niedziela, 13 marca 2022

Od Jamesa, CD. Serafina

― Całkiem przyjemny efekt. Jakieś skutki uboczne po spożyciu? ― dopytał, chcąc wiedzieć na co się właściwie przygotować. ― Właściwie jak się ją pozyskuje?
― Można tak powiedzieć, niewiele jestem w stanie wyciągnąć z archiwum, a i sami przybysze na te tematy nie są zbyt rozmowni. ― Wzruszył ramionami na wspomnienie licznych prób uzupełnienia brakujących informacji. Większość wysiłków historyka poszło na marne. ― Cala niewiele pamięta, jej język jest zbyt dziwny i twierdzi, że pochodząc z gminu miała niewiele wspólnego z historią czy geografią. A Billy…
Uciął na chwilę swoją wypowiedź i wziął głęboki oddech, jakby próbując zebrać myśli. Zatroskany wyraz twarzy został zastąpiony przez lekki, dobrotliwy uśmiech. Pogłaskał ponownie psa, z satysfakcją orientując się, że ostatnimi czasy zdecydowanie brakowało mu zwierzęcych towarzyszy. Po tej rozmowie powinien odwiedzić zostawione w koszyku na drzemkę kocięta.
― Cóż, to Billy. W dobre dni ledwie wyciągamy z niego składne zdania, w gorsze jedynie pojedyncze słowa. Wydaje się rozumieć wszystko, co się do niego mówi, więc zakładam, że to mniejsza wina problemu komunikacyjnego, a większa problemu psychicznego. Tu już zbyt wiele nie poradzę, medycy nasi średnio się na tym znają i psychologa nie ma.
Miał już od jakiegoś czasu podrzucić Cervanowi pomysł wystawienia ogłoszenia, bo przy stanie psychicznych członków gildii… była to zdecydowanie robota na pełen etap. James miał nieraz wrażenie, że traumy to tutaj leżą wokoło i trzeba tylko się schylić, żeby jakieś sobie zagarnąć. Tam wybitna aktorka, od której słane listy pachniały słonymi łzami, tu nałogowi złodzieje, których w gildii było całkiem sporo i biedne Irina i Marta, które praktycznie samodzielnie musiały radzić sobie z obowiązkami domowymi. A mowa przecież o organizacji, której liczebność szła już w dziesiątki, a w zasadzie przekroczyła dawno połowę setki.
― Znalazłem opowieści kilku kupców, którzy twierdzą, że zabrali się kilkukrotnie w okolicach Półwyspu Ferklinga na roseviańskich statkach w trasę handlową wzdłuż wybrzeży wysp Fliss, ale same wyspy też nie grzeszą dokładnością swoich archiwów ― kontynuował swoją opowieść, zapadając się we wspomnieniach kilku notatników, które udało mu się zdobyć cudem z kilku antykwariatów.
― Niskie ryzyko uzależnienia, bliższe uzależnieniu od samego przyzwyczajenia do popijania. W zbyt dużych dawkach, dochodzących do kilku filiżanek wypełnionych wyłącznie oktaryną, porządny kac i według opowieści Cali tydzień zwracania własnych wnętrzności ― skrzywił się na własne słownictwo, ale nie znalazł adekwatniejszego określenia ― powyżej ryzyko przeładowania magicznego. W Rosevii niewielu jest magów, a wpływ na śmiertelników jej pozbawionej jest bardziej ciekawostką trunkową. Magików upaja, na krótki czas rzekomo ułatwia kontakt z twoim wewnętrznym rdzeniem magicznym.
Pominął otwarcie odpowiedź na pytanie w kwestii wydobycia cudownego napoju, licząc, że książę może zapomniał o tym w natłoku pozostałych informacji. Tę opowiastkę jeszcze musiał zweryfikować i wolał wstrzymać się z jej potencjalnym rozgłaszaniem.
I jakby na zawołanie, rozbrzmiał w kuchni dźwięk głuchego stuknięcia zegara. James spojrzał z przerażeniem na godzinę, orientując się, że pora było wziąć się do roboty.
― Konwersacja z panem była przyjemnością, miłej herbaty i równie miłego dnia. ― Skłonił się na pożegnanie i pognał na umówione spotkanie z Williamem.

x X x

Wraz z Jamesikiem bardzo ładnie dziękujemy Serafinowi za wąteczek!

1 komentarz: