— Cóż,
według doktora Johnsona problem dotyczył dziecka, które dopiero
odkrywało swoją magię, choć po rodzicach nie powinno jej odziedziczyć —
tłumaczył dalej James, ostatnie słowa wybrzmiały jakąś ciężką,
złowróżbną nutą. Kukume również spochmurniała, wciąż jednak milczała,
chyba spodziewając się kontynuacji historii. — Dziecko zmarło. Ale
doktor sugeruje, że przyczyna choroby prawdopodobnie wzięła się od samej
magii i jego ciało było zbyt młode, żeby wytrzymać chorobę.
Nie
znała tego dziecka, dopóki nie usłyszała od Jamesa tej historii,
nie miała nawet pojęcia, że istniało. Teraz jednak zaciskała mocno
wargi, usiłując powstrzymać płacz nad maleńką mogiłą. Mogło żyć. Być
może gdyby otrzymało właściwą pomoc, gdyby tylko rodzice wiedzieli, do
kogo należy się zwrócić... Gdyby wiedzieli, gdzie leży problem, być może
dałoby się pomóc. Kukume po latach dobrze już wiedziała, że gdybanie
jest niebezpieczne, prowadzi na manowce. Co się zdarzało, było wiadome:
paskudne obrazy leżały odkryte, wciąż i wciąż przypominając o swoim
istnieniu i ponurej stałości, nieodmienności. Kusiły za to białe plamy
wydarzeń potencjalnych, karty nigdy nienapisane; co mogłoby się tam
znaleźć? Co by było, gdyby rodzice wiedzieli, że tam nie znajdą pomocy?
Co by było, gdyby dziecko urodziło się bez talentu magii? Kim byłoby
dzisiaj, gdyby żyło?
Kim byłby Chua?
—
Nie zdziwiłabym się, gdyby doktor był nadmiernie taktowny w swoim
opisie — pochyliła się na krześle, zwinięte w pięść palce nieco zbyt
mocno wpiły się w delikatną skórę wnętrza dłoni.
Dziecko
zmarło. Zmarło, a obojętnie, ile Kukume czytała historii o herosach
schodzących do podziemi po swoje ukochane lub matkach, które poświęcały
swoje życie w zamian za swoje pociechy, te historie pozostawały
historiami zapisanymi ku pokrzepieniu serc. Tych serc, które wciąż
jednak biły, żadną miarą nie mogły jednak jednak przywrócić pulsu tym,
które już ustały w swojej pracy.
—
Przepraszam. Przykro mi to słyszeć — głęboki wdech, wzrok
prześlizgujący się wzdłuż sęków w drewnianej podłodze, później na nogi stolika, z
nich zaś na jamesowe buty. — Istotnie, trudno powiedzieć coś więcej,
mając tylko tyle informacji.
Kukume,
choć bardzo się starała, nie pozostawała już zbyt długo myślami przy
historyku, odpuściła nawet pączki, które nietknięte leżały pomiędzy
nimi. Kolejny mur, ten jednak był przynajmniej słodki.
—
Doskonale rozumiem pani wątpliwości. Nie ukrywam, że nawet jeżeli
byłaby to wyłącznie dawna legenda, to i tak byłbym wdzięczny za
cokolwiek — historyk uśmiechnął się szeroko, przy tym jednak
nienachalnie, ani jednym kącikiem warg nie zmuszając kobiety choćby do
próby odwzajemnienia grymasu. — Sprawa ma dla mnie charakter mocno
personalny i, jak dobrze wiemy, tonący chwyta się nawet brzytwy.
Żart jej nie przekonał, choć rozumiała, jaka moc mogła kryć się w poczuciu humoru.
— Cokolwiek — zaczęła w zamyśleniu — jest bardzo szerokim pojęciem.
Cokolwiek
by powiedziała, odkryłaby się. Nie byłaby już osobą, która słucha,
przemieniłaby się w stronę aktywną, mówiącą. Odcisnęłaby swój ślad, nie
byłaby już tylko obecną sobą, ale i dawną Kukume. Kukume, którą pragnęła
zostawić.
—
Gdyby była możliwość kontaktu z kimkolwiek z pani stron, byłbym
niezmiernie wdzięczny za pośredniczenie lub wskazanie mi jakiejś drogi
poszukiwań. Czy listownie, czy miałbym pojawić się na miejscu, cokolwiek
byłoby naprawdę wielkim darem.
Ostatnie
słowa pozwoliła sobie skwitować przeciągłym spojrzeniem rzuconym
historykowi. Nie, nie byłoby darem, byłoby przekleństwem.
Była
jedna osoba. Jedna jedyna, która mogłaby mieć to, co było potrzebne
historykowi, i serce Kukume drgnęło szybciej, tkliwiej. Ale, pytała też
samą siebie, czy ufała na tyle Jamesowi, by podzielić się z nim tą
częścią siebie?
—
Przykro mi — i naprawdę było. Ramiona opadły w dół, jakby przygniecione
ciężarem chusty, odpowiedzi jednak nie mogła zmienić. — Nie wiem, gdzie
obecnie znajduje się moje plemię — i nawet gdyby wiedziała, nie
powiedziałaby tego nikomu — ale jeśli będę w stanie jakoś pomóc, dam
panu znać.
Wiedziała,
że go rozczarowała, że nie dała mu nawet skrawka nadziei. Wiedziała też jednak, że jej decyzja była słuszna,
cokolwiek bowiem działo się właśnie w życiu historyka, do rozwiązania
problemu spotkanie z jej plemieniem nie przyczyniłoby się ani o jotę.
Ba, wręcz przeciwnie, tylko pogorszyliby sprawę. Tak samo, jak zrobili
to z Chua.
Dlatego
nie zawołała za historykiem, gdy wychodził z jej pokoju, raz jeszcze
żegnając się, bąkając zbędne przecież przeprosiny za naruszanie jej
spokoju.
Nie
miała wobec niego żadnych zobowiązań. Tak będzie lepiej, w powietrzu
między nimi zawiśnie ta obietnica bez pokrycia, pusta fraza, jedna z
wielu, które musiała nauczyć się ujarzmiać. Tymczasem zwinie się na
łóżku, przymknie oczy, odgrodzi od świata. Nie będzie jej.
Emocje
odpadły dopiero długie minuty później, może i godziny. W tej sprawie
wypowiedzieć by się mógł tylko księżyc, ale on tylko bezgłośnie
świadkował temu, co działo się w sercu Kukume, nieruchomy i świetlisty.
Tylko jawor szumiał, zbyt jednak ponury i siny, by zaoferować choć
jednym listkiem chęć pomocy.
Zastukała delikatnie do drzwi.
—
Nie zjadł pan pączka — zaczęła, choć przecież to wcale nie o łakocie
chodziło. No, może trochę. Wyznaczony poprzednim spotkaniem dystans,
palące wspomnienie poruszenia spraw delikatnych, nie zniknęło, oczy
wciąż ślizgały się raczej po punktach oddalonych od oczu mężczyzny,
ruchy były niemiło kanciaste, niezręczne, coś jednak przyciągnęło ją
właśnie pod ten gabinet. — Więc niech to będzie
rewanż za wcześniejszą odprawę.
W
gardle lekko jej zaschło, ale pewne słowa musiały przecież zostać
wypowiedziane. Nie lubiła zbyt długich wstępów, szanowała zarówno swój
czas, jak i innych, a przecież James, jako człowiek nauki, z pewnością
nie miał go w nadmiarze.
—
Wcześniej wyrażał pan chęć kontaktu z osobą z mojego plemienia. Z
możliwością, że to pan zjawi się na miejscu — przypomniała. —Myślę, że
pewien miły starszy pan mógłby chętnie porozmawiać na temat tej...
sprawy.
Gildia
nie była jej plemieniem. Kukume musiała wreszcie dać coś od siebie. Być
może przyszedł czas, by istotnie zatrzymać się choć na moment i
odwrócić głowę do tyłu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz