środa, 23 lutego 2022

Od Jamesa, CD. Kukume

― Zapewne przez zjedzenie czegoś nieczystego. Albo od zbyt długiego stania w miejscu. ― Gdyby był mniej zmęczony i podenerwowany całą sytuacją, prawdopodobnie parsknąłby śmiechem. ― Przepraszam. Dla Mushi nie ma czegoś takiego jak choroba znikąd. Problem w tym, że niekoniecznie znajdują tę przyczynę, którą należy. Bo wie pan to nie są zbyt otwarci ludzie. Nie chcą mówić obcym o dawnych dniach, wiedza przodków w większości przepadła, a to przyczyniło się do pewnych... problemów, które na przestrzeni ostatnich lat miały katastrofalne skutki.
Skinął ze zrozumieniem głową, jednak nie mógł ukryć lekkiego rozczarowania. Każda informacja była na wagę złota i nie ukrywając, mimo wszystko liczył, że odizolowana od kontynentu, bardziej egzotyczna kultura ludzi wysp będzie miała więcej do przekazania w tej zawiłej sprawie. Każdy dzień Jamesowi wydawał się nieposkromiona układanką labiryntu korytarzy, złożonych z pytań, którymi krążył w poszukiwaniu odpowiedzi. Nadal bacznie pilnował pozycji pierwszego historyka w gildii, uważnie przeglądając dokumenty, weryfikując badane daty i będąc na każde zawołanie Cervana, ale… Głowę miał jedną. A coraz częściej zaprzątały ją myśli mało związane z pracą, doskonale wiedział, że odbija się to powolnym rytmem na jego efektywności.
Właśnie dlatego za młodu spędzał więcej czasu w laboratorium niż ze własną żoną. Nie radził sobie z rozproszeniem, miał małą podzielność uwagi, gdy chodziło o sprawy serca i umysłu. Pora było jednak zakasać rękawy i prawdziwie wziąć się do roboty, nie mógł przecież więcej uciekać.
― Wiadomo, jak sprawa się skończyła? Badał plemię przed moimi narodzinami, jeśli wziąć pod uwagę, kto wtedy stał na czele. Dawniej potrafili lepiej pomagać. Trafiali się częściej obdarzeni magią, silni. Skoro ten przypadek nie jest z ostatnich lat, daje to pewne nadzieje.
― Cóż, według dr. Johnsona problem dotyczył dziecka, które dopiero odkrywało swoją magię, choć po rodzicach nie powinien jej odziedziczyć. ― Ostatnie stwierdzenie zawisło w powietrzu niby na ostrzu noża.
Prawdą było, że magia była w dużej mierze powiązana z genetyką i bardzo rzadko objawiała się w jednostkach, które nie miały z nią rodzinnego powinowactwa. Zwłaszcza ze strony rodziców, dziecko dwóch magów miało prawie stuprocentowe prawdopodobieństwo okazania się również magiem. Im bardziej krew była rozrzedzona, tym szanse słabły, już przy samym pojedynczym dziadku czy babci władających mocą, były na tyle mizerne, że większość współczesnych badaczy odrzucała w ogóle możliwość przeniesienia magii wnukowi.
― Dziecko zmarło. ― Przekartkował na odpowiednią stronę, z zapisanymi własnymi komentarzami. ― Ale doktor sugeruje, że przyczyna choroby prawdopodobnie wzięła się od samej magii i jego ciało było zbyt młode, żeby wytrzymać chorobę.
I było to dosyć ciekawe stwierdzenie. Niewiele ludzi badało wpływ magii na ludzkie ciała, na nieszczęście, uznawszy, że cóż, to po prostu magia. Niewiele można byłoby się po niej spodziewać, bo czegoż innego niż nieuporządkowania, chaosu i bezdennego nierozumienia normalnego stanu rzeczy? Większość prób badania wpływu magii na chociażby rozwój dzieci kończyła się fiaskiem, bo zachowania wynikające z jej posiadania zostawały ostatecznie prawie zawsze uznawane za czynnik naturalny i indywidualny. Jeden z profesorów Jamesa z czasów młodości zwykł powtarzać, że skoro ludzkość nie wie skąd powstała, to skąd ma wiedzieć, skąd w ogóle wzięła się magia.
― Pozwolę sobie zapytać, na ile ceni pan źródła, z których korzysta? Nie powinnam może tak mówić o ludziach, z którymi się wychowałam, ale wątpię, by ich przekazy można było zaliczyć do najbardziej wiarygodnych. Nawet jeśli taki przypadek się trafił, mogli biedakowi bardziej zaszkodzić niż pomóc.
― Doskonale rozumiem pani wątpliwości. Nie ukrywam, że nawet jeżeli byłaby to wyłącznie dawna legenda, to i tak byłbym wdzięczny za cokolwiek. ― Obdarzył kobietę szerokim uśmiechem, żeby po chwili odetchnąć głęboko. ― Sprawa ma dla mnie charakter mocno personalny i, jak dobrze wiemy, tonący chwyta się nawet brzytwy ― zażartował, choć lekki ton jego głosu nie sprzyjał ani pojawieniu się zmarszczki na czole, ani lekkiemu zamgleniu oczu.
Kukume wydawała się rozumieć stan mężczyzny, wiedział doskonale, że była idealną osobą do omówienia tak ciężkiego tematu, a jej obecność w gildii udowadniała jej przydatności i roztropności.
― Gdyby była możliwość kontaktu z kimkolwiek z pani stron, byłbym niezmiernie wdzięczny za pośredniczenie lub wskazanie mi jakiejś drogi poszukiwań. Czy listownie, czy miałbym pojawić się na miejscu, cokolwiek byłoby naprawdę wielkim darem. ― Skinął głową w wyrazie cichej, spokojnej prośby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz