sobota, 12 marca 2022

Od Billy`ego, CD. Weroniki

Billy lubił wiedzieć wiele rzeczy. Wiedział, po której stronie łóżka starszy pan historyk trzymał kapcie. Gdzie Irina chowa najlepsze kawałki ciastka, które wystawia w kilku różnych miejscach na odsłoniętych talerzykach. Kiedyś nawet może domyśli się, że starsza babcia wystawia je celowo, właśnie dla biednych, rozrzuconych po terenie gildii głodnych słodyczy członków. Wiedział też zawsze, kiedy wstanie i zajdzie słońce, która gwiazdka zalśni pierwsza na niebie i jaki kwiatek potrzebuje nieco więcej wody, a kurka przytulenia.
Nie wiedział jednak, co zrobić z tą pokraczną istotą, która zdawała się być bardzo jemu podobna. Tak samo zagubiona, gdy otaczały ją same nieprzyjemne barwy. Z własnego doświadczenia pamiętał, że taki osąd przykuty do głowy ciężko samemu odegnać. Nawet teraz, gdy syknęła jak koty, z którymi ciężko było się Billy`emu zaprzyjaźnić i wydała kolejne odgłosy, które już brzmiały dużo normalniej. Jak te u Cali, gdy wieczorem wypije zbyt dużo gorzkich, niesmacznych mieszanek, które powtarzała mu, że są tylko dla starszych.
— Głodna, głodna. — Spojrzał na kierunek palca istoty, z przerażeniem orientując się, że wskazała na Koko. — Jedzenie, dla mnie. Dla Weroniki. — Pokręcił głową, mocniej ściskając kurę do piersi i naburmuszył się widocznie. Nie do końca rozumiał, o co chodziło, ale miał przeczucie, że o nic, z czego byłby zadowolony.
— Dla ciebie. — Spojrzał z zainteresowaniem to na białowłosą, to na kota. — Dla was. Razem jeść, jak rodzina.
Opuścił kurkę na bok, ale nadal trzymał ją jedną dłonią. Wyrywała się przy tym i gdakała przestraszona jego nagłymi ruchami, do których nie była przyzwyczajona. Zastanowił się przez chwilę, zanim pstryknął palcami i odesłał kurkę do kurnika. Rzadko udawało mu się poprawnie wykonać to dziwne coś, częściej, gdy chodziło wyłącznie o niego i robił to wówczas nie świadomie, ale miał nadzieję, że Koko dotarła w całości do swojej ulubionej części słomy.
Dopiero wtedy zmarszczył brwi. Wydawało mu się, że drgnęła, jakby w pogoni za kurką i pocieszył się, że rozstał się z Koko wyłącznie w ramach wyższych okoliczności. Właśnie poznawał w końcu nową przyjaciółkę, której zamiarów jeszcze nie był świadomy. Sprawę należało wybadać uznał i poczuł się jak dekektyw. Dektyw? Detekdyd? Jak ktoś z książki, którą czytał mu poprzednio historyk, a ten ktoś rozwiązywał zagadki.
— My jeść. — Wskazał nieporadnie dłonią najpierw na siebie, potem na białowłosą. — Wspólnie. Irina. Ciastko — spróbował wytłumaczyć, ale język plątał mu wszystkie słowa, które chciał przekazać swojemu rozmówcy.
— Jeść — powtórzyła za nim zgodnie białowłosa, kiwając głową i łypiąc wzrokiem na kota.
— Tego nie jeść — powiedział w rozżaleniu, stukając palcem w ciało. — Cervan. Cervan być zły. Igi też. — Wydął w zamyśleniu usta, szukając sposobu, żeby lepiej się porozumieć z Weroniką. — Ciasto — powtórzył kilkukrotnie. — Irina. Ciasto. To jeść. Ziemniaki. Marta jeść — kontynuował z czystą zachętą, zanim do głowy wpadła mu okropna myśl. — Nie jeść Marta. Jeść ziemniaki — wykrzyknął po chwili dla pewności, żeby nie wpakował miłej pani w kłopoty.
— Billy — przedstawił się w końcu, klepiąc się po głowie. — Ty? — Wskazał na kobietę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz