niedziela, 27 marca 2022

Od Hugona cd. Małgorzaty

Droga Szelmo,
nie, nie spodziewałem się. Ale ucieszyłem.
Za Twoją radą, w swojej wyliczance dotarłem już do sromotnika smrodliwego, zanim wreszcie uznałem, że jestem gotów, by chwycić za pióro i zacząć kreślić skierowane do Ciebie słowa. Chciałbym powiedzieć, że pocieszam się faktem, że moja sprawa nie śmierdzi tak bardzo, jak ten grzyb, ale cóż. No cóż...
Czas mi ucieka, przestrzeń przecieka. Gdyby nie to, że ogranicza mnie skrawek papieru, chętnie napisałbym więcej na temat przybytku, w którym przyszło mi ostatnio spędzać dni. Zdaje się, że chcą nas zachęcić do pracy intelektualnej: wszędzie, gdziekolwiek nie spojrzysz, jest szaro. Szaro, szarawo, szarusieńko, od razu można rozpoznać, że znajdujemy się w Defros. Może tylko nieco ciasno: jeśli czytasz za długo wyimaginowaną książkę (skupienie jest na tyle ogromne, że nie potrzebujesz nawet materialnego egzemplarza), w końcu wzrok powinien odpocząć: skupić się na odległym punkcie, najlepiej utrzymanym w odcieniach zieleni. Sprawdzają się w tym, póki co, mundury strażników, choć od odcienia zgniłego wolę zdecydowanie turkus. Żałuję, że blok męski oddzielony jest od damskiego: chętnie znalazłbym zielony punkt w oczach którejś z tutejszych dam. Póki co jednak znajduję ciekawe obiekty w ścianie: jedna z dziur, daję słowo, przypomina precla. I to takiego wielkości mojej dłoni.
Innymi słowy, jest całkiem przyjemny, ale nie na tyle, bym chciał tu spędzić resztę swych dni, ilekolwiek ich jest mi jeszcze sądzone.
Królowo, w ostatnich dniach — miesiącach, czasach — świadomość, że gdzieś na świecie jest osoba, która wciąż nazywa mnie przyjacielem i troszczy się o mnie, jest wielką podporą. Gdyby nie Ty, w tym odrapanym kawałku przeżartej pleśnią ściany nie doszukałbym się precla, a węzła wisielca. Ale nie zamierzam być kotwicą, która pociągnie Cię na dno. Vice versa, jesteś mi przyjaciółką i nie chcę, byś tonęła w bagnie, które stworzyłem na własne życzenie. Pomysł ze strażnikiem był znakomity, niemniej boję się, że równie ryzykowny. Śmierć szlachcica nie daje pewności, że nikomu nie będzie zależeć na uciszeniu zainteresowanych sprawą. Gdziekolwiek jesteś — liczę, że w możliwie bezpiecznym i odległym miejscu — dbaj o siebie, proszę. Jestem aż nazbyt świadom mojej obecnej sytuacji. O wiele rzeczy można mnie oskarżyć, ale na tej liście nie znajduje się, i nie znajdzie, grzech niedoczynu. To nie oni będą tymi, którzy zadecydują o moim końcu, jeśli sprawy istotnie przybiorą najgorszy obrót.
Wzruszenie każe mi zatrzymać rękę, rozsądek jednak przeważa: podtrzymuję, co mówiłem o Profesorze.
Nie wierzą mi, moja Szelmo. Słowo mykologa przeciwko słowu nieboszczyka, nie chcą uwierzyć, że był zamieszany w sprawę i oskarżają mnie o krzywoprzysięstwo. Nazwisko ojca niewiele tu znaczy. Powoli sam przestaję sobie wierzyć.
Precz z moich oczu — spaliłem list. Precz z mej pamięci — słowa wyryte w sercu, powtarzane po wielokroć, nie potrzebują już papieru. Dziękuję za Twój list. Dziękuję za wszystko. Żałuję, że nie mogę powiedzieć Ci tego wprost.
Żadne z nas nie lubi pożegnań. Zamiast tego pozwolę sobie zatem mieć do Ciebie prośbę (rozzuchwaliłem się, przyznaję). Gdybyś kiedyś znalazła się w Obarii i miała chwilę, znajdź kapliczkę pod rozłożystym dębem. Jest odsunięta od głównego traktu, dość stara i nieco zbutwiała. Z tyłu zobaczysz kilka luźnych desek, za którymi schowałem dokumenty i zarodniki. Gdybym ja już miał nigdy do nich nie dotrzeć, zniszcz je.
 
Twój,
Hugo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz