niedziela, 19 września 2021

Od Isidoro do Serafiny

— Z Serafinem?
— Z Serafiną — poprawił brata Isidoro.
Wieczór przeszedł już w noc i oto kończył się kolejny intensywny dzień, który obaj astrologowie spędzili na obliczeniach i pracy nad przewidywaniem przyszłości. Zmęczenie dawało się już we znaki Mattii, który od niechcenia huśtał się na krześle, kołysząc w dłoni ołowianym rysikiem. Isidoro westchnął w duchu. Nie przepadał za sytuacjami, w których bez względu na jego decyzję przeznaczenie podążało dokładnie tą samą ścieżką, a teraz właśnie tak miało się stać. Nie miało znaczenia to, czy powie Mattii, żeby się nie huśtał, bo zaraz zleci, czy też nie - jego brat w ciągu najbliższych pięciu minut wyląduje najmniej szlachetną częścią ciała na podłodze.
— Mistrz ostatnio dużo od ciebie wymaga.
Isidoro pokiwał tylko głową, wstając. Rozejrzał się po pracowni, dostrzegł przewieszony przez oparcie fotela koc i lekko wytartą poduszkę. Astrolog podszedł, zaczął zawijać poduszkę w koc, biedząc się z niepasującymi do siebie rogami i usiłując poradzić sobie z płachtą większą, niż on sam. Mattia zmarszczył brwi:
— Co robisz?
— Zapobiegam katastrofie — odparł z pełną powagą Isidoro, kładąc swój prowizoryczny materac na podłodze obok krzesła Mattii.
— Jakiej kata…
Krzesło przechyliło się nieco mocniej, rysik wypadł z dłoni. Na twarzy Mattii odmalował się na moment wyraz uprzejmego zaskoczenia, gdy odwieczna siła fizyki, jaką była grawitacja, tak odważnie sobie z nim poczynała. Astrolog machnął dłonią w ostatniej, rozpaczliwej próbie zachowania równowagi, a następnie gruchnął wraz z krzesłem prosto na materac. Oto nastąpiło nieuniknione, oto wypełniło się przeznaczenie.
Ale dzięki interwencji Isidoro Mattia przynajmniej nie nabił sobie guza.


Wczesny ranek nie kojarzył się z wróżbami i stawianiem tarota - większości osób wydawało się, że do tego, by spojrzeć za zasłonę przeznaczenia, trzeba było czekać co najmniej do północy. Mylne przeświadczenie, Isidoro nie miał pojęcia, skąd się brało. Ostatnimi czasy poranki okazywały się dla niego bardziej owocne. Może magia jakoś lepiej krążyła w jego ciele o poranku? Astrolog nie miał pojęcia, o magii wiedział tyle, co nic, a będąc zmuszonym starannie kryć swój dar przed wszystkimi (szczególnie zaś przed bratem), nie miał nawet okazji poradzić się kogoś wiedzącego więcej, niż on sam. Gdy nadstawiał ucha, by wsłuchać się w przepływające przez jego serce przeczucia, czuł ten specyficzny rodzaj napięcia, które zwiastowało jakąś zmianę. Napięcie rosło i rosło, Isidoro nie wiedział jednak, ile czasu musi jeszcze upłynąć i jakie wydarzenia przyjść, by owa kluczowa dla niego zmiana w końcu nastąpiła.
Astrolog porzucił w końcu te myśli i skupił się na tym, co tu i teraz. A tu i teraz był tarot, który miał ukazać mu więcej szczegółów w kwestii nadchodzących spraw. Bo o tym, że czekała go wyprawa u boku ledwie mu znanej siostry Serafina nikt Isidoro nie powiedział. Astrolog to po prostu wiedział.
Mężczyzna siedział w obserwatorium, a blask budzącego się słońca oblewał jego sylwetkę nieśmiałym złotem i różem. Isidoro w skupieniu tasował swoje karty, oczyszczając umysł z jakichkolwiek myśli. Skupiał się na tym, by usłyszeć głos kart tarota, by przyjąć to, co chciały mu przekazać. Czuł, jak rozgrzewają się od jego dłoni, nie było to jednak zwyczajne ciepło - karty karmiły się jego magią, rozpalały niczym zarzewie w olbrzymim piecu. Isidoro przywołał w pamięci wspomnienie, gdy Mattia malował dla niego te karty - byli wtedy jeszcze dziećmi, a Mattia był taki dumny ze swojego dzieła.
— Nigdy cię nie zawiodą, obiecuję! — powiedział wtedy z tym swoim zawadiackim uśmiechem. Miał rację. Karty nigdy go nie zawiodły.
Isidoro przyłożył talię do piersi, przelewając w nią jeszcze ostatnie płomienie magii, a następnie położył równy stosik przed sobą. Z namaszczeniem podniósł pierwszą kartę.
Jego spojrzenie skrzyżowało się ze statecznym, rozumnym spojrzeniem Cesarza, którego krzaczaste brwi ciężko zwieszały się nad błękitem oczu. Tego dnia wyglądał na zmartwionego, czoło znaczyła mu pogłębiająca się bruzda, dłonie nerwowo pocierały drogie pierścienie. Gdzieś w tle Isidoro usłyszał muzykę, nie były to jednak mało rytmiczne pobrzdękiwania bębna i wiejskich gęśli. Nie, astrolog usłyszał charakterystyczne trzy czwarte dworskiego walca i szelest ciężkich sukien dobiegający jakby z oddali, gdzieś z głębi karty. Cesarz martwił się, podążał spojrzeniem poza ramkę karty. Czegóż wypatrywał tam, gdzie nie sięgał jego wzrok?
Kolejna z kart spoczęła na stole, Isidoro z premedytacją przytrzymał ją nieco dłużej.
Eremita nie miał w sobie tej zwyczajowej łagodności i zamyślenia, które zazwyczaj emanowało z ulubionej karty Isidoro. Nie, teraz pojawił się na stole odwrócony, zwiastując owo drugie znaczenie, które z sobą niósł.
Zdrada.
Astrolog wpatrzył się w wykrzywioną złośliwym uśmieszkiem twarz garbatego starca, usłyszał ten urywany charkot wydobywający się z jego gardła, który chyba miał być śmiechem. Poczuł nieznany sobie zapach, gorzki i mdlący, pełzający wokół jego dłoni niczym czające się zwierzę.
— Trucizna? — szepnął astrolog, cofając w końcu dłoń. Choć upiorne uczucie ustało, z trudem powstrzymał się, by nie wytrzeć ręki o spodnie.
Następna karta. Szóstka Mieczy.
Mattia namalował proste, iferyjskie miecze, teraz jednak karta drżała i mieniła się, miecze zaś gięły się w kształt egzotycznej broni, której Isidoro nie potrafił nazwać. Astrolog czuł, jak zapada się coraz głębiej we własną wróżbę, jak jego zmysły przestają rozróżniać poszczególne, przypisane im bodźce i całość zmienia się w pokomplikowany zbiór nieokreślonych wrażeń. Miecze miały rękojeść i klingę, tak samo jak zwyczajne ostrza, niosły jednak z sobą korzenny blask słońca i pozłocisty zapach pustynnego piasku. Im bardziej Isidoro wpatrywał się w kartę, tym większy miał problem z dostrzeżeniem, ile tak naprawdę mieczy się na niej znajduje. Siedem oznaczało pełnię, sześć - niedoskonałość. Obraz falował, niczym powietrze nad rozgrzanym horyzontem, Isidoro czuł że traci dech, wyciągając dłonie i prąc naprzód, usiłując uchwycić bezkształtny miraż.
W ostatniej chwili oderwał palce od karty, zgiął się wpół zanosząc suchym kaszlem. Ten piasek w jego gardle był tylko złudzeniem, tak samo jak i to palące słońce. Dlaczego więc jego czoło stało się nagle tak gorące?
Astrolog odetchnął głębiej, dał sobie nieco czasu. Nie mógł przerwać wróżby, ale musiał być bardziej uważny, nie dać ponieść się aż tak daleko. Wziął kolejną kartę.
Świat rozpostarł przed nim nieskończoną wstęgę pylistej drogi, prowadzącej pośród umajonych wzgórz, wśród głębokich lasów i wysokich gór, przecinającej miasta, wsie i pustkowia, odkrywającą przed jego oczami egzotyczne widoki, których nie widział nigdy nawet w książkach. Niebo cyklicznie oblekało się w róż, upstrzony chmurami błękit, przechodziło w senny pomarańcz i nakrapianą miriadem gwiazd czerń.
— Podróż… Ale nie tylko — szepnął pod nosem.
Czekała go długa droga, ale i metaforyczna podróż, choć Isidoro nie był pewien, co to tak dokładnie oznaczało. Czy spotka niezwykłych ludzi? Czy zmieni się coś w nim samym? Czy może czeka go coś, czego kompletnie się nie spodziewa?
Astrolog wyłożył kolejną kartę w nadziei, że gdy wybrzmi ostatnia część wróżby, wszystko stanie się dla niego jasne.
Głupiec zaświecił gołymi pośladkami, zaplątał się w spuszczone do kostek portki. Gwizdnął prosto na zęby i parsknął perlistym śmiechem, od którego i Isidoro nieco się uśmiechnął. W pociesznej postaci było jakieś wewnętrzne światło, które rozganiało duszący smród trucizny Eremity, wygładzało zmarszczki na twarzy Cesarza i sprawiało, że ów siódmy Miecz wydawał się bardziej realny. Astrolog odetchnął nieco, cofnął dłoń i zapadł się na krześle, rozmyślając.
Czekało go trudne zadanie. Naprawdę trudne. Ale wiara Isidoro w przeznaczenie i jego opiekę nad nim była niezachwiana, toteż mężczyzna śmiało wkraczał w sam środek sztormu, jeśli tam właśnie miał prowadzić go los.


Cervan niemal nie podskoczył na swym siedzisku, gdy Isidoro po prostu wszedł mu do gabinetu i usiadł na krześle, rzucając w kąt krótkie "Dzień dobry". Astrolog splótł dłonie na podołku i nie wykonał żadnego ruchu, by zacząć rozmowę lub zrobić cokolwiek innego. Czekał. Na tą, po którą Cervan właśnie posłał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz