środa, 8 września 2021

Od Apolonii CD. Aherina


Sytuacja była niezwykle rozpaczliwą, tragiczną, okropną. Apolonia mogłaby przyrównać ją wręcz do tych wszystkich nieszczęsnych tragedyj, których bohaterki musiała czasami odgrywać na scenie – te zazwyczaj jednak wyskakiwały przez okna, wypijały truciznę czy popełniały samobójstwa z pobudek okołomiłosnych. W tym konkretnym przypadku dramat jednak nie wynikał ni to z uczuć romantycznych, ni to z depresji głównej, zrozpaczonej bohaterki. Chodziło w końcu o pobudkę czysto materialną, jak dla osoby z zewnątrz mogłoby się wydawać, o najzwyklejszą błyskotę, którą na codzień jedna z głównych aktorek Teatru Narodowego przyozdabiała swoją dłoń.
Ale błyskotka była czymś więcej, niż jedynie błyskotką. Pamiątki po umarłych w końcu mają ogromną moc, a po umarłych, którzy władali magią – jeszcze większą.
— Słyszałam, że podaje się szanowny pan za czarodzieja o dwóch imionach, a mój problem może rozwiązać tylko czarodziej o dwóch imionach — oświadczyła, wchodząc w końcu w głąb pokoju. Ciężka suknia sunęła za kobietą, ale robiła to powoli i ociężale. Materiał nigdzie się nie spieszył, miał przecież czas, w przeciwieństwie do okalanej nim kobiety. — I, na wstępie pozwolę sobie zaznaczyć, niech pan odpuści sobie odsyłanie mnie do Softmantle’a — zaczęła błagalnie, a bursztyn kobiecego oka błysnął ostrzegawczo, niby nie znosząc żadnego sprzeciwu, jak to w swym zwyczaju po prostu miał. W końcu zawsze dostawał to, czego pragnął. — Sam osobiście potwierdził moje obawy, że on w tym przypadku nic nie zrobi. Może kiedyś, ale zdecydowanie nie dzisiaj. A sprawa jest niezwykle pilna i nie mam czasu, by czekać, aż szanowny eksrektor pewnej defrosiańskiej uczelni zdecyduje się od tak odzyskać swoje moce. — Zakończyła swoje rozpaczliwe przemówienie, sięgnęła do woreczka bardzo intensywnie ściskanego w jednej, wyjątkowo nagiej dłoni i wyjęła z niego pierścionek.
Kiedyś piękny i spójny, teraz znajdujący się w dwóch kawałkach kamień połyskiwał słabym jak na siebie, krwistym blaskiem. Delikatnie ułożyła go na biurku, nie chcąc przekazywać ozdoby z rąk do rąk – kto wie, może gdy ta zdążyła dotknąć innego materiału niż skóra, uspokajała się odrobinę, znajdywała miejsce na swój magiczny oddech. Apolonia wolała nie ryzykować. Preferowała również nie muskać swymi palcami dłoni dwuimiennych czarodziejów.
Przesunęła za to paluszkiem pęknięty na pół kamień w jego kierunku, powolutku, z należytym tak istotnym pamiątkom szacunkiem. Jeszcze przypadkiem zbudziłaby dawno pochowane w nim czy we wspomnieniach demony.
— Na miłość bogów, w których od dawna nie wierzę, odpuści sobie cudowny pan ten słodki uśmiech, bo nie jest pan pierwszym czarnoksiężnikiem, którego widzę w swoim życiu — uśmiechnęła się ciutkę zawadiacko, a na pewno zdecydowanie bardziej szczerze od spoglądającego na nią czarodzieja. Niezwykle niegrzecznie jak na siebie, ale jak na ten dzień dosyć miała wszelakich konwenansów, tych wszystkich zasad i reguł, według których miała się odpowiednio zachowywać. Zbyt podirytowana była tą tragiczną sytuacją. — Zawsze uśmiechacie się tak samo, musicie nad tym popracować, bo osób doświadczonych na ten wyraz twarzy nie weźmiecie. Szanowny Aherinie Asparsa — imię poznane kilka dni wcześniej w jednym z listów gładko opuściło podkreślone czerwienią usta, bardzo delikatnie, co kontrastowało z ostrością całej wypowiedzi aktorki, jak i jej spojrzeniem — oczy was zdradzają. A oczy to zwierciadło duszy, jak niektórzy mają w swym zwyczaju mawiać. — I nie musiała wcale dodawać, że w swoim skromnym mniemaniu dwuimienni czarodzieje owej legendarnej duszy po prostu mieli nie posiadać. Kto wie, czy już dawno nie odsprzedali tej demonom, diabłom i innych łachudrom obiecującym im życie wieczne. 
Wyprostowała się w końcu, zostawiając w samotności krwisty kamień na biurku. Splotła ręce pod piersią, zadarła ciutkę nos, nie spuszczając bursztynu oka z rubinu. Jakby miał zaraz zniknąć, rozpłynąć się, czy, co gorsza, rozpaść na jeszcze mniejsze kawałeczki, czego aktorka prawdopodobnie by nie zniosła.
Zagubiony lok wymsknął się z misternego upięcia i opadł na kobiece czoło. Ta uniosła wzrok i skinęła głową, podtrzymując na twarzy swój uśmiech.
— Apolonia, aktorka teatru narodowego. Niezwykle mi miło i jestem gotowa zapłacić każdą cenę za uratowanie tej błyskotki. Proszę tylko ją podać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz