czwartek, 31 marca 2022

Od Hugona cd. Antaresa

Hugo nie przepadał za przesłuchaniami. Zwłaszcza jeśli to on był stroną przesłuchiwaną i oficjalnie była to zupełnie zwyczajna konwersacja.
— Co skłoniło Mistrza Teroise, by na wezwanie burmistrza wysłać właśnie mykologa? — zapytał mag.
— Zapewne mój nieodparty urok osobisty — odparł cierpko, kompletnie ignorując ostrzegawcze spojrzenie rzucone mu przez Antaresa. W odpowiedzi uśmiechnął się półgębkiem, zmrużył oczy, wyciągnął się na krześle jak kot. Blask bijący z zapalonych świec go oślepiał, i choć w normalnych okolicznościach byłby gotów umieścić to w kategoriach zwykłego faux pas, który przytrafić mógł się każdemu i należy zbyć go machnięciem ręki, tak tu nie mógł odpędzić się od myśli, że to wszystko element jakiejś pokręconej gry. A jej reguły znał tylko Drasius. To wystarczyło, by Hugo poczuł coś na kształt irytacji, która stopniowo z „czegoś na kształt” stawała się irytacją pełnoprawną.
Sprawa oczywista, Hugo nie zamierzał godzić się na taki rozwój sytuacji. Ujął świecznik w dłoń, odsunął go nieco dalej: ciepły blask obrzucił teraz nieco lepiej sylwetkę maga, kanciaste cienie zastąpił nieco łagodniejszymi, nawet jeśli dalej czaiły się w zakamarkach jego twarzy, której wyrazu wciąż nie dało się jednoznacznie odgadnąć. Ale to musiało wystarczyć, jadownik pustym gestem dłoni przeprosił.
— Doprawdy — Drasius uniósł brew, a mykolog jedynie wzruszył ramionami. Nie miał zamiaru się tłumaczyć.
— Nie, ale byłoby miło — wyprostował się na krześle, zdecydował się wreszcie przybrać bardziej rzeczowy ton, bowiem skoro mag najwyraźniej nie był w nastroju na przekomarzanie się ani chętny do przełamania pierwszych lodów swobodną pogawędką, zielarz zamierzał podjąć bardziej drastyczne środki i innym sposobem poradzić sobie z dzielącym ich dystansem, choćby miał każdy kawałek muru skuwać dłutem. — Do gildii dotarły informacje, iż Murkymeadow atakują istoty, których natury nie udało się ustalić. Towarzyszy mi zatem kolega, którego miecz poradzi sobie z każdą biologiczną zagadką — wskazał na rycerza — a moim zadaniem jest rozwikłać, dlaczego las się obraził, i czy możemy przeprosić.
— Biologiczna zagadka — podchwycił mężczyzna, obrzucił gildyjczyków badawczym spojrzeniem. — Jak rozumiem, natura obróciła się przeciwko nam?
— Trudno nam w tym momencie powiedzieć cokolwiek pewnego — spłynął z tematu, spróbował skierować go na odpowiednie tory. — Przyszliśmy, bo zapytać o twoją opinię, Drasiusie. Przypuszczam, że zdążyłeś zainteresować się tą sprawą, a jako osoba tutejsza i światła, z pewnością masz już swoje przemyślenia, które wykraczają poza to, co powiedział nam burmistrz.
— Imponujący tok rozumowania — komplementy nie wywarły najwyraźniej na magu żadnego wrażenia, w gładkim muru nie powstała ani jedna szczelina, choć Hugonowi zdawało się, że grdyka maga drgnęła nieco mocniej.
— Liczymy zatem — kontynuował — iż zechcesz się z nami podzielić tym, co uznałeś dotychczas za interesujące. Jeśli będziemy współpracować, z całą pewnością uda się szybciej rozwiązać problem.
— Są już ofiary — dodał Antares. — Im szybciej uda się doprowadzić do rozwiązania sprawy, tym szybciej mieszkańcy będą znów bezpieczni.
Mag po raz pierwszy uniósł w górę wargi, nie był to jednak ładny uśmiech; niezbyt szczery, nawet nie krył się z tym, że nie zachęca ich do zbyt długich pogaduszek. Zdawało się, że w środku była tylko ich trójka; Hugo westchnął głęboko, ale skoro pomieszczenie tonęło w ciemności, trzymał się resztek nadziei, że gdzieś w kącie siedzi właśnie uczniak Drasiusa, który biedzi się nad jakąś magiczną włóczką, zaraz wyjdzie, a wtedy czarodziej nagle zmieni swoje podejście. Póki co, wszystko wskazywało na to, że nie zdołali przekonać go do współpracy, a im bardziej oczy zielarza przyzwyczajały się do półmroku, tym pewniejszym się stawało, że nie może liczyć na taki scenariusz:
— Nieumiejętne działanie może doprowadzić do większej liczby ofiar niż bezczynność. Nie uważam, by pośpieszne działanie bez pomyślunku było wskazane.
Hugo miał tylko nadzieję, że nie poprosi ich o prezentację swoich umiejętności, by mógł ocenić, czy są wystarczająco kompetentni, aby z nim współpracować.
— Mykologia — zaczął oględnie — jest odrębnym działem biologii. Grzyby uważane są za osobne królestwo, ale długo zaliczane były do świata roślin. Nie zgadzało się wiele rzeczy, ale na oko dało się powiedzieć, że muchomor to takie nakrapiane jabłko od złej królowej. Dla ludzi to był niezbadany świat, ich właściwości przerażały — odpowiedział podobnym, nieładnym uśmiechem na grymas Drasiusa. — Ale kiedy poświęcono im więcej uwagi, wszystko zaczęło się układać, badania ruszyły do przodu. Ale ktoś musiał najpierw zadziałać.
— A wcześniej wiele osób musiało otruć się muchomorami.
— I zjeść przepyszne kurki.
— Wątpię, by odpowiednie klasyfikacja naukowa mogła przybliżyć nas do rozwiązania sprawy.
— Żeby wygrać z przeciwnikiem, najpierw trzeba go poznać. Antaresie — tym razem zwrócił się do rycerza — czy zdarzało ci się kompletnie bez przygotowania zawalczyć z przeciwnikiem?
— Tak.
— Wygrałeś kiedykolwiek w takiej sytuacji?
— Tak — mężczyzna odpowiedział prosto z mostu, zaraz jednak odchrząknął, pośpiesznie rozwinął wypowiedź. — Ale powiedziałbym, że strategia, poznanie mocnych i słabych punktów przeciwnika są bardzo ważne. Zwłaszcza, kiedy... hmm, trzeba zmierzyć się z nieznanym.
— Żeby nie było już nieznane, otóż to! — podchwycił Hugo. Po czym zmartwiał, zdał sobie sprawę, że mag zupełnie zgrabnie poprowadził rozmowę tak, by skierować rozmowę na ich temat, o sobie nie powiedziawszy właściwie słowa.
— Obawiam się — stwierdził mag — że to, z czym przyszło się zmierzyć Murkymeadow, wykracza poza sferę muchomorów i kwiatków. Jeśli którykolwiek z was — spojrzał dłużej na Hugo — zamierza traktować to w sposób żartobliwy, prosiłbym o nieangażowanie się w sprawę.
— Zrobimy, co w naszej mocy, by pomóc miastu — zapewnił Antares, a zielarz w ślad za rycerzem pokiwał głową. Być może sekretem podejścia maga był brak sekretów, otwarte i szczere nastawienie, to jednak niezbyt podobało się Hugonowi, skoro druga strona najwyraźniej nie zamierzała odwdzięczyć się tym samym. Nawet jeśli łączył ich ten sam cel. — Ale chcielibyśmy wiedzieć, czy możemy liczyć na twoją pomoc.
— A gdybym odmówił?
— Będziemy zmuszeni działać na własną rękę.
— Choć wolelibyśmy nie rozpatrywać tego scenariusza — przyznał Hugo.
— Rozumiem — rozciągał sylaby, pozwolił blaskowi świecy przebiec po swojej twarzy. — Odnośnie scenariuszy, chciałbym mimo wszystko usłyszeć, co rycerz i mykolog sądzą na temat tego, co mogło zalęgnąć się w kniejach Murkymeadow.
Nie mógł odpędzić się od wrażenia, że wszystkie te pytania są raczej kolejnym elementem testu na nich niż faktyczną próbą dotarcia do źródła problemów. Westchnął głęboko, ale nie podjął tematu. W myślach przyznał tylko, że wszystkie stereotypy o magach nie wzięły się znikąd.
— Zastanawiałem się nad symbiozą — wyjaśnił — zdarza się, że organizmy zaczynają zachowywać się w sposób nienaturalny, jeśli przejmie nad nimi kontrolę osobnik innego gatunku. Biorąc pod uwagę doniesienia o agresywnych roślinach, byłby to przypadek zjawiska dotąd nieopisanego szerzej, ale to nie znaczy, że niemożliwego — palce zatańczyły na udzie. — Co tu dużo mówić, fascynujące i nietuzinkowe.
Hugo mimo wszystko wzruszył ramionami; nie przejmował się zbytnio swoją teorią, i wiedział, że Drasius tak samo.
— Trudno powiedzieć coś więcej — podjął Antares, gdy przyszła jego kolej. — Znamy sytuację z pośredniej relacji.
— Czy zatem nie to powinno być waszym następnym krokiem? Zamiast nachodzenia kolejnych osób?
Zielarz uznał, że jego szata najwyraźniej musiała być istotnie koszulą nocną.
— Skoro rozwinęliśmy temat naszych kompetencji, twoja kolej. Wiemy, że jesteś magiem, ale jaka jest konkretniej twoja specjalizacja?
— Biorąc pod uwagę rozgadanie Konstantego, jestem zdumiony, że nie wiecie — stwierdził sucho. Nie doczekał się jednak odpowiedzi, gildyjczycy nie zamierzali już pozwolić zboczyć mu z tematu. — Ukończyłem Defrosiański Uniwersytet Magiczny ze specjalizacją w legilmencji. Zajmuję się ponadto zagadnieniami umysłu i ducha. Gdzie leży granica między tym, co żywe i świadome, a co — zawiesił głos — niekoniecznie.
— Brzmi fascynująco — przyznał Hugo, i tym razem w jego głosie nie było ani odrobiny przekory. — Chciałbym zatem ponowić pytanie: możemy liczyć na pomoc?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz