sobota, 18 września 2021

Od Aherina cd. Serafina

Aherin się nie uśmiechnął.
― Powiedzmy, że wierzę ― odparł, nie odwracając oczu od teleportu, przyglądając mu się w skupieniu, uważnie, katalogującym wzrokiem zawodowca. ― Mówiąc krótko i zwięźle, doszły mnie słuchy, że cudo, które tu widzimy, stwarza realne zagrożenie. To nowy twór, wcześniej go tu nie widziano, istnieje ponadto podejrzenie, że otwarty  ręką profana. A podstawy, by tak uważać, są twarde. Podobno wśród osób, jakie miały z nim bezpośrednią styczność, są ofiary. Na szczęście żadnej śmiertelnej. Tak czy inaczej, teleport należy unieszkodliwić, jako autorytet i specjalista w dziedzinie, zamierzam zająć się tym niezwłocznie. ― Rzucił okiem na mężczyznę. ― Znamy się?
Jeżeli spojrzenie, którym Aherin obdarzył nieznajomego, było zdawkowe i pozbawione zainteresowania, to to, jakim nieznajomy uraczył jego, wydawało się lekceważące i z gruntu obojętne. 
― Szczerze wątpię.
― Ja również ― zapewnił. ― Chociaż, o ile mnie pamięć nie zwodzi,  należysz chyba do tej, no... 
Podparłszy się pięścią pod bok, pstryknął palcami, pozorując, że nie może przypomnieć sobie nazwy organizacji, do której niedawno dołączył. Miał wrażenie, że minęli się parę razy na jej terenie, nigdy jednak nie zmienili ze sobą słowa. Uwagą także do tej pory nie zaszczycali się specjalną. A właściwie: żadną.
Na chwilę zaległa cisza. Słychać było, jak pozostawiony na uboczu koń parska, od niechcenia skubiąc listki z lichego, karłowatego krzaczka. Aherin widział go tu wcześniej. Domyślał się, do kogo należał.
― Filii Wasan Kisset? ― pomógł mu w końcu mężczyzna, nie odwracając wzroku od teleportu, dwoma palcami podkręcając wąsa.
― Nie, to chyba była... ― Aherin opuścił lekko brwi. ― Rada Nissan Kaset?
― Nissan Kaset? Nie sądzę. Gildia Kusy Werset? 
Aherin, uniósłszy dłoń do twarzy, pozwolił, by wiatr załopotał powłóczystym rękawem jego koszuli, luźnej, ale zachowującej pozory elegancji, skrojonej na czarodziejską modłę. Nieznacznie zmrużywszy powieki, wskazującym palcem postukał się w policzek.
― Akurat. Nissan Kaset brzmi zdecydowanie sensowniej. Choć osobiście stawiałbym na Visan Insekt. Albo ewentualnie: Kissan Wasat.
Krótkie milczenie. Słońce przygrzało, koń strzelił ogonem w powietrzu, ptaszysko na którymś z drzew za ich plecami rozćwierkało się wściekle.
― Chuj wie ― oświadczyli w końcu zgodnie.
― Jestem Aherin Asparsa, magister magicus ― przedstawił się grzecznie, uniósłszy kąciki ust w uśmiechu fałszywej skromności. ― Wybitny absolwent Defrosańskiego Uniwersytetu Magicznego, jeszcze nie tak dawno nadworny czarodziej na usługach szlachetnego rodu d'Estrees. Zresztą domyślam się, że mówię po próżnicy, bo moja godność jest ci, oczywiście, znana.
Określając swoje naukowe osiągnięcia jako wybitne, a panującą na Androuche familię szlachetną, subtelnie minął się z prawdą, liczył jednak, że ważna mina i przekonujący ton nadały jego słowom pozorów autentyczności.
Mężczyzna, wyglądający na wyrwanego z rozmyślań, popatrzył na niego przelotnie. Nie było to nawet spojrzenie, raczej gest, zwykły odruch, taki, jakim obdarzyć można kogokolwiek, pierwszą lepszą przypadkowo napotkaną osobę.
― Kto?
― Mistrz magii ― powtórzył Aherin starannie, zupełnie niezmieszany, zachowując pogodny, łudząco sympatyczny wyraz twarzy. ― To znaczy mniej więcej tyle, że na to, by uprawiać czary-mary, mam papierek. I to nawet taki niepodrabiany. A ty coś za jeden?
― Serafin. Z łaski dziwki fortuny kolejny czarodziej Gildii, hm, Kusy Werset?
― Nissan Kaset? ― spróbował Aherin.
Na palcach lewej ręki Serafina połyskiwały złote, ostro zakończone szpony. Gdy czarodziej nimi poruszał, dało się słyszeć nieprzyjemny dźwięk trącego o siebie metalu.
― Coś w tym guście.
― Mam jeszcze jedno pytanie. Bardzo poważne ― ostrzegł Aherin, ponownie skupiając wzrok na teleporcie, powodzie, dla którego się tu znalazł, i którym zaraz, zakończywszy rozmowę, zamierzał się zająć. 
Wysmukłe wrota promieniowały efemeryczną poświatą, nikłą i ledwie dostrzegalną w jasności dnia, a mimo to, Aherin był o tym przekonany, tak silną i niezwykłą, że wyczuwalną nawet dla niemagicznych istot. 
Amatorska robota, ocenił, wyciągając dłoń, badając unoszącą się w powietrzu aurę, czując, jak między palcami przemykają mu niewidoczne strzępki wytwarzanej przez teleport energii. Jej przepływ był zakłócony, dziwnie nieregularny. Zerknąwszy na runy, wyłapał kilka potknięć w zapisie. Nie wyczuł ponadto obecności żadnych zabezpieczeń, nawet podstawowych zaklęć obronnych. Teleport nie został w żaden sposób ukryty, jego istnienie było jawne, widoczne dla każdego. 
Kretyn. Rzeczywiście to spieprzył. 
― Zastanawiam się mianowicie ― podjął ― dlaczego, do kurwy nędzy, wyglądasz jak moje lustrzane odbicie?

heham srogo ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz