poniedziałek, 21 lutego 2022

Od Hugona cd. Małgorzaty

Obaria, 14 IV 1785 r.
 
Małgorzato,
mój głosie rozsądku i towarzyszko studenckich biadoleń,
światełko w tunelu pierdolnęło i zgasło.
Wszystko jest
 Po Twoich opowieściach o Szacownej Ciotce Muriel nawet ja mam o niej koszmary. Cóż mi zatem pozostaje do dodania — cieszę się, czytając te słowa. O Twoich odczuciach względem naszej korespondencji i powrocie do zdrowia, nie o cioci Muriel, dla jasności. Szczerze się cieszę, Gosiu, a byłem pewien, że to uczucie długo jeszcze pozostanie mi obce. Nie wiem, co jest w tych splotach słów, które czytam raz za razem w listach od Ciebie, ale poza papierem i atramentem zdecydowanie jest tam coś jeszcze. Zamiast przepraszam, powiem zatem — dziękuję.
Prawo karne! Sama nazwa wystarczy, by człowieka przeszedł dreszcz. Rzecz być może bardziej przydatna od poezji starodefrosiańskiej, ale która z nich lepiej brzmi, deklamowana w samo południe pod oknem profesora, nie będziemy się chyba kłócić. Tylko raz w życiu zostałem posądzony o przywoływanie demona, i zaręczam, że to nie zdarzyło się podczas rozróżniania pobicia od bójki (po mojemu dalej różnią się głównie liczbą głosek i funkcjami litery „i”). Gdy zaglądałem Ci przez ramię do notatek albo słuchałem co poniektórych zagadnień, muszę przyznać, że nagle amfibrachy i jery nie wydawały się być już tak straszną opcją. Wylewałem krew, pot i łzy później nad tymi moimi pracami nieomal z radością w sercu, nawet jeśli była tam ukryta tak dobrze, że niekoniecznie zdawałem sobie z niej sprawę.
Zebrało mi się na wspominki, słusznie mniemasz. Żal mi tych czasów, gdy wycieraliśmy razem podeszwy w niekończących się kolejkach do dziekanatu i gdy zmarnowaliśmy młodzieńcze lata na wkuwaniu różnic między koniugacjami odmiany łacińskich czasowników. Mówi się, że na studiach najważniejsza jest nie tyle wiedza, ile kontakty i relacje, które się nawiązuje. Profesor zapewne utłukłby mnie słownikiem, ale muszę Ci się przyznać, że nie pamiętam już, czy „legere” należało do II, czy do IV koniugacji, bez zająknięcia przypomnę sobie za to, że wtedy, nad tamtą nieszczęsną tabelą, pierwszy raz jedliśmy razem precle, i nawet udało się nam wnieść je do biblioteki. Przyznaję zatem rację temu anonimowemu mędrcowi.
Sprawa szlachcica jest zamknięta. Korneliusz vol Felstein, niech mu ziemia lekką będzie, coby mógł śpiesznie płynąć ku krainie ogniem i pleśnią płynącą, na wieki opuścił ten łez padół. Nie pomogłem mu w tym, Gosiu, ale nawet jeśli z powodu jego śmierci czuję żal, to co najwyżej dlatego, bo sam nie przyłożyłem do niej ręki.
Słusznie pisałaś, że nie tylko Korneliusz był zaangażowany w nasze badania; nawet jeśli Ktoś niezwiązany z naszą sprawą, rozgoryczony innymi machlojkami tego Mefista, zajął się w nim w czasie dla nas sprzyjającym, nie rozwiązuje to całego problemu. Nie mówię już nawet o potencjalnych konsekwencjach dalekosiężnych, bo ledwo śmiem myśleć póki co o jutrze, niepewny każdej kolejnej godziny. Profesor nazbyt dobrze zdaje sobie jednak sprawę, że po nitce do kłębka, i któryś z rozgoryczonych przyjaciół lub wspólników mógłby sypnąć sakiewką, nadstawić ucha, i wykazać nasze powiązania. Co poniektórych być może hamowałaby możliwość zbezczeszczenia świętej pamięci von Felsteina przez wyciąganie podobnych spraw na światło dzienne; Marcus, przywiązany do szlachcica tylko ze względu na niedostępną mu już sakiewkę jego samego, nazbyt dobrze wie jednak, skąd może czerpać kolejne środki. Niezbyt trudno było wydedukować, do kogo się zwróci, choć mierzwi mnie teraz myśl, iż jeszcze tej zimy pracowaliśmy ramię w ramię.
Żal mi pająka, który spróbowałby Cię schwytać, Gosiu. Musiałoby to być stworzenie istotnie bardzo nierozsądne. Co do wdzięcznego przyjmowania konsekwencji — również zdaję sobie sprawę dobrze, może aż nazbyt dobrze. Są rzeczy na niebie i ziemi, o którym nie śniło się filozofom, i ogromna część z nich uosabia się w Małgorzacie De Verley.
Niemniej, proszę Cię, zważ też jednak na to, by zachować ostrożność. Nie myśl, że wątpię w Twoją przenikliwość lub kompetencję, sprawy zaszły jednak dużo dalej, niż spodziewałem się choćby kilka tygodni temu. Delia nie żyje, zabiła ją moja głupota, a Marcus okazał się być podłym zdrajcą, dla którego gotów jestem zejść do piekła i wykuć nowe piętro w dziewiątym kręgu. Jestem Ci wdzięczny za chęć pomocy. Zdaję sobie sprawę, że poprosiłem Cię o wiele, o zbyt wiele, i sprawa wymaga większej dozy wysiłku niż szeptanie do księżyca, ale mam przeczucie, że gdyby nie Ty, dziś sprawy toczyłyby się zupełnie innymi torami. Choć przez dłuższy czas możemy liczyć co najwyżej na kontakt epistolarny, poczucie, że jesteś blisko, jest dla mnie olbrzymią pociechą. Mówię to rychło w czas, ale nie czuj się też jednak zobowiązana — jeśli sprawy przyjmą najgorszy obrót, jeśli będzie to zbyt wiele, wycofaj się bez wyrzutów sumienia. Myśl przede wszystkim o sobie.
Wybacz mi tę niefrasobliwość, Gosiu. Wybacz za te zmienne tony, za wszechobecny rozstrój, ale już doprawdy dość samych narzekań. W ten czy inny sposób i tak lada chwila opuszczę ich źródło. Ktoś kiedyś powiedział, że gdybyśmy potrafili dojrzeć świat uczciwie, odważnie i pełnej jego krasie, pękłyby nam serca. Przymykam zatem czasem oko, pozwalam pióru błądzić po kartce, nakreślać senne i odległe wizje.
W najbliższym czasie zgłoszę się do straży i wyjaśnię całą sprawę. Wiele myślałem nad tym, co mi napisałaś i poradziłaś: jeśli jest choć cień szansy na zaistnienie okoliczności łagodzących, jestem gotów oddać się w ręce odpowiednich organów. Co do rady ustalenia wspólnej wersji wypadków, obawiam się, że jest to niemożliwe, nawet jeśli nie po drodze mi z wrzącym olejem gdzie indziej niż na patelni. Nie chcę i nie mogę tego już dłużej przeciągać; jak radziłaś, wyjąłem mojego asa z rękawa. Himmerson wciąż żyje, i zrobię, co w mojej mocy, by bieżący stan rzeczy utrzymać. Co stanie się z resztą składu, nie mam pojęcia. Co się stanie ze mną, nie wiem również, i mam wrażenie, że przeczenie przy tymże czasowniku zdążyło już na dobre zadomowić się w moim słowniku.
Priorytetem jest życie Himmersona. Świat nie może sobie pozwolić na jego utratę, ja nie mogę pozwolić sobie na jego utratę. Zdaję sobie sprawę nazbyt dobrze, że proszę o wiele i że nie spodoba Ci się to, co napiszę, ale gdyby ocaleć mogła tylko jedna osoba z całej naszej kompani, powinien być to właśnie on.
Wiem, że jesteś mi przyjaciółką, Gosiu. Wiem chociaż tyle, z tym większym uporem będę się zatem tego trzymał. Pomyliłem się tragicznie przy ocenie Marcusa, Delię kosztowało to życie, choć sam po zapoznaniu się z braćmi Chernov udowadniałem Ci, że tak dobrze znam sie na ludziach. Podobieństwa najwyraźniej się przyciągają.
Zdaje mi się, że niekoniecznie w tej kolejności, ale przy spotkaniu obiecuję obecność pełnego zestawu. Czy Twoje gusta co do herbaty nie uległy zmianie przez te lata?
Wyczekuję niecierpliwie dnia, gdy list zamienimy na rozmowę w cztery oczy, i ani przez chwilę nie wątpię, że takowy nadejdzie.
Składam Królowej wyrazy oddania
Hugo Rosenthal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz