czwartek, 3 marca 2022

Od Madeleine - Słodko gorzka prawda I

    Życie w obecnych czasach nie było takie łatwe. Z całą pewnością nie można go było nazwać sielanką. Szczególnie dla osób urodzonych w chociaż odrobinę wyżej postawionych rodzinach. Ich życie nie było usłane różami. Ciągłe wzloty i upadki. Kłamstwa. Intrygi. Walka o pieniądze. Zdobywanie coraz wyższej pozycji w hierarchii. Ustawianie życia. To norma dla takich ludzi. O tym, jak trudne to wszystko może być, Madeleine dowiedziała się, mając zaledwie czternaście lat. To właśnie wtedy naprawdę zrozumiała, co oznacza nienależenie do zwykłego pospólstwa. To właśnie wtedy Samantha – jej matka – zaczęła powoli wprowadzać ją w “świat dorosłych”. W świat, gdzie liczy się tylko majątek i status społeczny. Miłość? Przyjaźń? To wartości, których z całą pewnością tam nie znajdziesz. Już dawno odsunięto je na bok, wyparto się ich. W dzień urodzin dziewczyny pierwszy raz w ich domu pojawił się pewien mężczyzna. Do tej pory niemalże całkiem obcy jej. Miał on wówczas trzydzieści siedem lat. Długie, rude włosy. Gęsta, zadbana broda. Idealna postawa. Obojętna twarz. Fajka, z którą praktycznie nigdy się nie rozstawał. Nienaganne maniery. To były cechy charakterystyczne, znaki rozpoznawcze okolicznego lorda. Każdy w okolicy go znał, chociażby ze słyszenia. Mae także. Chociaż dopiero teraz mogła ujrzeć go pierwszy raz na własne oczy. Inaczej sobie go wyobrażałam. Przedstawił się jako Nicolas Derell. Ucałował jej dłoń i zaczął niewinną rozmowę o niczym konkretnym. Zadawał proste pytania typu: jak idzie jej nauka czy też czym się interesuje. W międzyczasie Samantha, która dotychczas stała obok mężczyzny, ulotniła się. Chciała zostawić ich samych, aby mogli się lepiej poznać. Aby Madeleine mogła już zacząć przyzwyczajać się do lorda. Do jego obecności w jej życiu. Jednak wszystko to miał swój cel. Robiła to po to, aby jej plany mogły się powieść. Już dobre kilka lat temu zawarła umowę z Nicolasem. Madeleine miała zostać mu poślubiona w momencie ukończenia osiemnastego roku życia, a następnie w ciągu dwóch lat miała zapewnić mu potomka. Tak. Samantha zdążyła już zaplanować całe życie dziewczyny, nie przejmując się kompletnie jej zdaniem, uczuciami. Zdanie męża także ją nie obchodziło. Ona wiedziała swoje i tyle. Podczas samego spotkania czternastolatka sama nie była pewna, jak powinna się zachowywać. Niby coś tam wiedziała o różnych ustawianych związkach i tym podobnych rzeczach. Jednak nie do końca rozumiała to. Nie potrafiła pojąć, dlaczego tak się dzieje. Także nie wyobrażała sobie, że sama miałaby kiedyś stanąć w takiej sytuacji. Cały czas w głowie miała opowieści ojca. Często był tam motyw miłości. Pięknej miłości. Dwójka ludzi zakochująca się w sobie, dbająca o siebie i będąca szczęśliwym razem. To było to, czego pragnęła w przyszłości. Dlatego też kompletnie nie podejrzewała, że już została wplątana w ustawiane małżeństwo, że mężczyzna przed nią miał zostać w przyszłości jej mężem.

    W taki sposób powoli płynął czas. Mijały miesiące, a Nicolas powoli stawał się stałym elementem życia dziewczyny. Pojawiał się na obiadach rodzinnych. Spotkaniach różnego rodzaju. Czasami Madeleine nie potrafiła powiedzieć, w którym momencie pojawił się w ich domu, a w którym znikał, jeżeli w ogóle znikał. Można powiedzieć, że wszystko układało się wręcz idealnie po myśli Samanthy. Jednak pewnym problemem była sama dziewczyna. Ku niezadowoleniu matki, Mae nadal wierzyła w ideę pięknej miłości i pragnęła kiedyś jej zaznać. Nie akceptowała, nie przyjmowała do świadomości, że mogłaby kiedyś ożenić się z Nicolasem. Dla niej mężczyzna był po prostu znajomym rodziców. Nie potrafiła zbytnio się do niego przekonać. Miała wrażenie, że było w nim coś fałszywego. Dlatego też raczej starała się go unikać – co nie było łatwe ze względu na jej matkę. Jeżeli już musiała przebywać w jego towarzystwie, to przybierała maskę. Udawała, że wszystko jest okej, chociaż w głębi duszy pragnęła być gdzie indziej albo chociażby dowiedzieć się skąd to poczucie niepokoju. Co tak naprawdę skrywa lord. Dlaczego czuje, jakby było w nim coś fałszywego i czego to dokładnie dotyczy. A może to tylko ona przesadzała? Może wyolbrzymiała wszystko i wymyślała? Wolała o tym nie myśleć. Na szczęście w tym czasie miała coś, dzięki czemu mogła odciągnąć myśli od tego wszystkiego. Śpiew i gra na lutni. Co prawda początkowo do nauki gry na instrumencie zmusiła ją matka. Jednak dość szybko z niechcianego obowiązku stało się to pasją. Przestało przeszkadzać jej to, że Samantha kazała jej całe dnie siedzieć i ćwiczyć. Odkryła, że kocha muzykę i tworzenie jej. Dlatego też była to dla niej niemała przyjemność. Także dzięki temu udało jej się w wieku piętnastu lat poznać swego najlepszego przyjaciela. Trzy lata starszego Lucasa. Był to syn jej nauczyciela gry na lutni. Pewnego dnia wraz z ojcem pojawił się na zajęciach i wtedy wszystko się zaczęło. Może i nie był on jakoś bardzo otwartą osobą. Raczej początkowo trzymał dość spory dystans w stosunku do dziewczyny. Jednak wkrótce udało im się dogadać. Z czasem stali się wręcz nierozłączni. Mimo wielu różnic traktowali się jak rodzeństwo i jedno było w stanie wskoczyć w ogień za drugim. Wspierali się nawzajem we wszystkim. Z każdym problemem Mae wolała chodzić tylko do niego. Co prawda mogłaby jeszcze mówić o wszystkim ojcu, z którym miała naprawdę dobre relacje. Jednak bała się, że wtedy matka jakimś cudem szybciej się dowie i że będzie z tego jeszcze więcej problemów. Dzięki temu wszystkiemu czas mijał jej trochę milej. Co prawda Nicolas nadal był stałym bywalcem w jej domu, ale nie musiała zmagać się z tym sama. Miała Lucasa i muzykę. Dzięki temu jakoś dawała radę. Szczególnie po tym, jak przyjaciel uświadomił jej, w jakiej faktycznie jest sytuacji. Ówczesny osiemnastolatek pewnego dnia na spokojnie usiadł z Madeleinie i zaczął jej wszystko tłumaczyć. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że ona też faktycznie została wplątana w ten dziwny zwyczaj ustawianych małżeństw, które istniały po to, aby powiększyć majątek rodziny i zwiększyć swój status, stanąć na wyższym miejscu w hierarchii społecznej. Chociaż jednej rzeczy Lucas nie miał siły omawiać z nią. Faktu tego, że ta nadal uważała, że znajdzie prawdziwą miłość i wtedy cała ta sytuacja się rozwiąże. Co prawda próbował wiele razy. Mówił, że świat nie jest taki prosty i nie zawsze nasze marzenia będą prawdą. Jednak ta nigdy go nie słuchała, a on sam nie miał zamiaru dłużej się męczyć. No i w ten sposób powoli mijał czas. Dni za dniami. Miesiące za miesiącami. Aż do czasu, gdy Madeleine skończy szesnaście lat. Wtedy miało się coś zmienić.

Część druga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz