czwartek, 23 września 2021

Od Serafiny CD. Serafina

— I cóż wyjdzie nam z twoich propozycji?

— Nie wiem, Serafinie. — mruczy pod nosem. W czarnych tęczówkach, tak wiernie i naiwnie wlepionych w braciszkową twarz, coraz wyraźniej błyskać zaczynają ogniki irytacji. Irytacji dziewczęciu tak obcej i tak niecodziennej, że jemu samemu jest się jakoś ciężko do tego chwilowego uniesienia przyzwyczaić. Księżniczkę wyprowadzić z równowagi jest bardzo trudno i z tego też powodu denerwuje się rzadko. Zdecydowanie zbyt rzadko, skoro Serafin nadal jakby zapomina (celowo lub nie, teraz nieistotne), że kiedy już się już jego siostra zapomni, to potrafi zrobić się zgoła nieprzyjemnie. Może powinna przypominać mu o tym częściej niż tylko jakieś marne raz od czasu? Przecież jej zdanie i potrzeby również powinny się liczyć. Chociażby połowicznie. Nie, jakkolwiek chociażby. Och, na wszystkich bogów, gdyby tak chociaż zostały wzięte przez niego pod uwagę czy do końca wysłuchane..! Naprawdę nie byłoby jej wiele do szczęścia potrzebne. Tylko odrobinki Serafinowego szacunku.

— Nie wiem. — powtarza, tym razem znacznie wyraźniej — Pojęcia nie mam, ale chciałabym się móc w końcu przekonać, zamiast nieprzespanymi pod pod gołym niebem nocami marzyć o czymś, co jest dla mnie niczym na wyciągnięcie ręki i tak odległe jednocześnie. Czy ciebie to nigdy nie ciekawiło? Jakbyśmy się w takim życiu pomiędzy ludźmi odnaleźli? I czy zdołalibyśmy się jeszcze odnaleźć w ogóle? Dawniej w towarzystwie radziliśmy sobie tak dobrze... Pamiętasz? — wzrusza niewinnie ramionami, po czym przenosi spojrzenie na figlarnie trzaskające płomyki ognia. I wpatruje się w nie tak intensywnie, jakoby w nich próbowała doszukać się wszelkich odpowiedzi na swoje pytania. — Być może wcale by mi się nie spodobało, przyznałabym ci rację i o niczym takim już więcej nie byłoby mowy. — kontynuuje, poddając się chwilowemu zamyśleniu; zamyśleniu dziewczęciu tak charakterystycznemu, bo przerabianemu już setki, o ile nie tysiące razy. Znów zapomina się upewnić, czy brat jeszcze w ogóle jej słucha. — A być może to tobie by się spodobało i to ty... — ...przyznałbyś rację mi, chciałaby dokończyć. Na szczęście w porę zdążyła ugryźć się w język. Wielki czarnoksiężnik nikomu nie przyznaje racji, nawet jedynej, bliskiej mu osobie.

— Marzy ci się, Serafino, powrót do przeszłości. — brat zauważa słusznie, jednak zarówno ton jak i wydźwięk jego słów od samego początku się księżniczce nie podobają. Już dobrze ona wie, co się teraz szykuje. Czarnoksiężnik osiąga granice swojej cierpliwości – ale zanim jeszcze wybuchnie ostatecznie i zmiesza ją z błotem jak to już ma w zwyczaju, kulturalnie i całkiem polubownie spróbuje przegadać jej do rozsądku. Ona swoje, a on swoje. Doskonale znane są im już schematy tego typów rozmów, przecież przechodzili przez nie nie jeden, nie dwa i nie dziesięć nawet już razy. A jednak wciąż na daremno próbują. — Ale tego co było w Sallandirze nie przywróci nikt, nawet twoje pełne optymizmu nadzieje na to, że oto znajdziesz sobie kawałek nieba na ziemi. Jestem tylko ja. Ja, rozumiesz? Nikt inny.

— Czyżbyś obawiał się, Serafinie, że znalazłszy w końcu ten swój własny kawałek nieba na ziemi, naglę o tobie zapomnę? — wysłuchawszy braciszkowego wykładu, – bo Serafina zawsze i bez wyjątków swoich rozmówców słuchała uważnie – zmarszczyła ciemne brewki, po czym przybliżyła się do niego troszeczkę, coby dokładniej móc przyjrzeć się reakcjom wymalowanym w czarnej, męskiej tęczówce. Nigdy nie potrafiła zrozumieć, dlaczego przez tyle lat aż tak uparcie pozostawał przy swoim. Ale jak też miała zrozumieć, kiedy on nigdy nic jej nie mówił? Gdyby tylko powiedział, wyjaśnił słowem lub zdaniem – zrozumiałaby bez wątpienia.

Pytać próbowała już wiele razy, jednak zbywał ją jedynie milczeniem. Dlatego tutaj i teraz – po tylu latach trwając w beznadziejnej niewiedzy – w końcu postanawia spróbować doszukać się bezpośredniego powodu. Nie odpuści. Legendy głoszą, że Serafinie kiedyś udało się wyciągnąć coś więcej niż ciche mhm, nie interesuj się lub całkowite milczenie od własnego brata. Ale legendy ów sięgają naprawdę bardzo odległych czasów, kiedy była jeszcze tylko małym dzieckiem i nie sposób było jej niczego odmówić. 

— Zawsze będziesz tylko ty. — kontynuuje spokojnie, nawet jeśli powodów do rzeczonego spokoju ma już naprawdę niewiele. Mówi zgodnie z tym co czuje i co na serduszku jej leży. Zbyt wiele zawdzięcza swojemu bratu, żeby być zdolną kiedykolwiek zrzucić go na drugi plan. Szkoda przeogromna, że on nigdy tego nie dostrzeże. — I zawsze będę tylko ja. Czy wizja takiego życia cię satysfakcjonuje? Tylko tak szczerze, braciszku. Przecież tyle razy już jasno dawałeś mi do zrozumienia, że masz mnie dosyć. — w desperackiej wręcz próbie poszukiwania argumentów, które mogłyby do Serafina przemówić, przywołuje jego własne słowa. Pełne usta zaciskają się w cieniutką kreskę, księżniczka przymyka powieki i otwiera je dopiero po kilku krótkich sekundach, starając się zapanować nad własnymi emocjami. I dzięki tym właśnie kilku sekundom ciszy, kolejne przytyki dotyczące tego, jak bardzo obrzydliwie wyszedł jej dzisiejszy posiłek, również udaje się jej jakoś przeboleć.

— Gdybym faktycznie był dla ciebie całym światem, Nina, to nie zadawałabyś mi tych idiotycznych pytań. Ani nie opowiadałabyś mi o jakichś domach, siedzibach czy innych zamkach.

I dopiero pozwoliwszy słowom wybrzmieć na głos, Serafin oficjalnie posuwa się o jeden, maluteńki kroczek za daleko. Niewidzialna i nigdy nieustalona granica zostaje przekroczona, a wewnątrz Niny coś pęka.

— Nigdy więcej nie nazywaj mnie Niną. — do tej pory uroczy głosik znacznie poważnieje, może nawet staje się nieco groźniejszy — Nigdy. Nie pozwolę ci na to, żebyś te wspomnienia zepsuł mi również. — prostuje się dumnie, przyglądając się mu z chłodem czającym się w czarnej tęczówce. Chłodem dziewczęciu tak obcym, a jednak w paradoksalnym wręcz zestawieniu, zadziwiająco jej delikatnej twarzyczce pasującym. W końcu wciąż jest jego siostrą, nie mogą różnić się od siebie tak bardzo. I wtedy to właśnie księżniczka swoim marzeniom stania się wolną oraz niezależną, całkowicie się poddaje. Ale w Serafinowym umyśle jak na huśtawce, rzeczy bardzo prędko ulegają zmianie. I nie od niej ich stan zależy, a od jej starszego brata, który tak sprytnie nauczył się jej emocjami manipulować.

— Nie? A jednak ciągle za mną łazisz, nie mogąc znaleźć własnej drogi, siostrzyczko.

— Przes... — próbuje powiedzieć, jednak zanim zdąży dokończyć, Serafin kontynuuje. W obawie przed tym, co może zaraz z ust brata usłyszeć, księżniczka wbija przerażone, zaszklone oczęta w twarz mężczyzny, wzrokiem prosząc o darowanie sobie kolejnej części wykładu. Na darmo. Na darmo...

— No co? Nie mam racji? Gdyby w Sallandirze nie posadzili cię na koń, to dziś leżałabyś pod czerwonym piaskiem. Gdyby nie ja, to zginęłabyś miesiąc po ucieczce.

— A ja? — fuczy, po czym również podnosi się do pozycji stojącej. Zadziera podbródek do góry, coby móc z dużo wyższym od siebie Serafinem utrzymać kontakt wzrokowy. Być może najwyższa pora braciszkowi co nieco przypomnieć. — Gdyby nie ja, już dawno umarłbyś z głodu albo został zadźgany nożem we śnie, nie mając nawet żadnej możliwości obrony. — ton głosu ulega podwyższeniu; Serafina oficjalnie wybucha. — A ty nawet tego docenić nie potrafisz, chociaż dobrze wiesz, że na głowie staję, żeby sprostać jakimś twoim chorym wymaganiom! — dłonią wskazuje na leżącą gdzieś niedaleko ogniska, pustą miseczkę po zupie podobno gulaszowej. Tylko bogowie i jedna, jedyna miska jej świadkiem w tym momencie. Nawet Kuskus w obawie przed awanturą stulecia postanowił się ukryć gdzieś w namiocie. — Jesteś taki sprzeczny, Serafinie! — kręci głową w niedowierzaniu. — Wymagasz od życia samych luksusów, krzywisz się na widok przyrządzanych przeze mnie potraw i kręcisz nosem na samą myśl spędzenia kolejnej nocy pod tym cholernym namiotem, ale kiedy ja proponuję zmianę, która mogłaby choć minimalnie wpłynąć na poprawę standardów naszego życia, milkniesz albo od razu odmawiasz. — wylewa z siebie wszystkie zażalenia jak leci, nie zastanawiając się ani przez sekundę. Bo gdyby tak się zastanowiła przypadkiem, to jeszcze faktycznie dałaby sobie na wstrzymanie. A ona na wstrzymanie dawać sobie w tej chwili nie chce. — I jeśli naprawdę nie pozostawisz mi żadnego wyboru, to w końcu wyruszę sama. Bez ciebie.

— Więc żegnaj, Serafino. Konia możesz zabrać. Z zapasów połowa należy mi się przez więzy krwi. I bądź łaskawa nie wracać za tydzień z płaczem.

Brat ściąga siostrę brutalnie na ziemię, siostra brutalnie na ziemię zostanie ściągnięta przez brata. I och, żeby to dało wyrazić się w słowach, jak bardzo ten upadek w postaci Serafinowych słów jest dla niej bolesny. Czarnowłosa milknie, uspokaja się jakby, zaciska zęby i pozwala jednej, pojedynczej łzie spłynąć po gładkim policzku.

— Jesteś najgorszym bratem, jakiego mogłam dostać od życia. I wierz mi, że gdybym tylko mogła, to oddałabym wszystko, żebyś nim nie był. — stwierdza krótko, prawie przez zęby, po czym – całkiem paradoksalnie dość, ale we wcześniejszych słowach Serafina chyba faktycznie dużo prawdy się znajduje – podąża za nim prosto do namiotu. Nie pytając o zdanie czy pozwolenie tym bardziej, również siada plecami do brata. Po policzku spływa kolejna łza, kolejna, a później jeszcze kolejna. — I odsuń się, bo namiot nie jest tylko twój.


*A u Serafiny w głowie jak na huśtawce...*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz