i mnie też to czeka… choć mam wrażenie, że dużo muszę jeszcze do tego urosnąć. — Alchemiczka parsknęła lekkim śmiechem, wzruszyła ramionami.
Droga stała się szersza, wpadła w prowadzący wprost do miasta gościniec. Na wyślizganym bruku zrobiło się nagle tłoczniej, nieco bardziej hałaśliwie, gdy Sophie i Hugo wmieszali się w ławicę ludzi zdążających do miasta.
— Jeśli chcesz, możemy odwiedzić profesora — powiedziała Sophie, ostrożnie prowadząc Lakmusa tak, by wyminąć jakiś niewielki, zaprzężony w osiołka wóz. — Ja na pewno zahaczę o pracownię - profesor poczułby się urażony, gdybym nie przyszła choć na chwilę.
— Nie chciałbym przeszkadzać, na pewno macie dużo do omówienia…
Jednak alchemiczka już kręciła głową.
— Zaręczam, że profesor się ucieszy. Zastanawiam się też, czy nie byłby w stanie nam pomóc z profesorem Leitnerem…
— W jaki sposób?
Sophie uśmiechnęła się przelotnie.
— Profesor jest dość ekscentryczny, ma też bardzo nieszablonowe podejście do wielu spraw. Jego pomysły bywają oryginalne - nieprzychylni twierdzą, że szalone - jednak często pozwalają podejść do problemu od innej, nieoczekiwanej strony.
— Hm, w takim razie moglibyśmy najpierw udać się do dziekana i zobaczyć, jakich nowych szczegółów się dowiemy…
— … a potem odwiedzić profesora von Hohenheima.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz