piątek, 25 marca 2022

Od Mattii - Dla Czarodziejki

Małe, wiejskie Tirie, miało swój niezaprzeczalny, rustykalny urok. Okolice Gildii tchnęły jakimś rodzajem spokoju i bezruchu, który pozwalał duszy odpocząć, zaś umysłowi - skupić się na tym, co najważniejsze. Mattia doceniał możliwość takiego „zatrzymania się", przecież każdy tego czasem potrzebował. Jednak choć sama siedziba Gildii obfitowała w interesujące osobowości, po pewnym czasie dni zaczynały zlewać się dla niego w jedno, podszyte nudą pasmo.
Podróże również miały w sobie pewien urok - przewijające się miarowo widoki, coraz to nowe miejsca, inni podróżni. Początkowo każdy dzień przynosił coś innego, przypominał przygodę, stawał się ciekawą opowieścią. Ale po pewnym czasie i podróż zaczynała robić się nużąca - codzienne, wczesne wstawanie, cały dzień w siodle, potem nocleg w przypadkowym miejscu, monotonne, niezbyt wymyślne jedzenie.
Jedynym miejscem, gdzie Mattia nigdy nie znał nudy, było miasto. Najlepiej duże, kosmopolityczne, różnorodne - w mieście bez przerwy coś się działo. Mężczyzna przypominał sobie o tym za każdym razem, gdy los rzucił go akurat gdzieś poza Tirie, a przystanek w podróży wypadał właśnie w mieście. Nazwisko sprawiało, że astrolog zawsze znalazł kogoś, kogo warto było odwiedzić, zawsze znalazło się też interesujące miejsce, gdzie można było spędzić nieco czasu, porozmawiać, dowiedzieć się tego i owego. Dla Mattii miasto było niczym żywy organizm, a studiowanie go zdawało się zajęciem na całe życie.
Soria zawsze mu się podobała - te charakterystyczne, marmurowe frontony budynków miały w sobie uniwersalne piękno i grację, cieszyły oko bez względu na porę roku. Harmonijne elewacje przepływały na podobieństwo chmur gonionych po nieboskłonie, gdy Mattia szedł wraz z Isidoro wzdłuż ulicy. Marcowe słońce odbijało się w zmytym deszczem bruku, resztki zastałego, brudnego śniegu znikały już z zacienionych miejsc. W powietrzu czuć było nadciągającą szybko wiosnę.
Obaj astrologowie przeszli jeszcze kawałek, a następnie skręcili, kierując swoje kroki w stronę jednego ze sklepów. Mattia otworzył drzwi, zdjął kaptur, zadzwonił niewielki, mosiężny dzwoneczek. Jeden z subiektów pojawił się zaraz przy astrologu, powitał uprzejmym ukłonem, odebrał płaszcze od niego, i od Isidoro.
Pracownia krawiecka leżąca w samym centrum stolicy, z widokiem na Teatr i najbardziej reprezentacyjne budynki, różniła się od podobnych przybytków wygodą i podejściem do klienta. Pod ścianami stały rzędy płytkich, wąskich półek, prezentujących próbki przeróżnych, najczęściej drogich materiałów. A nuż kładące się w zwojach muślinu światło słońca przyciągnie wzrok? Pomoże podjąć decyzję, z jakiego materiału zażyczyć sobie sukienki, by na kolejnym balu rzucić wszystkich na kolana?
Tu i tam, wśród próbek materiałów, ustawiono porcelanowe lale. Kruche zabawki zastygły w zabawnych pozach, a ich fantazyjne stroje, dużo staranniej wykonane, niż szyto ubrania dla lalek, stanowiły dowód kunsztu pracujących tutaj krawców. A także - inspirację dla klientów. Bo stroje lalek zmieniały się równie szybko, co panująca na salonach moda.
Stojący za ladą krawiec - starszy, łysiejący mężczyzna z okularami zsuwającymi się z garbatego nosa - powitał Mattię i Isidoro, gdy mężczyźni podeszli bliżej.
— Zamówienie jest już gotowe, proszę chwilę zaczekać.
To mówiąc, zniknął na zapleczu, a gdy wrócił, trzymał w dłoniach niewielkie pudełko.
— Proszę spojrzeć i ocenić.
Krawiec otworzył pudełko, wyjął przedmiot i ułożył na atłasowej poduszce, prezentując swój wyrób.
Krótka, wąska obróżka, mieniła się w świetle kaskadą barw. Od łagodnego różu, w jaki firmament oblekał się wczesnym wieczorem, aż po głęboką, usianą blaskiem gwiazd czerń nocy. W zależności od tego, pod jakim kątem patrzyło się na obrożę, taki skrawek nieba się widziało. Mattia podniósł przedmiot, obejrzał z uwagą sprzączkę, przesunął palcem po wewnętrznej wyściółce. Była miękka, zaś sprzączka trzymała mocno, nie wydawała żadnego dźwięku, gdy astrolog na próbę zapiął obrożę, obrócił ją w dłoni i potrząsnął. Krawiec potarł dłonie.
— Uszyta według projektu pana hrabiego - mam nadzieję, że spełnia wymagania.
Mattia popatrzył na mężczyznę, przywołał na twarz uśmiech.
— Ależ oczywiście - jest bardzo piękna. Dokładnie taka, jakiej sobie życzyłem.
Krawiec odpowiedział uśmiechem, schował obróżkę z powrotem do pudełka, pudełko zaś przewiązując ozdobną wstążką. Prezent był gotowy.
A przynajmniej tak się Mattii wydawało.
Isidoro stał u jego boku, uśmiechając się enigmatycznie.


Salon barona Marfonta tonął w kocich motywach. Jasne, pastelowe pomieszczenie, udekorowano licznymi obrazami przedstawiającymi koty - bawiące się, wylegujące wśród zieleni trawy, chadzające własnymi ścieżkami. Przeszklona komoda zamykała w sobie porcelanowe figurki przedstawiające koty, znalazło się też kilka okazów w drewnie i mosiądzu, oraz garstka egzotycznych kotków, które baron Marfont najpewniej otrzymał w podarku od kogoś, kto więcej i dalej podróżował.
Mattia siedział wraz z Isidoro na jednej z kanap, w dłoniach obu astrologów kołysały się filiżanki z herbatą. Filiżanki - oczywiście w kotki. Tak samo, jak i patera ze słodkimi ciasteczkami, którymi częstował wyraźnie zafrasowany baron.
— Nie wiem, co mam zrobić, chodzi przecież o moje kocięta — powiedział mężczyzna, wypowiadając ostatnie słowo równie czule, jakby chodziło o dzieci. Pokręcił ze zrezygnowaniem głową. — Gdybym wiedział, że baronowa Beckett nie chce kotka dla siebie, ale dla swojej, pożalcie się bogowie, siostrzenicy, nigdy bym się na coś takiego nie zgodził. A teraz nie mogę jej odmówić! Jestem jej winien przysługę, nie mogę się już wycofać!
Mattia westchnął ze smutkiem, w zamyśleniu obrócił filiżanką.
Baron Marfont, zapalony hodowca kotów, wszystkie swe kocięta traktował niczym najcenniejsze skarby i pilnował, by nie trafiały do domów, gdzie nie czekałoby ich nic dobrego. Baronowa Beckett lubiła zwierzęta, choć uczucia te nie równały się swą mocą pasji Marfonta. Ale jej siostrzenica znana była w towarzystwie jako rozkapryszone, grymaszące dziecko, które zbyt szybko nudziło się wszystkim, za co się zabrało. Mattia miał przeczucie graniczące z pewnością, że jeśli siostrzenica dostanie w prezencie kotka, biednego zwierzaka czeka życie wypełnione ciągnięciem za ogon i strojeniem w niewygodne, batystowe sukieneczki.
Mattia chciał wtrącić coś o tym, że to faktycznie bardzo przykra sytuacja - cierpienie zwierząt zawsze poruszało jakieś struny w jego sercu, ale to Isidoro odezwał się jako pierwszy.
— Mattia może pomóc w tej kwestii.
Nie wiadomo, kto był bardziej zaskoczony - baron czy sam Mattia. Ten ostatni spojrzał na brata, poprawiając się na kanapie.
— W pełni rozumiem obawy barona i głęboko z nimi sympatyzuję, jednak nie jestem do końca pewien, jak mógłbym pomóc. Musisz mnie oświecić w tej kwestii, Isidoro.
— Jesteś hrabią, Mattia. Jeśli poprosisz o kotka, baron będzie musiał ci go dać — wyjaśnił młodszy z braci, zaś Mattia uniósł brwi w niedowierzaniu, filiżanka w dłoni niebezpiecznie się przechyliła.
Isidoro miał rację - wyższy tytuł szlachecki dawał Matii pewne pole manewru w kwestii wymagania od innych przeróżnych przysług - mógł im skutecznie związać ręce swoimi zachciankami. Będąc człowiekiem dobrze wychowanym i o łagodnym sercu, Mattia nie uciekał się do tego typu wybiegów, jednak teraz… Astrolog zerknął na brata.
— To dość siłowe rozwiązanie. Od kiedy zrobiłeś się adwokatem siłowych rozwiązań?
Isidoro nie odpowiedział. Siedział, uśmiechając się enigmatycznie, z dłońmi wsuniętymi w rękawy. Mattia doszedł do wniosku, że brakuje mu fajki wodnej albo podkręcania wąsa.
— Niemniej jednak… — astrolog zawiesił głos, zastanowił się.
Gdyby po prostu zażyczył sobie kotka od barona, ten niespecjalnie mógłby mu odmówić, zaś gdyby Marfont zwalił całą winę na kaprysy hrabiego, wytłumaczyłoby go to przed baronową Beckett. Mężczyzna patrzył z nadzieją na astrologa. Mattia odpowiedział mu uśmiechem.
— Mam pewną osobę, której chciałbym sprezentować kotka - ręczę, że pierwszorzędnie się nim zajmie. I byłoby mi bardzo miło, gdyby kotek ten pochodził z hodowli barona.
Baron rozpromienił się.
— Hrabiemu się nie odmawia.


Marcowy dzień nadszedł - słońce przegoniło resztki chłodu, a w powietrzu czuć było już tylko wiosnę. Zieleń wybuchła z dnia na dzień, nie wiadomo skąd wychynęły żółte łebki mleczy. Wiosna przychodziła przecież co roku, jednak mimo to jej nadejście wywoływało w sercu Mattii tą samą radość.
— Jesteś kotkiem, czy pluszakiem? — spytał Mattia obserwując, jak kot radośnie zwija mu się w kłębek na kolanach. Mężczyzna westchnął, pogłaskał czarny łebek. Kotek - zaczął mruczeć, przymykając oczy. — Ale nie idź jeszcze spać.
To mówiąc astrolog wydobył obróżkę z pudełka, ostrożnie zapiął ją na szyi kota i wsunął palec pod materiał upewniając się, że jest wystarczająco luźna. Kot zdziwił się nieco, miauknął w zaskoczeniu, ale niemal natychmiast stracił zainteresowanie nowym elementem swego „ubioru". Zainteresował się za to koronkowym mankietem koszuli hrabiego. Mattia w ostatniej chwili cofnął materiał spoza zasięgu kocich łapek.
— I hop, do koszyka.
Czarny kłębuszek popatrywał na Mattię z gniazda uwitego z koców i miękkich szmatek, którymi astrolog starannie wyścielił wnętrze koszyka. Ozdobna obroża ładnie prezentowała się na tle ciemnej sierści - kotek wyglądał w niej bardzo szykownie. Następnie astrolog wstał i wraz z koszykiem - udał się do biblioteki.
Reannon siedziała w jednym z foteli, leniwie przewracając kolejne strony czytanej książki. Uchylone okno wpuszczało do środka łagodny powiew wiatru, przełamywało biblioteczną ciszę odległym, ptasim trelem. Czarodziejka podniosła wzrok znad książki, uśmiechnęła się na widok Mattii. Jej spojrzenie zaraz skupiło się na niesionym przez niego koszyku.
— Co tam masz?
— Prezent. Dla ciebie. — Mattia podszedł bliżej, wyciągnął koszyk w stronę Reannon. Spomiędzy koców wydobyło się zaciekawione miauknięcie. — Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o tym, że chciałabyś mieć jakiegoś zwierzaka? W końcu stanęło na tym, że kot byłby dobrym towarzyszem dla czarodziejki, więc pomyślałem, że ładna obroża byłaby dobrym pomysłem, ale… — Astrolog zerknął na kotka, który postanowił wygramolić się z koszyka prosto w objęcia czarodziejki. — Ale widzę, że przeznaczenie miało nieco lepszy pomysł. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Rean.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz