niedziela, 20 marca 2022

Od Antaresa cd. Hugona

Antares nie lubił, gdy rzeczy nie były takimi, na jakie wyglądały, gdy ludzie nie mówili wprost, o co im chodzi, ani gdy trzeba było grać i udawać coś, co nie było prawdą. Nie zamierzał się jednak nad tym roztkliwiać - narzekanie na to, czego nie potrafił zmienić, nie leżało w jego naturze. Miał tylko nadzieję, że ów mag, o którym opowiadał im burmistrz, okaże się człowiekiem o dobrych i szczerych intencjach. Nawet, jeśli wypowiadał swoje zdanie ostrożnie, rycerz miał nadzieję, że jest to spowodowane ostrożnością i skromnością w kwestii oceny własnych kompetencji, zaś tacy ludzie robili na Antaresie dobre wrażenie. Szczególnie, gdy spośród znanych mu magów ani jeden nie cechował się choć śladowymi ilościami skromności, zaś wiara we własną nieomylność i umiejętności przyćmiewała swą wielkością całe pasma górskie.
— Pora jeszcze nie jest niestosowna — zauważył rycerz, gdy wraz z Hugo zbliżali się do siedziby owego Drasiusa.
— Jeszcze — westchnął mykolog. — Zobaczymy, czy nasz czarodziej też tak uważa. I czy jest raczej nocnym markiem, czy rannym ptaszkiem.
Antares zastukał do drzwi - dźwięk odbił się echem we wnętrzu domu.
— Mam nadzieję, że raczej to pierwsze — powiedział, czekając, aż gospodarz pojawi się przy drzwiach.
Czuły słuch rycerza wychwycił jakiś ruch po drugiej stronie. Przez chwilę ktoś za nimi stał, może nasłuchiwał, może się namyślał. W końcu zasuwka kliknęła, drzwi uchyliły się, ukazując wąski przesmyk w którym widać było część twarzy czarodzieja. Łańcuch - zapobiegliwie został.
— W czym mogę pomóc? — spytał mag, przebiegając wzrokiem między Hugo i Antaresem. Wąski pasek między drzwiami i framugą był zbyt mały, by stwierdzić, czy strój mężczyzny to koszula nocna, czy też czarodziejska szata.
— Nazywam się Hugo Rosenthal, towarzyszy mi sir Antares — Hugo wskazał dłonią, Antares skinął głową — przybyliśmy, gdy burmistrz Konstanty Salkauskas zwrócił się do Gildii Kissan Viikset z prośbą o pomoc w sprawie czegoś, co zalęgło się w lesie.
Mag skinął głową, nie odezwał się, wciąż nie spuszczał wzroku z Hugona. Mykolog kontynuował:
— Burmistrz pokierował nas do pana w tej sprawie - mówił, że jest pan zaznajomiony z kwestią i może nam pomóc.
— Drasius wystarczy — odpowiedział ostrożnie. — Nie wiem, czy byłbym w stanie powiedzieć cokolwiek więcej, niż burmistrz.
— Niemniej jednak chcielibyśmy zadać nieco pytań i usłyszeć twoje przemyślenia w tej kwestii.
Mężczyzna ponownie przebiegł wzrokiem między Antaresem i Hugonem, przez krótki moment nad czymś się zastanawiał.
— Dobrze. W takim razie zapraszam.
Drzwi zamknęły się na moment, Drasius zdjął łańcuch, ponownie otworzył drzwi - tym razem szerzej - wpuszczając niezapowiedzianych gości do środka.
Hugo zerknął przelotnie po przedpokoju, gdy obaj z Antaresem odwieszali płaszcze na wieszaki, następnie zaś obaj mężczyźni dali się poprowadzić głębiej, do salonu.
Antares spodziewał się, że dom czarodzieja będzie nieco bardziej… czarodziejski. Że tu i tam będą chociaż wisiały jakieś dekoracyjne, mieniące się ozdoby, może na ścianach zawisną obrazy, zaś każda wolna ściana skryje się za biblioteczką pełną trudnych do zdobycia, opasłych książek. Jednak dom Drasiusa był boleśnie zwyczajny, wręcz nijaki, mógłby należeć do dowolnego mieszczanina.
„Taki sam patałach, jak ty" prychnął nagle mag. Antares puścił obelgę mimo uszu.
„Co masz na myśli?"
„Nie ma niczego, czego by nie używał. Widzisz? Nawet jebanej serwetki na kredensie."
„To źle?"
„To chujowo."
I tyle było z wypowiedzi tego drugiego, Antares nie wydobył z niego niczego więcej.
— Usiądźcie — powiedział Drasius, oszczędnym gestem wskazując krzesła przy stole.
Antares i Hugo usiedli, Drasius stanął z boku, skinął dłonią w stronę stojącego na blacie mebla świecznika, na knotach pojawiły się niewielkie płomyki. Światło spłynęło ze świec, oświetliło część twarzy mężczyzny, kryjąc większość wśród kanciastych cieni. Bardziej oślepiając gości, niż oświetlając pomieszczenie. Mag, jakby nieświadomy tego faktu, zwrócił się w stronę gildyjczyków, oparł biodrem o komodę i skrzyżował ręce na piersi. Nie poczynił żadnego gestu, by przynieść sobie siedzisko z innego pomieszczenia, nie zaproponował herbaty ani niczego innego. Po „poczęstunku" u burmistrza Antares nie miał mu tego za złe, choć trzeba było przyznać, że zachowanie mężczyzny było nadzwyczaj… chłodne.
— Co burmistrz wam opowiedział? — zaczął od pytania.
— Ta rozmowa może nieco zająć — zauważył Hugo, w powietrzu zawisła niewypowiedziana sugestia: Może przynieś sobie chociaż stołek?
Drasius machnął zbywczo dłonią, wpatrzył się w mykologa. Czekał. Hugo westchnął, pokrótce streścił to, czego dowiedzieli się wraz z Antaresem od Konstantego.
— Dobrze, że burmistrz postanowił udać się po pomoc do kogoś spoza miasta. Mamy tu pewne siły, ale — westchnął, uciekł wzrokiem gdzieś w bok — są przygotowane do tego, by radzić sobie z problemami w mieście. Nie poradzą sobie z tym, co zalęgło się w lesie.
— Masz jakieś podejrzenia, co to może być? — spytał Antares.
Drasius przechylił głowę, nie odpowiedział od razu.
— Możliwe. Ale powiedzcie mi najpierw, czym oboje się zajmujecie. Działalność Gildii jest mi pobieżnie znana, jednak nie jestem na tyle zaznajomiony, by wiedzieć, co dokładnie leży w kompetencjach każdego z jej członków.
Hugo przelotnie zerknął na Antaresa, ale opowiedział pokrótce o ich profesjach. Z twarzy czarodzieja niewiele dało się wyczytać, kładące się na niej światło świecy skutecznie maskowało wyraz oczu. Mag wydawał się jednak skupiony na słowach, co jakiś czas kiwał głową, przechylał ją, albo zadawał krótkie pytania. Na koniec utkwił spojrzenie w rycerzu.
— Nie chcę, by moje pytanie zabrzmiało niestosownie, jednak chętnie dowiedziałbym się, jakie jest twoje doświadczenie z… — Zawiesił na moment głos, przez chwilę szukał odpowiednich słów. — Z istotami niebędącymi ludźmi. Z magicznymi bestiami, jeśli można to tak nazwać.
Antares przywołał historię z wiwerną i golemem - te dwa przypadki stanowiły tak naprawdę całe jego doświadczenie w kwestii radzenia sobie z magicznymi istotami. Rycerz doszedł do wniosku, że o coś takiego pyta go czarodziej, że chodzi mu o dowiedzenie się, czy Antares byłby w stanie w razie czego zabić coś groźnego. Słowo „rycerz" kojarzyło się niektórym z ruszaniem z kopią na smoka, innym zaś z pełnymi przepychu turniejami, zaś po Drasiusie trudno było powiedzieć, do której kategorii należy.
I choć Antares miał przecież też do czynienia z jeszcze jednym „magicznym stworzeniem" - historia Lily, Jespera i Adama wciąż była żywa w jego pamięci - tej historii postanowił nie przywoływać w rozmowie. Drasius zaś nie spuszczał z niego wzroku, na koniec pokiwał głową, jakby rozmyślając o czymś.
— A więc zarówno magiczna bestia, jak i coś stworzonego ludzką ręką. Rozumiem… — Przeniósł swą uwagę na Hugona. — Co skłoniło Mistrza Teroise, by na wezwanie burmistrza wysłać właśnie mykologa?
I chociaż Drasius miał pełne prawo wiedzieć, jakie są kwalifikacje obu mężczyzn, a także dowiedzieć się, czym podzielił się z nimi Konstanty, Antares miał dziwne wrażenie, że cała rozmowa z magiem nie przypomina rozmowy, tylko raczej przesłuchanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz