wtorek, 7 września 2021

Od Echa CD. Cahira

Echo nigdy nie przepadał za zbyt pewnymi siebie. Kto wie – może to dlatego, że za bardzo stawiali się, zazwyczaj przemieniając jego cały plan w nic niewarty, brudny pył, roztrzaskiwali na kawałki, których następnie jakoś nigdy nie udawało mu się posklejać, bo przecież nie był dobry w robótkach ręcznych. Odszczekiwali, warczeli, nawet, gdy w rzeczywistości chciał dobrze, choć szczerze nie potrafił swych chęci w dobry sposób przekazać. Może to dlatego, że zbyt często kończyli, nazywając go unusiem, czule zdrabniając imię i w ten sposób starając się udobruchać to zmarszczone w złości czoło wybitnego strzelca. Kładli swe dłonie na policzku, głaskali kciukiem, a on zapominał o wszystkich naglących go problemach, które powinien był rozwiązać jak najprędzej.
Może zbyt często w tych aroganckich personach odnajdował tego dawnego, kiedyś tak bardzo nieokiełznanego i dzikiego, praktycznie niepowstrzymanego członka królewskiej straży, który zbyt pewnym siebie okazał się o jeden raz za wiele, by teraz stać przed łóżkiem niewyspanego, roznegliżowanego mężczyzny. Jak po czasie jego reakcji wnioskując, niezwykle szybkiego i zwinnego. Pod poduszką prawdopodobnie ukrywającego całkiem ostrą broń, a na łóżku trzymającego zwierzę o ostrych pazurach. Cudownie.
Kandydat idealny do przyspieszonego kursu łucznictwa.
— Dwa.
Echo westchnął cicho, może i uśmiechnął się na ten okropnie chłodny ton nieznoszący jakichkolwiek odstępstw i buntów. Skinął więc głową, zerknął na kociaka nadal ukrywającego się pod dłonią swojego właściciela.
— Przepraszam — miękkie słowo opuściło wargi. W brązowych oczach dało dostrzec się iskrę ciepła, gdy wzrok sunął po miękkim futrze, po powoli poruszającym się w tę i we w tę ogonie, po stojących ku sufitowi uszkach. Błysk czułości jednak nagle zniknął, rozpłynął się w nicości skrywającej się w tych ciemnych oczach, gdy te tylko przeniosły swe spojrzenie na siedzącego nadal w łóżku mężczyznę. — Ciebie nie. Wstawaj i nie jęcz, mamy jeden upalny miesiąc, a nie dwanaście lat — warknął. — Im wcześniej wstaniesz, tym wcześniej skończymy, może komary nie pożrą nas w całości. Jak tylko szanowny pan się pospieszy, oczywiście, bo szanowny pan w swoim mniemaniu jest chyba nieśmiertelny i potrafi w boski sposób zatrzymywać czas. Jeżeli tak jest, to — ciemne oko błysnęło ciut zawadiacko, strzelec ukłonił się, spuszczając wzrok z Cahira — moje uszanowanie, będę się do ciebie modlić codziennie i niech Shamash cię prowadzi.
— Trzy.
Echo zmarszczył czoło, ściągnął brwi, po czym gwałtownie się wyprostował. Dłoń popędziła wręcz ku przewieszonej przez ramię broni, tak na wszelki wypadek, chcąc być w gotowości – bo przecież nigdy nie wiadomo, czego można spodziewać się po szpiegach.
Co z tego, że nie miał przy sobie strzał, bo te nadal spoczywały w delikatnie kołyszącym się na zewnątrz kołczanie.
— I co, to tyle z przedstawienia? — Strzelec uśmiechnął się, wyjątkowo niezwykle zawadiacko. 

Biedronka siedząca na zadzie Kharquy uciekła z niego czym prędzej, będąc wypłoszoną stamtąd przez długi koński ogon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz