czwartek, 31 marca 2022

Od Małgorzaty cd. Calithy

― Gosiu z tobą to zawsze, a w dodatku i wszędzie.
Guzik rozpiął się sam, oczywiście bez pomocy. Małgorzata litościwie postanowiła nie zauważyć wędrującej po jej ramieniu dłoni, równie litościwie i wspaniałomyślnie nie dostrzegła, kiedy rzeczona dłoń błądzi w okolicy dekoltu. Odwróciła wzrok, zajmując go tym, co widziała ponad ramieniem Calithy. Sterta siana, ściana boksu, przejście do siodlarni. Podobał jej się kierunek w którym zmierzało to spotkanie.
― I na stole, i w stodole, i nawet w sianie. Tylko, że postarać się będziesz musiała, bo wy tu wszyscy na kontynencie niby jedne chucherka.
― W twoich ustach, Calu, brzmi to jak wyzwanie ― zamruczała nisko, głosem kryjącym w sobie nigdy niewypowiedziane zaproszenie. ― A ja lubię wyzwania. Można powiedzieć, całkiem śmiało zresztą, że mam do nich szczególną słabość i łatwo im ulegam. ― Korzystając z przewagi swojego niższego wzrostu, wtuliła nos w miękką szyję fałszerki. Zapach jej skóry przypominał łąkę stokrotek, miło mamił i rozbudzał wspomnienia. Wianki. Wianki ze stokrotek, które plotła jeszcze jako dzieciak.
Improwizowany taniec trwał, choć coraz częściej gubił właściwy rytm i figury. Cala szeptała jej do ucha przeróżne rzeczy, rozbudzała wyobraźnię. Małgorzata lubiła takie zagrywki, lubiła także osoby konkretne, które dobrze wiedzą co robią i w jakim celu. Spojrzała raz jeszcze w kierunku stosu siana, uniosła kącik ust w uśmiechu, który nie wróżył nic dobrego.
Calitha nagle ściągnęła ją na ziemię, wyrwała z przyjemnego odrętwienia i żeglugi po morzu wspomnień. Chwytem dość brutalnym ujęła jej podbródek, pociągnęła w dół. Małgorzata uniosła spojrzenie i dostrzegła w jasnobrązowych oczach coś, co działało na nią jak narkotyk nieznanego pochodzenia i nieprzewidywalnego działania. Osoba fałszerki właśnie zyskała kolejnych parę punktów w jej osobistym rankingu, a cały plan na dzisiejszy dzień właśnie poszedł się pierdolić.
― Poza tym tylko w waszym kraju przyjmuje się, że wcześnie pić nie można. U nas traktujemy, że ogólna odmowa alkoholu jest zwyczajnie niegrzeczna.
Małgorzata, urodzona ryzykantka, postanowiła iść za tym, co dyktuje jej instynkt. Niewiele więc myśląc – ugryzła Calę w dłoń, bo przecież nie pozwoli się dominować i zawinęła nią w obrocie. Kiedy znów wpadła jej w ramiona – chwyciła ją mocniej, z nową siłą, jakby miała fałszerce coś do udowodnienia. Pokierowała tańcem tak, by zbliżyły się do niedomkniętych drzwi stajni. Wiatr wkradał się przez nie łagodnymi podmuchami, wzbijał w powietrze kurz. Drobiny powoli opadały, mieniąc się w słońcu.
― Ciekawy ten twój kraj ― przyznała zaczepnie i przemknęła jej pod ramieniem zwinnie i szybko, jak umykający przed drapieżcą królik. Melodia w jej głowie nabrała tempa i charakteru, podobnie jak ruchy. ― Opowiedz mi kiedyś o nim, ale oczywiście przy alkoholu. Jaki wolisz? Wódkę? Wino? Koniak? ― Ruchem gwałtownym i pewnym przegięła Calę w tył, wsparła jej plecy dłonią, troskliwie dbając o to, by nie straciła równowagi.
― Może spirytus? ― spytała, pociągając ją do góry. ― Spirytus, mięta i cytryny. Zrobimy sobie lemoniadę po której nie będziemy w stanie ustać na własnych nogach. ― Okręciła się z nią zwinnie, buty zaszurały o posadzkę, kurz wirował. ― A kiedy przetrzeźwiejemy i świat przestanie kołysać się w posadach – pójdziemy na łowy. Czyją kwaterę obrobimy? Czyją suszącą się koszulę ukradniemy ze sznurka?
Obraz przestał wirować, stanął wraz z nimi. Małgorzata wspięła się na palce, objęła Calithę za szyję, przytuliła policzek do jej policzka i szepnęła miękkim, aksamitnym głosem:
― Calu, moja partnerko zbrodni, wybieraj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz