czwartek, 30 września 2021

Od Mattii cd. Kukume

Chciałoby się powiedzieć, że Maldor było miastem, jakich wiele. Po części była to prawda - ustępowało wielkością i przepychem stolicom krain, ale jednocześnie nie miało w sobie tej jednej charakterystycznej cechy, którą często wyróżniały się mniejsze miejscowości. Jak chociażby Würstdorf, słynący z produkcji kiełbasek, albo rodzinna miejscowość Mattii, Lucerna, gdzie można było wybierać z tak wielu rodzajów sera. W Maldor było po trochu wszystkiego - ludzie trudnili się bodaj każdym zawodem i jeśli ktoś czegoś potrzebował, może trzeba było zedrzeć nieco zelówki, ale w końcu dało się to dostać. Ludzie przepływali pod wysokim łukiem głównej bramy miasta, wyładowane towarami wozy kupieckie terkotały po wyślizganym bruku. Mattia ściągnął lekko wodze, wstrzymując na moment Aldebarana i zerknął w niebo. Słońce wciąż stało wysoko na horyzoncie.
— Jest jeszcze dość wcześnie. Sądzę, że moglibyśmy od razu udać się do pana McLeoda i chociaż powiadomić go, że dotarliśmy na miejsce — powiedział, odwracając się do Kukume. Kobieta skinęła głową:
— Tak, to dobry pomysł. Lepiej zacząć wcześniej, a i pan McLeod na pewno wolałby wiedzieć, że już dotarliśmy.
Gildyjczycy przekroczyli w takim razie bramy miasta, Mattia zaś rozpytał przechodniów o posiadłość barona Montcroix i po niedługim czasie oboje stanęli przed ozdobną bramą prowadzącą do siedziby barona. Odźwierny początkowo chciał ich odprawić, jednak gdy Mattia ich przedstawił mówiąc, że przybywają z Gildii Kissan Viikset, twarz mężczyzny nieco złagodniała i brama stanęła przed nimi otworem.
Krótka ścieżka z ubitej ziemi prowadziła do samych drzwi posiadłości, które zapraszały roślinnymi zdobieniami rzeźbionymi w jasnym drewnie. Sam budynek utrzymany był w łagodnych, pastelowych odcieniach, a zdobiące go motywy ładnie komponowały się z rozlewającą się wokół niego zielenią rozkwitłego ogrodu. Bez nadmiernego przepychu, ale za to wygodnie i ze smakiem - przodkowie barona Montcroix musieli powierzyć zadanie budowy swej siedziby jakiemuś bardzo zdolnemu architektowi, zaś sam baron kontynuował rodzinne tradycje i dbał starannie o posiadłość.
Stajenni odebrali ich wierzchowce, przytrzymali też usłużnie strzemiona, gdy Mattia i Kukume zsiadali ze swych koni. Nim oboje na dobre weszli i rozejrzeli się po przedsionku, nim Mattia strzepnął chociażby kurz ze swego płaszcza, z głębi domu wynurzył się kolejny służący zapewniając, że pan McLeod już ich oczekuje. Astrolog starannie odnotował ten fakt w pamięci - wątpił, by McLeod wiedział, kogo konkretnie przyśle Gildia, a fakt tego, że nie kazano im czekać nawet chwili był dowodem na to, że cokolwiek działo się w kwestii tych tajemniczych amuletów, stanowiło palący problem.
Służący poprowadził ich korytarzami posiadłości, Mattia zaś oszczędnie zerkał na wystawione tu i tam ozdoby. Obrazy w rzeźbionych ramach, niektóre pociemniałe już nieco ze starości, jednak dodawało im to jedynie uroku i dostojeństwa, jakim otaczały się tknięte dłonią upływającego czasu antyki. Porcelanowe wazy na wysokich postumentach, z których wdzięcznych szyjek spływały kaskady pachnących kwiatów. Filigranowe figurki, zamknięte w szklanych gablotkach wraz z ładnymi puzderkami, zdobionymi kandelabrami, których od dawna nie używano, jakimiś kieliszkami i statuetkami. Mnóstwo drobnych ozdób tu i tam, które nadawały posiadłości indywidualnego uroku.
Gabinet pana McLeoda urządzono prosto i funkcjonalnie - w tym pokoju nie było miejsca na bibeloty, było za to mnóstwo półek uginających się od jakichś ksiąg i folderów pełnych dokumentów. Sam McLeod okazał się dość młodym człowiekiem o schludnym, nienagannym ubiorze i charakterystycznych okularach w drucianej oprawce, spoczywających na końcu lekko haczykowatego nosa.
— Bardzo miło mi państwa powitać — powiedział, wstając od razu, gdy tylko Kukume i Mattia przekroczyli próg. Obszedł zawalone papierami biurko, by uścisnąć im dłonie.
— Mattia D'Arienzo, mi również bardzo miło. Oto Kukume — wskazał na swoją towarzyszkę.
Zaskoczenie i niepokój przemknęły przez twarz pana McLeoda tak szybko, że niemal niezauważalnie.
— Och, hrabia D'Arienzo. To zaszczyt — wskazał dłonią krzesła stojące naprzeciwko jego biurka. — Proszę spocząć. Czy napiją się państwo herbaty? Mogę zaoferować przekąski?
Astrolog nie użył ani swego tytułu, ani pełnego miana przedstawiając mu się, jednak pan McLeod bez problemu rozpoznał w nim hrabiego. Mattia wiedział, dlaczego mężczyzna poczuł się niepewnie - spodziewał się po prostu przedstawicieli Gildii, nie zaś człowieka o statusie społecznym wyższym nawet, niż status jego pana. I choć astrolog starał się dać mu do zrozumienia, że przybywa tu jako astrolog Mattia, nie zaś hrabia D'Arienzo, sekretarz barona Montcroix był widać na tyle głęboko wbity w niezbędny na salonach savoir-vivre, że nie zamierzał w żaden sposób wyjść chociażby pół kroku poza ścisłą dworską etykietę, i traktować Mattii z choć trochę mniejszym dystansem. Widać też po nim było, że ma lekki problem z umiejscowieniem Kukume w całej tej pokomplikowanej drabinie zależności i tytułów - zerkał co jakiś czas w jej stronę, uśmiechał się uprzejmie, ale wzrok przeskakiwał mu między noszonymi przez kobietę ozdobami, wśród których ciężko było o drogi metal i kamienie szlachetne, a obliczem Mattii i tym, w jaki sposób zwracał się do Kukume.
— Bardzo dziękuję, że zechcieli państwo przybyć zaraz po dotarciu do Maldor, to wiele dla mnie znaczy — powiedział, gdy jeden z przywołanych służących zniknął już za drzwiami i udał się w kierunku kuchni, by wrócić z herbatą i przekąskami. — Przepraszam również, że nie dałem nawet czasu, by odpoczęli państwo i się odświeżyli… Jeśli mógłbym jakoś zatrzeć ów nietakt, czy mógłbym państwu zaoferować w takim razie kwaterę tutaj, w posiadłości? Mam nadzieję, że ten skromny budynek okaże się wystarczająco wygodny dla gustów pani Kukume i pana hrabiego — powiedział, składając dłonie w piramidkę i przenosząc uważny wzrok między swoimi gośćmi.
Mattia posłał mu uprzejmy uśmiech. Wiedział bardzo dobrze, że nie może się na to zgodzić - już sama jego obecność tutaj wywoływała wystarczająco dużo napięcia u mężczyzny, jako gość zapewne zaburzyłby funkcjonowanie całej posiadłości, a także wywarł niezamierzoną presję na samym baronie, który przecież go tu nie zapraszał, a gdyby Mattia zdecydował się zostać, nie miałby możliwości mu odmówić. Inną sprawą było to, że astrolog czuł, że posiadanie „bazy wypadowej" na neutralnym gruncie w rodzaju karczmy byłoby o wiele lepszym posunięciem. Dałoby im większą dowolność względem tego, w jaki sposób postanowią podejść do rozwiązania problemu podejrzanych amuletów, bez konieczności powiadamiania o każdym swoim ruchu mieszkańców tej konkretnej posiadłości.
— Bardzo dziękuję za tę szczodrą ofertę — odpowiedział McLeodowi, skinąłwszy uprzejmie głową. — Na pewno pobyt w posiadłości byłby miłym przeżyciem dla mnie i Kukume, jednak obiecaliśmy już, że zatrzymamy się w innym miejscu i nie chcielibyśmy łamać już raz danego słowa.
McLeod niemal niezauważalnie odetchnął z ulgą. Mattia nie mógł mu wprost powiedzieć, że wolą nocować w karczmie, zaś wymówienie się uprzednimi zobowiązaniami było dobrym wybiegiem kończącym dyskusję niewygodnego tematu.
— Jeżeli nie byłby to problem, chcielibyśmy się dowiedzieć więcej szczegółów odnośnie problemu, z którym zwrócił się pan do Mistrza Cervana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz