czwartek, 31 marca 2022

Od Tassariona CD. Serafina

tw // na dzika polowanko

Oczywiście, że się, kurwa, mylił.
Konie, choć z trudem, z należytą ostrożnością i w chwiejnym largo, pokonały najeżony pniakami parów, dalej kierując się w głąb kniei. Idalia słusznie, nie wyczekując decyzji ze strony swego jeźdźca, podążała śladem, zauważalnie bardziej doświadczonego w dalekich wędrówkach, karosza, nieczęstymi zrywami wykręcając na boki w poszukiwaniu atrakcyjniejszej ścieżki. Cisza, przerywana jedynie końskim chrapaniem oraz okazjonalnym poruszeniem w mijanej gęstwinie, na dobre osiadła między dwójką sfatygowanych podróżników. Nadęty mag, rzadko kiedy skory do bezowocnych dyskusji i jego trupi towarzysz, w skrywanej obawie, iż dalsze kłapanie jadaczką raz jeszcze okaże się źródłem niedogodnych konsekwencji.
Zatrzymali konie pod cieniem rozrosłej wierzby, w zgodzie stwierdzając, że rozłożysty drzewostan matecznika wystarczy, by ochronić wampira przed słońcem dnia. Doprowadziwszy wierzchowce do porządku, pozostawili Idalię i Falafela przy niewielkim, leśnym strumieniu nieopodal wystających na wszystkie strony języków wierzbiny. Tassarion odtroczył od siodła stary kordelas, odtroczył również dwa, niewielkie ostrza. I choć przed wyprawą nie sądził, by łuk okazał się przydatny, pożałował obecnie swojej decyzji.
Nadąsany, przeklęty egotysta, pomyślał. Fanfaron od siedmiu boleści.
— Długo jeszcze? — Pytanie maga rozniosło się po puszczy.
Wampirze dłonie drgnęły w irytacji, w czerwonych ślepiach błysnęła iskierka gniewu. Nie odpowiedział jednak, wiedząc, że kolejne dysputy z Serafinem donikąd ich nie doprowadzą. A może po prostu się bał. Bał utraty kontroli, którą kilka godzin wcześniej czarownik odebrał mu jednym, prostym machnięciem dłoni, a na którą wampir narażał się w dalszych zwadach.
Bezszelestnie wyminął sylwetę czarnoksiężnika, zapuszczając się w zarośla zagajnika niczym wyczekująca żeru zwierzyna. Obfite w faunę nalaesiańskie lasy nigdy nie zawodziły różnorodnością zwierzostanu, pozostawiając poszczącym bestiom i myśliwym niemały wybór mięsiwa. Wampirzy głód należycie tłamsiły sarny, dziki, niekiedy jelenie oraz łosie. I choć mógł stwierdzić, że Serafin nie zasłużył na nic więcej niż wiewiórkę, czy prostego szaraka, brak łuku oraz strzał wiązałby się jedynie z całkowitym rozchlastaniem cielska jego drobnej zdobyczy.
Całe szczęście, umiejętności myśliwskie nie były czymś, bez czego nie mógł się obejść. Wampirza forma pozwalała na silniej, pozwalała na szybciej, sprawniej, mocniej. Dlatego też nie potrzebował wiele czasu, by wrócić do swego towarzysza, rzucając mu pod stopy młodą, lecz zdecydowanie wystarczającą dla jednej osoby, lochę. Schludne, proste cięcie na gardzieli, choć niemal niewidoczne, zdradzała umorusana krwią sierść na głowiźnie zwierzyny.
— Jesteśmy kwita — mruknął lodowato wampir, rozsiadając się obok maga.
Serafin ściągnął brwi, kątem oka zerknął w stronę dziczyzny.
— Chyba kpisz — odparł krótko, odwracając wzrok.
— Miałem upolować, upolowałem.
Tassarionowi odpowiedziała cisza. Cisza, której nie mógł dłużej znieść.
Nam wystarczają krwiste steki. Przykro mi, że nie spełniają one twoich oczekiwań.
Czując na swej sylwetce spojrzenie Serafina, skrzyżował ręce na piersi, odwrócił głowę, przypominając tym samym naburmuszonego smarkacza. Czarnoksiężnik przewrócił rozczarowany wzrok na martwą lochę, zaraz powracając oczyskami do swego towarzysza.
— Zrób użytek ze swoich rzeźnickich umiejętności. Oddziel mięso od kości, pozbądź się wnętrzności — westchnął ze zrezygnowaniem Serafin. — Do czego to doszło, żebym musiał wampirowi tłumaczyć jak się obchodzić z martwym ciałem.
Siwowłosy zerknął kątem oka na drugiego mężczyznę, chcąc się upewnić, czy to wszystko nie jest po prostu podłym, lecz marnym dowcipem. Serafin jednak ni drgnął. Mag mówił całkowicie poważnie.
— Nie ma mowy. Nie, nie ma mowy.
Tassarion podniósł się na równe nogi, zrobił krok w tył. To, czymkolwiek to było, przywodziło na myśl zbyt wiele palących wspomnień. Wspomnień, które wampir preferował pozostawić w przeszłości.
— Jesteś pierdolonym magiem. Machnij rączką i wyczaruj sobie zastawę.
Odpowiedzi brak. Tassarion zaorał czubkiem buta w wilgotnym piachu.
— Mógłbyś chociaż rozpalić ognisko, pstryknąć palcami — kontynuował w swej chaotycznej paplaninie, czując rosnący w piersi ucisk. Przeklął cicho, zaciskając dłonie w pięści, dodając szeptem: — Nie jestem twoim... sługą. Nie jestem niczyim sługą.
Cisza. Serafin, w zupełności niezainteresowany nagłym wzburzeniem swego towarzysza, przyglądał się złotym szponom, odbijającym się w nich smugach księżycowego światła. Tassarion pokręcił głową, spojrzenie wampira posmutniało.
I wziął się do roboty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz